czwartek, 10 listopada 2016

Czarne kur(w)y domowe, kur(w)y strajkowe




O sytuacji kobiet w Polsce jest ostatnio głośno na całym świecie. Stało się to za sprawą tzw. Czarnego Protestu i Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, o którym zapewne czytelnicy mojego blogu słyszeli. Omówienie problemu politycznego per se zostawiam innym autorom, przywołując go tutaj jedynie w odniesieniu do zjawisk z zakresu kultury wizualnej, sztuki i jej pogranicza komentujących sytuację polityczną, zaangażowanych w nią lub nią inspirowanych. Pozwalam sobie jednak jednoznacznie stwierdzić, że w Polsce dzieje się bardzo źle jeśli chodzi o prawa kobiet, prawa człowieka. Internet przepełniony jest językiem pogardy i mizoginii. Wypowiedzi o rozkładających nogi czarnych kurwach padały z ust polityków, dziennikarzy i wielu internautów. Studiowałam, pracuję i piszę o zwierzętach w sztuce i mam (przynajmniej teoretycznie) pełnię praw obywatelskich w ogromnej mierze dzięki sufrażystkom i feministkom, które żyły i walczyły przede mną. Teraz boję się utraty pewnych praw, które uważam za podstawowe oraz mam obawy, że zwrot antykobiecy w mentalności i polityce, a co za tym idzie też w prawie i życiu codziennym, będzie się nasilał. Zdałam sobie sprawę, że muszę w tym momencie zawalczyć o siebie, jako kobietę-człowieka, jakkolwiek górnolotnie i dramatycznie to brzmi.

Z tego względu postanowiłam udostępnić na blogu grafikę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zachęcającą do podpisywania petycji "Dość pogardy i przemocy wobec kobiet". Znalazły się na niej wizerunki zwierząt uwikłane w znaczenia symboliczne, wyrażenia językowe i nasuwające odniesienia do innych prac artystycznych. Obrazek ten przedstawia kury z parasolkami, a towarzyszy mu hasło "Zostań kurą strajkową! Chodź wysiadywać petycję!". Kury strajkowe z parasolkami były pomysłem Karoliny Dróżdż, a tę trafioną formę graficzną nadała im Renata Czyluba. Jak wiadomo kura domowa to popularne i pejoratywne, a nawet dosyć pogardliwe określenie kobiety, która pracuje wyłącznie w domu, pełniąc rolę gospodyni domowej i sprawując opiekę nad dziećmi. Niekiedy o kobietach mówi się też kwoki i to określenie także nie ma pochlebnego zabarwienia. Pogarda wobec zwierząt świetnie współgra i zazwyczaj idzie w parze z pogardą wobec kobiet. Istnieją badania, które potwierdzają korelację między przemocą wobec ludzi (szczególnie przemocą domową) a przemocą wobec zwierząt.


W 2009 roku pisałam o pracach Sanji Iveković - zestawienia fotografii pobitych kobiet z fotografiami zwierząt płci żeńskiej i podpisami: suka, kwoka, krowa: http://niezla-sztuka.blogspot.com/2009/11/kobieta-zwierze-sanji-ivekovic.html

Sanja Iveković, Kwoka


Wredna suka, głupia gęś, stara krowa...

Tak więc kury na plakacie OSK są uwikłaną kulturowo metaforą. Porównania do kur są jednoznacznie pejoratywne, celem osób ich używających jest obrażenie, umniejszenie, zdyskredytowanie kobiet. OSK świadomie używa wizerunków kur, gdyż sarkazm, dowcip i dystans do siebie są jedną z dosyć skutecznych, a z pewnością od dziesięcioleci stosowanych, taktyk walki ideowej i politycznej. Ten negatywny wydźwięk porównania do zwierząt świadczy o naszym do nich stosunku opartym na braku szacunku, wykorzystywaniu i poczuciu wyższości. Taką postawę prezentuje większość ludzi w stosunku do zwierząt, a niektórzy mężczyźni o mizoginistycznym światopoglądzie w stosunku do kobiet. Oczywiście jest to daleko idące uproszczenie, lecz nie sposób zaprzeczyć istnieniu pewnej analogii. 

Mary Britton Clouse, Nemo: Portait/Self-Portrait, 2005, sepia photograph.

Mary Britton Clouse, Spent Hen: Self-portrait for Nellie, 2005, mixed media. 

Kura domowa jest zwierzęciem kontaktowym i inteligentnym, o czym pisałam w moim artykule "Taking chickens seriously. Empathy and responsibility as sources of Mary Britton Clouse art" w książce "Sustainable art" pod redakcją prof. Anny Markowskiej. Prace Britton Clouse to jedne z tych dzieł sztuki, których nigdy nie zapomnę, które głęboko utkwiły we mnie. Są świetnym przykładem sztuki o wysokiej wartości artystycznej zaangażowanej w prawa zwierząt i pokazującej zwierzęcą podmiotowość, ściśle przy tym związanych z aktywizmem. A takiego dobrego artywizmu bynajmniej nie jest wiele. Prace Briton Clouse można było zobaczyć w Polsce w 2014 roku na wystawie "Ecce Animalia". 

widok wystawy "Ecce Animalia", CRP w Orońsku, 2014, fot. Leszek Golec

książka "Sustainable art" pod red. A Markowskiej: http://world-art.pl/publikacje.html

W Polsce artystką, która swoje życie poświęciła szyciu tkaninowych rzeźb kur, a także wierszom i wykładom o kurach jest Beata Rokosz Szymanek. Zgromadziła ona też imponującą kolekcję wszelakich artystycznych i popularnych przedstawień kur: obrazów, fotografii, kolaży, memów. Od niej m. in. mam ten piękny i tylko pozornie banalny obraz Mostafy Keyhaniego**, którego głównym tematem są kury czy raczej ich wizualne piękno. 


Mostafa Keyhani

 Beaty Rokosz-Szymanek, czarna kura, tkaninowa rzeźba

Zestawienie wielu tkaninowych rzeźb Beaty Rokosz-Szymanek

W grafice OSK widzimy kury siedzące pod parasolkami. Kury są czarne, ponieważ grupa strajku kobiet zawiązała się wokół tzw. Czarnego Protestu przeciwko drastycznemu zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Parasolki stały się zaś symbolem OSK. W dniu pierwszego masowego strajku w dniu 3.10.2016 w większej części Polski padał deszcz. Były obawy, że przez to mało osób zdecyduje się demonstrować moknąć w jesiennym deszczu przez kilka godzin. Kobiety (oraz wspierający ich mężczyźni) stanęły jednak na wysokości zadania pojawiając się tłumnie z parasolkami. W ten sposób piersiasta parasolka stała się znakiem rozpoznawczym tzw. Polki Walczącej obok logo strajku - profilu kobiety z błyskawicą autorstwa Oli Jasionowskiej. Czerwoną błyskawicą - stąd też taki kolor parasolek. Podoba mi się zabieg z kolorem tła w plakacie petycyjnym z kurami. Jest to kolor nieba o wschodzie lub zachodzie słońca. Czarne kury zaś wyglądają jak podświetlone jego światłem, a parasolki są w rzeczywistości czarne, lecz w promieniach wschodzącego słońca wydają się czerwone. Tak sobie popłynęłam z interpretacją, ale chyba przecież o to chodzi w sztuce. 


Istnieje powiedzenie "chodzić spać z kurami", które oznacza chodzić wcześniej spać. Z kolei koguty (oczywiście tylko te popierające protestujące kury) pieją o poranku na pobudkę. Dyrektor warszawskiego ZOO, dr Andrzej Kruszewicz opowiadał swego czasu w radio, jak to powiedzenie ma się do rzeczywistości: Sygnałem do snu jest dla każdej kury zmiana intensywności światła. Nioski żyją w zgodzie z prawami natury. Chodzą spać tak, jak większość gospodarzy na wsi, czyli wtedy, kiedy robi się ciemno, a budzą się ze wschodem słońca. W ciągu roku kury nie wysypiają się jednak równomiernie. Zimą śpią długo, a latem zdecydowanie krócej. To dlatego, że gdy jest ciepło, noce są znacznie krótsze. Czasem, w ciągu letniego dnia kury ucinają sobie drzemki na słońcu, bo są zwyczajnie niewyspane. Za to zimą śpią długo, są rześkie, intensywnie sobie żerują. Jest wtedy chłodniej, to też je stymuluje do życia*. Niestety fakty są takie, że większość hodowanych kur żyje w potwornych warunkach chowu klatkowego (3) lub niewiele lepszych chowu ściółkowego (2) i wolnowybiegowego (1). W chowie klatkowym i ściółkowym kury nie mają dostępu do naturalnego światła ani świeżego powietrza, są tez stłoczone na bardzo małej powierzchni, opryskiwane środkami owadobójczymi, faszerowane antybiotykami i sztuczną karmą, chore fizycznie i psychicznie: https://jakonetoznosza.pl/

Pozostaje mi jeszcze wyrazić ubolewanie, że prawdziwe kury nie są w stanie zawalczyć o swoje prawa. Dlatego polecam zapoznanie się działalnością przytuliska dla kur Chicken Run Rescue prowadzonego przez wspomnianą artystkę Mary Britton Clouse i jej męża. Ta ich działalność stała się źródłem jej najlepszych prac i pozostaje koniecznym punktem odniesienia przy próbach ich odczytania. 



--- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

1 komentarz:

  1. Urodzilam sie w Polsce i zylam w tym kraju 27 lat. Wtedy jeszcze obowiazkowy byl "baise main" i cokolwiek potem pod strzechami by sie nie dzialo, na zewnatrz nie czulo sie pogardy dla kobiet (ja nie czulam). Aborcja byla legalna. Zmienilam kraj w 1981 roku. We Francji gdzie mieszkam od tego czasu nikt mi reki nie calowal, a nawet nie podawal jako pierwszej w mieszanym towarzystwie(pan podawal ja najpierw panu, pani pozniej). Staralam sie zrozumiec o co chodzilo i moze jeszcze chodzi francuskim feministkom. Chyba w koncu zrozumialam : chodzilo glownie o rownouprawnienie w sprawach zawodowych.Przezylam z dala od kariery, wiec mnie to osobiscie nie dotyczylo. Zadnej pogardy ze strony mezczyzn na wlasnej skorze nie odczulam. Pejoratywnego przyrownywania kobiet do zwierzat nie zauwazylam. "Ma poule" czy "sa poule" jest raczej slodkie i chodzi tu o kochanke (kochanka moze byc tez zona). Dziele sie tym doswiadczeniem, zastanawiajac sie jednoczesnie nad tym co jest typowo polskie. Wydaje mi sie, ze to jakies szczegolne podejscie do seksualnosci. Czesto bardzo wulgarne (brzydze sie tym co musze robic, bo natura tego ode mnie wymaga, a kosciol mowi inaczej). Bardzo dziekuje autorce tego artykulu, ktory wywolam u mnie refleksje. Mathilda

    OdpowiedzUsuń