Już drugi wpis na Strasznej sztuce zahacza o problematykę antygatunkowizmu. Cieszę się, że pojęcie to w jakiś sposób zaistniało w dyskursie o sztuce i kulturze. Wcześniej w Czasie Kultury i Krytyce politycznej, a teraz na blogu Izabeli Kowalczyk.
Straszna sztuka: Antygatunkowizm
Iza Kowalczyk zastanawia się, czy reprezentowana przez mnie postawa (we wpisie Dlaczego Nie-zła sztuka?) różni się od ekofeminizmu. Wprawdzie nie wiem wiele o ekofeminizmie, wydaje mi się jednak, że różnice są na pewno, podobieństw zaś także by się sporo znalazło. W każdym razie antygatunkowizm wydaje mi się pojęciem wykraczającym daleko poza ekologię. Jest on postawą, która obejmuje całokształt myślenia o świecie, przenika właściwie do wszystkich dziedzin życia. Myślę, że można też mówić o antygatunkowistycznym podejściu do ekologii i oczywiście do sztuki. Może zatem antygatunkowistyczna historia sztuki nie jest wcale tak absurdalnym pomysłem (choć na razie na pewno brzmiącym nierealnie i desperacko)... ;-)
Z jednej strony można dostrzec przejawy gatunkowizmu w sztuce współczesnej, z drugiej zaś chodzi też o inne spojrzenie na prace artystyczne, które podejmują tematykę związaną ze zwierzętami czy też po prostu o przedstawienia zwierząt w sztuce. Krytyk/czka sztuki - antygatunkowist/ka może też poszukiwać niegatunkowistycznej postawy artystycznej. I nie chodzi tu tylko o sztukę wyraźnie zaangażowaną w kwestię wyzwolenia zwierząt (jak np. prace Xaviera Bayle), ale też o sztukę i jej recepcję, które w jakiś sposób przełamują schematyczne, stereotypowe podejście do zwierząt jako elementu otoczenia człowieka albo jako części natury w opozycji do kultury, czy też pejoratywnej zazwyczaj zwierzęcości w opozycji do tego, co ludzkie (i nie wiedzieć czemu słowo ludzkie ma pozytywny wydźwięk??! W końcu to człowiek jest przyczyna większości zła na świecie.), czy też w końcu symbolicznej funkcji zwierząt na podobieństwo bajek Krasickiego, gdzie gatunki zwierząt mają symbolizować określone ludzkie cechy lub zachowania. Mnie takie podejście do zwierząt w sztuce nie satysfakcjonuje i chcę poszukiwać czegoś innego, czegoś więcej. Interesuje mnie sztuka, w której zwierzę jest podmiotem, a nie tylko dopełnieniem ludzkiego świata.
Nie zawsze przełamywanie schematycznego podejścia do zwierząt musi być oczywiste i jednoznaczne. Przykładem może być przypomniany przez Izabelę Kowalczyk obraz Marka Sobczyka Kasztan Mały (Pies: Kasztan Alergik) Iza przytacza też fragment wypowiedzi artysty, która pokazuje, jaką rolę w zamierzeniu twórcy gra w tym obrazie pies, dlaczego znalazł się on na tle swastyki czy też swastyka w towarzystwie psa?
U Sobczyka także inne zwierzęta pojawiają się w nieoczekiwanych kontekstach. Tu np. znowu ideologia, tym razem nieokreślona, w towarzystwie żyrafy.
Marek Sobczyk, Cudowna przemiana martwej żyrafy-idei w ideologię (Żyrafek Brownie), tempera jajkowa na płótnie, 193 x 193 cm, 2008 r., fot. archiwum Galerii Klimy Bocheńskiej
Pojawia się także Kobieta-pies... (tytuł oczywiście kojarzy się z Kobietą-zwierzęciem Sanji Iveković.)
A jak już jesteśmy przy Sobczyku, w którego pracach bardzo często pojawiają się zwierzęta pozaludzkie, a najczęściej chyba psy, to warto wspomnieć wystawę Pies w sztuce polskiej, która, już co prawda dawno, bo w 2003 roku, odbyła się w białostockiej Galerii Arsenał. Jeżeli podobna wystawa byłaby robiona dziś, to nie mogłoby na niej zabraknąć kilku fantastycznych rzeźb Tomka Rogalińskiego. Ciekawe z resztą, że właśnie rzeźba jest medium tak często wybieranym dla psów...
Ślimaki są po prostu genialne! :-)
W tym miejscu warto przywołać jeszcze jeden blog - Czyli komiks o niczym, na którym pojawił się tekst o pracach Patrici Piccinini, o której Katarzyna wspomniała w jednym z komentarzy do wpisu o Sanji Ivekovic i o której też zamierzałam napisać. Autorka Komiksu o niczym co prawda nie przywołuje tu pojęcia anty/gatunkowizmu, ale wskazuje na nieoczywistość podziałów na to, co ludzkie i zwierzęce. Z pewnością zwierzęco-ludzkie postacie Piccinini mają wiele wspólnego z małpio-ludzką hybrydą oraz Zukunftige Lebensformen (Przyszłymi formami życia) Reinera Marii Matysika. Mnie interesuje też, jaką rolę grają w pracach Patricii Piccinini dzieci. Ale o tym już kiedy indziej.
Jeżeli chcesz skomentować blog, a nie chcesz się logować, wybierz opcję Anonimowy i podpisz się w komentarzu.
Tomku, żóty piesek mnie powalił... Kamieniem jest ciało człeka, człekoktałtnego,...Ciałem są kamienie, pomalowane na żółto, na kolor ciała ni to białego ni to czarnego... taki rosnący człeko kształt!...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Tomek Michnik
Mnie też powalił, oczywiście w pozytywnym sensie. Jest jednocześnie smutny i słodki. Kojarzy mi się z trupem rozjechanego na szosie zwierzaka (w Polsce kierowca może legalnie kogoś zabić i zwiać!), jednocześnie kojarzy się z niewinnością dziecka w brzuchu, wnętrzności - jelita, pępowina...? Fajnie widać strukturę materiału. I ten żółty kolor, taki niepokojący, wyrazisty, mdły...
OdpowiedzUsuńCzy ta propozycja wypływa z tzw. debaty posthumanistycznej? W jakim kontekście można by ulokować "antygatunkowizm"? pozdrowienia od apostolskich Owiec :)
OdpowiedzUsuńniedawno trafiłam na tego bloga - niezmiernie się cieszę, że powstał. problem praw zwierząt nie-ludzkich wkracza powoli w rodzimy dyskurs o sztuce.
OdpowiedzUsuńsama podejmuje próby opisywania podobnych zjawisk (studiuję historię sztuki), ale narazie nie wykraczały poza teren mojej uczelni.
aż się prosi, aby zająć się tutaj problematyką bio- artu.
pozdrawiam ciepło!:)