Bardzo rzadko, coraz rzadziej piszę na blogu. Prawdę mówiąc, prawie wcale. Najpierw nie mogłam się z tym pogodzić, ale ostatecznie zaakceptowałam fakt, że mój blog przekształci się raczej w moją stronę internetową, zawierająca zestaw stałych i czasem aktualizowanych informacji o mnie i mojej aktywności na polu nauki i sztuki, niż miejsce żywej refleksji. Trochę szkoda, bo blog był dla mnie rodzajem notatnika, a przy tym - jak się okazuje - zdarzyło się, że był cytowany w popularnych gazetach i artykułach naukowych. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do pisania, tymczasem postaram się, by od czasu do czasu pojawiały się krótkie, luźniejsze wpisy.
Trafiłam dziś na Facebooku na animowany obrazek gif tak doskonały i uroczy, że nie mogłam go zignorować i postanowiłam się nim podzielić także na blogu. Przedstawia on w doskonałej artystycznie formie ewolucję gatunków: począwszy od organizmów najprostszych, poprzez rośliny, kolejne stadia rozwoju królestwa zwierząt, a raczej Królestwa Zwierzęta (bo mam tu na myśli biologiczną klasyfikację), a skończywszy na naczelnych. Przy tym, co istotne, człowiek i inne naczelne wyłaniają się i przeistaczają w odnawialnym płynnym cyklu, by następnie przemieć się w kształty małych ssaków, wśród których można chyba dostrzec mysz. Tak więc ewolucja nie jest tu przedstawiona w formie uproszczonej liniowej hierarchii. Owszem, hierarchia jest obecna, lecz jest usytuowana w animacji w dwojaki sposób: rozwija się po spiralnej linii od środka koła oraz równomiernie dookoła - promieniście. Zostaje jednak zaburzona, podważona czy też po prostu nieco skomplikowana przez horyzontalne przemiany kształtów istot na linii kolejnych okręgów. A zatem twórca wykorzystał trojaką właściwość geometryczno-optyczną okrągłej spirali, obrazując złożoność procesu ewolucji. Na tym polega genialność tej wizualizacji, przy czym jest też po prostu starannie opracowana graficznie, wyrazista i zharmonizowana kolorystycznie, a schematyczne przedstawienia organizmów mają w sobie coś po dziecinnemu urokliwego, choć ta ostatnia cecha jest być może jedynie moim subiektywnym wrażeniem.
Mam nadzieje, że poniższy szkic ilustruje nieco mój zawiły opis:
Przy tej okazji warto wspomnieć o animowanej wizualizacji ewolucji z serialu "Cosmos: A Personal Voyage" Carla Sagana, Ann Druyan i Stevena Sotera", o istnieniu którego dowiedziałam sie od Michała Kosakowskiego:
Dla porównania zamieszczam gif przedstawiający ten fragment "Cosmosu", do którego na końcu dodano niewyszukane żartobliwe zakończenie, które jest niestety o tyle bliskie prawdzie, że człowiek wyewoluował w istotę, która czyni wiele zła, najwięcej spośród wszystkich gatunków szkodzi zarówno przedstawicielom innych gatunków, jak i własnego. To ostatnie to dopiero jest paradoks.
Na koniec chciałabym przypomnieć także pracę Daniela Lee "Origin", który stworzył serię hiperrealistycznych grafik komputerowych ukazujących ewolucyjną przemianę od ryby do człowieka, przedstawiając istoty będące przedstawicielami kolejnych stadiów, niejako gatunkami, które istniały "pod drodze", przy czym każdy z obrazów, a tym samym każda z istot jest równorzędna. Przekształcenia są tak płynne, że przewijając obrazy szybko jeden po drugim uzyskujemy wrażenie animacji, ruchu, który działa w obydwu kierunkach: od ryby do człowieka i z powrotem. Przedstawione istoty nie ilustrują jednak oczywiście udowodnionych naukowo etapów prawdziwych procesów ewolucyjnych, lecz uzmysławiają to, o czym pisała Monika Bakke, czyli "ciągłość i płynność, tam, gdzie dotychczas widzieliśmy tylko różnice". Teoretycznie żyjemy ze świadomością ewolucji, jednak nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co to oznacza, że jesteśmy jej produktami oraz, że ewolucja cały czas zachodzi, więc żyjemy w niej.
Człowiek Lee ma coś niepokojąco nieludzkiego w twarzy, podobnie jak wiele postaci z jego komputerowo wykreowanych obrazów, które są hybrydami, nie całkiem ludźmi.
Pierwszy obrazek w serii "Origin" jest charakterystyczny, ponieważ obrazuje nicość, z której wyłoni się ryba, ukazuje jakby ruch w próżni, w przestrzeni lub raczej w wodzie. Choć delikatne cieniowanie o owalnym kształcie przypomina raczej moment kreacji, pojawiania się znikąd. Jest też ciekawym przedstawieniem czasu - obrazuje moment kiedy już wiadomo, że coś zaistnieje, lecz jeszcze nie zaistniało. Być może to wrażenie pojawiania się w nicości w jakiś przewrotny sposób godzi kreacjonizm z teorią ewolucji, skądś bowiem musiało się wziąć to pierwsze coś, z czego powstało cokolwiek, co mogło ewolucję zapoczątkować, choćby próżnia, przestrzeń kosmiczna, pierwszy atom, ruch powietrza (tu przydałaby się pomoc specjalisty od ewolucji Ziemi, który wskazałby prawdopodobne tropy naukowych spekulacji na ten temat), który zawierał w sobie potencjalność całych dalszych losów Ziemi, całej ewolucji, a więc w jakimś sensie dzieło stworzenia. W takim kontekście ewolucję można widzieć jako boski zamysł. Interesuje mnie co prawda to, jak teologia poradziła sobie z akceptacją teorii ewolucji, jednak podążając tym tropem odchodzimy coraz dalej od dzieła Lee i zaprezentowanych gif-ów, a więc zatrzymajmy się. No to wyszedł całkiem długi wpis, pełen spontanicznych przemyśleń. Dobranoc ;-)
--- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAnimacja przedstawiona w gifie do którego linkujesz powstała o ile się nie mylę na potrzeby wspaniałego serialu Cosmos Carla Sagana. Dick Butt jest oczywiście współczesnym dodatkiem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za informacje. Pod wpływem Pana komentarza uzupełniłam mój wpis.
OdpowiedzUsuń