Na Biennale Mediations w Poznaniu pojawiła się koza...
Był to performance grupy o nazwie "no mad", której członkowie nie podają na stronie internetowej swoich nazwisk. Wiem chyba i tak, kto do tej grupy należy, ale z racji braku pewności nie będę rzucać nazwiskami, przynajmniej nie wszystkimi. Sama tego wydarzenia nie widziałam, ale dotarły do mnie trochę niepokojące sygnały od osób, które były przy nim obecne. Między innymi Iza Kowalczyk na swoim blogu w komentarzu napisała, że koza raczej była zaniepokojona, chyba się bała, ludzie traktowali ją trochę jak niedźwiedzia na łańcuchu... I choć kozie nie stało się nic drastycznego, to jednak mam wrażenie, tak jak Iza, że zwierzę zostało potraktowane dość instrumentalnie. Jaki sens ma zmuszanie zwierzęcia do paradowania w dzikim tłumie i oglądania sztuki, która nie rzadko produkuje dźwięki i obrazy, których zwierzę ma prawo się bać. W takiej sytuacji z resztą nie czułby się dobrze raczej nawet pies, a co dopiero koza. Wyjątkiem może być suczka Tunia niejakiego Grzegorza, konserwatora zabytków z Torunia, która ze swym opiekunem chadza na wszystkie wernisaże. Ale to tylko dlatego, że jej psychika nie jest w stanie znieść braku obecności Grzegorza. Wozownia wpuszcza pieska, w CSW Toruń były problemy, ale przynajmniej raz na moich oczach ochroniarz zmiękł. Trzeba jednak przyznać, że Tunia na tego typu imprezach umie się zachować, nie szczeka, nie biega, nie sika, podczas gdy koza przyprowadzona przez członków grupy "no mad" prawie obsikała komuś buty.
Próbowałam się więc dowiedzieć dokładniej o co w tej akcji chodzi z różnych względów. By dowiedzieć się, czy koza nie jest przypadkiem takim wyjątkiem jak Tunia z Torunia, gdyż nie chcę oskarżyć kogoś bezasadnie o niewłaściwe traktowanie zwierzęcia, a także by poznać zamierzone przez autorów znaczenia akcji z udziałem kozy, oraz ponieważ interesuje mnie nie tylko etyczny aspekt sztuki z udziałem zwierząt. Szkoda, że nie wiem, jak to zwierzę ma na imię, byłoby łatwiej o niej pisać i uświadamiałoby to od razu czytelnikowi moje podejście do kozy jako osoby. Osoby o nieco innych predyspozycjach i potrzebach niż ludzkie. Ale jednak osoby a nie "pracy", jak napisał o niej Artur Kłosiński (według moich obliczeń blisko związany z grupą "no mad"). A zatem powtórzę, że koza to koza, uczestniczka raczej, a nie "praca" albo "obiekt". Kłosiński natomiast w niezbyt uprzejmy sposób zarzucił Kowalczyk, że nie zrozumiała pracy. "Wielka szkoda, że koza nie obsikała pani butów, bo może wtedy zechciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej np. czyja to była praca i dlaczego koza tam się znalazła?" - napisał. Natomiast na wyrażone przez Kowalczyk wątpliwości dotyczące "wygłupionej kozy będącej obiektem sztuki, niezależnie jak szczytne byłoby przesłanie", zareagował: "Jeżeli ktoś pisze o sztuce to powinien znać pracę o której pisze, potem może krytykować, to jest uczciwe podejście." Jak czytam jego słowa mam potrójne wątpliwości. Po pierwsze takie jak Iza. Po drugie zabrzmiało to tak, jakby koza była jednym z przedmiotów, z których składa się praca. Takie słowa są symptomem instrumentalnego podejścia do zwierzęcia. Po trzecie nie rozumiem oczekiwania, że ktoś najpierw musi koniecznie o pracy artystycznej się czegoś dowiedzieć, poczytać, popytać, jakie są intencje autorów i najwyraźniej ma obowiązek odebrać pracę zgodnie z nimi, a do tego powinna mu się ona podobać. W dodatku zarzuty te nie mają prawa bytu, ponieważ Kowalczyk orientowała się w intencjach artystów, w zamierzeniu których koza była protestem przeciwko ocenzurowaniu ich pacy oraz związana była z problemem konfliktu pomiędzy Palestyną a Izraelem. Według grupy "no mad" ten plakat stał się inspiracją dla planowanego performansu:
Koza była oblepiona napisem w języku polskim i angielskim informującym o ocenzurowaniu pracy "no madów", przy czym ma być ona symbolicznym (na szczęście nie dosłownie!!) kozłem ofiarnym złożonym na ołtarzu sztuki. Niezupełnie rozumiem w jaki sposób ma się to odnosić do konfliktu izraelsko-palestyńskiego ani tym bardziej do cenzury. Może chodzi o to, że u muzułmanów (obecnie) oraz u Żydów (historycznie), ale też w wielu innych kulturach, kozioł jest lub był zwierzęciem zabijanym w ofierze, a konflikt na bliskim wschodzie ma podłoże w dużej mierze religijne. Zastanawiający jest też brak jakiejkolwiek afery (oprócz kozy) wokół cenzury dokonanej przez organizatorów biennale oraz to, że atakujący Izę Kowalczyk za "niezrozumienie" akcji grupy "no mad" Artur Kłosiński zażarcie broni również całego biennale. Czy przypadkiem ta rzekoma cenzura nie była wpisana w ich akcję i zaplanowana?
Ten happening mógłby być natomiast ciekawym odniesieniem do dosłownego składania ofiar ze zwierząt na ołtarzu sztuki, czyli wykorzystywaniu ich życia, śmierci i ciała do celów artystycznych, o czym pisałam już kilkakrotnie, m. in. w Artmixie (http://obieg.pl/artmix/16533) i o czym z innej perspektywy pisał Dariusz Gzyra (http://obieg.pl/artmix/16522).
Mimo wszystko postanowiłam podrążyć sprawę. Uzyskałam na przykład informację, że podobno grupa "no mad" uratowała kozę od uboju... Nie jest to informacja potwierdzona. Jeżeli jednak istotnie tak jest, to należą im się ogromne brawa i szacunek za ten czyn, nie zmienia to jednak mojego zdania na temat zmuszania kozy do poruszania się po mieście i zatłoczonym muzeum. Ale z drugiej strony nie znam się aż tak na kozach, być może potrafią się one przystosować do życia w mieście podobnie do psów (i nota bene świń, które można wychować tak jak psy). W tym wypadku jednak zapewne nie bez powodu niektórzy widzowie mieli wrażenie, ze zwierzę się męczy i boi.
Czy ten performans był dobry, czy przemówił do widzów, czy spełnił swoja rolę symboliczną? Ja ocenić nie potrafię, bo mnie tam nie było. Całą tę historię pozostawiam więc czytelnikom do rozważenia i komentowania.
***
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
7 komentarzy:
ja tą kozę widziałam cały boży dzień uczestnicząc w otwarciu. nie analizując sensu akcji widziałam, że koza po prostu się męczyła i miała to wszystko w dupie.
Dorota, dzięki za ten wpis. Zgadzam się oczywiście z wątpliwościami dotyczącymi kozy, ale masz też 100% racji pisząc, że akcja artystyczna / praca powinna być komunikatywna. Tutaj zaś komunikat był totalnie niejasny.
Pani Doroto
Pytaliśmy już na blogu pani Izy, ale nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Może pani pomoże nam w następującej kwestii:
Czy intrumentalne wykorzystanie kozy jest niemoralne? Bo, dajmy na ten przykład, Peter Singer nie uznałby tego za niemoralne, niestosowne. A to dlatego, że koza nie wie (nie zdaje sobie sprawy) iż jest "instrumentalnie wykorzystana" i nie ponosi z tego tytułu żadnych "ubocznych" szkód.
Abstrahujemy od tego, czy koza dobrze czuła się na Biennale - to już zupełnie inna sprawa. Można bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której koza również zostałby "instrumentalnie wykorzystana", ale bez doznawania przy okazji przykrości. Np. koza spokojnie pasłaby się w ogródku za stodołą a artyści umieściliby swój napis (który oryginalnie znajdował się na kozie) na tabliczce wbitej w ziemię w pobliżu kozy. Następnie artyści zaprosiliby widzów, którzy z pewnej odległości, niezauważeni przez kozę, obserwowaliby ją pasącą się obok tabliczki z komunikatem. Koza o niczym by nie wiedziała i nie cierpiałaby z powodu "instrumentalnego wykorzystania". Możliwa jest też sytuacja odwrotna, czyli taka, w której koza doznawałaby przykrości, ale nie byłaby "instrumentalnie wykorzystana". Pozostawiamy to Pani wyobraźni.
Oczywiście cały ten wywód przeprowadzamy przy założeniu, że koza nigdy nie może zdawać sobie sprawy, iż jest "instrumentalnie wykorzystywana". Jeśli uważa Pani, że koza może dojść do takiego wniosku, prosimy o uściślenie.
Szanowni Ślusarze,
Nie wiem, czy czytaliście w końcu Singera, ale jeśli tak, to chyba czegoś nie zrozumieliście. Z pewnością Singer nie rozumuje w taki sposób, jak to ujęliście powyżej!
W tym wpisie akurat się nie odwołuję do Singera ani też nie jest on jedynym filozofem, etykiem, pisarzem, z którego argumentami się zgadzam czy też, z którego argumentów i toku rozumowania korzystam pisząc o zwierzętach.
W tym wypadku podstawowe jest pojęcie Cierpienia (czy w takiej sytuacji koza cierpi?) oraz Krzywdy (czy dzieje jej się krzywda?, czy ktoś ją krzywdzi?). Instrumentalne wykorzystanie wiążę się w tym wypadku z tymi kategoriami. A czy zawsze musi się wiązać, to trzeba by rozważyć.
Przez wbicie tabliczki na trawie na pastwisku (pod warunkiem, że pastwisko nie byłoby umieszczone na obleganym przez tłumy terenie biennale) oczywiście kozie nie działaby się krzywda. Ale czy wtedy można by mówić o instrumentalnym wykorzystaniu, nie jestem wcale pewna. Zależy jak to pojęcie rozumiecie. Jeśli je rozszerzyć tak jak to proponujecie, można je odnieść też do ludzi i może mieć różne odcienie, np. fotograf, który robi zdjęcie komuś, kto jest tego nieświadomy też w jakiś sposób traktuje go instrumentalnie. Ale czy robi mu krzywdę? Niekoniecznie.
Dyskusja na temat instrumentalnego potraktowania całkowicie abstrahująca od tego jak ten potraktowany się czuł, nie ma większego sensu. Niekoniecznie trzeba wiedzieć lub zdawać sobie sprawę, żeby czuć. Ale też ofiara nie musi sobie zdawać sprawy, że jest ofiarą. Np. niemowlę nie musi sobie zdawać sprawy z tego, że zostało skrzywdzone, żeby można było uznać, że zostało skrzywdzone.
Dlatego w wypadku kozy kluczową sprawą jest, jak ta koza się w danej sytuacji czuła. I przede wszystkim o to chodziło mi w tym tekście.
Dorota Ł.
Pani Doroto
Przepraszamy, że odpisujemy po miesiącu, ale byliśmy "na wyjeździe". Rozumiemy, że nie musi Pani odwoływać się WYŁĄCZNIE do Singera, ale jeśli tak, to inni myśliciele są w konflikcie z Singerem. I tak z ciekawości chcieliśmy spytać, czy w tym przypadku zgadza się Pani z Singerem, czy z kimś innym.
Singer myśli bowiem dokładnie tak, jak napisaliśmy. Właściwie każda książka Singera pełna jest przykładów na to, żeby się nie "rozdrabniać", pozostańmy przy rozdziale 6 "Etyki praktycznej", czyli o aborcji. Przykładowe zdanie (s.167): "jeśli prawo do życia musi być oparte na zdolności do chęci życia czy zdolności zobaczenia siebie jako trwającego podmiotu moralnego (a wg Singera musi), nowo narodzone niemowlę nie może mieć prawa do życia". I podobne (ale trochę różniące się argumentem): "nowo narodzone niemowlęta nie są zdolne zobaczyć siebie jako istot, które mogą mieć, lub nie mieć przyszłości, i dlatego nie mogą pragnąć kontynuowania życia". Między innymi z powyższych powodów zabicie niemowlęcia nie jest dla Singera czymś złym samo w sobie. Uważa on tylko, że złe byłoby np. zadawanie niemowlęciu bólu przy pozbawianiu go życia (tak samo, jak w przypadku zwierząt niesamoświadomych, jak np ryb wg Singera).
Powyższe przykłady pokazują, że jeśli istota żywa nie jest w stanie zdać sobie sprawy z posiadania czegoś, to nie da się jej pozbawić prawa do posiadania tego, ponieważ ona nie jest w stanie mieć takiego prawa. Czyli jeśli koza nie jest w stanie zdać sobie sprawy, że jest "instrumentalnie wykorzystana", to nie da się jej wykorzystać w ten sposób. Nie znaleźliśmy u Singera czegoś takiego jak "krzywda". Posługuje się on kategoriami takimi jak ból, prawo do czegoś, preferencje. I nic dziwnego. Krzywda jest słowem zbyt ogólnikowym dla jego wywodu.
Rozumiemy, że chodziło Pani o to, jak koza się czuła. Ale nam o to nie chodzi i zilustrowaniu tego służył przykład z oglądaniem kozy za obórką. Domyślamy się, że na Biennale koza czuła się źle, ale nie o tym mówiliśmy.
Pierdoly - rozwazania nt. "jak sie koza czula". Naprawde nie macie sie nad czym rozdrabniac? Jakas abstrakcyjna personifiikacja zwierzat! Kozie nic sie nie stalo i nic w zamiarze stac sie nie mialo. Pseudo intelektualisci.
Nie rozumiecie czego metafora byla koza? Sami sobie odpowiadacie: Koza byla metafora Was samych. Chodzicie po tym swiecie jak te kozy, ladnie ubrani i stajacy sie uzywac pieknych slow.
Dyrdymalisci.
-Gall Anonim
Prześlij komentarz