sobota, 31 grudnia 2011

Sylwestrowy plakat TPN

projekt: Krzysztof Kokoryn (dla Tatrzańskiego Parku Narodowego)

Udany plakat Krzysztofa Kokoryna krytykujący infantylną nowobogacką, kapitalistyczną i jakże egoistyczną tradycję, kultywowaną głównie przez dużych chłopców, którzy nie mogą dorosnąć. Wujek Freud na pewno by miał coś na ten temat do powiedzenia ;)

Doznałam wczoraj niechybnie uszkodzenia słuchu po tym jak banda zadowolonych z siebie kretynów pod Biedronką odpaliła na chodniku petardę.

Mój pies ciągle szczeka, ktoś musi z nim zostać, więc nie pójdzie na imprezę.

Kotka sąsiadów dostała kiedyś w Sylwestra zawału serca.

W Tatrach niedźwiedzie budzą się z zimowego snu.

Ptaki uciekają.

Ludzie starzy i chorzy się męczą.

Niemowlęta i chorzy psychicznie się boją.

Co roku komuś urywa rękę.

sobota, 26 listopada 2011

Zbrodnia, kicz i komercja czy(li) klasyka sztuki?

Uwaga! Ten wpis zawiera obrazy, które mogą zostać uznane za drastyczne!

---

W krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej (MOCAK) trwa wystawa "Akcjonizm wiedeński. Przeciwny biegun społeczeństwa" (do 29.1.2012). Jak pisze kurator Stanisław Ruksza

"(...) owiany legendą akcjonizm nie jest dobrze znany. Dokumentacje ich działań wciąż wzbudzają emocje, nie tylko w społeczeństwie austriackim. Znaczenie zjawiska przykryte zostało strategią don't touch - pokazywać, lecz nie dyskutować".

Wydaje mi się, że znaczenia tej sztuki (sugerowane krytykom przez samych artystów) nie są wcale aż tak niechętnie zgłębiane. Strategia nie dotykania dotyczy raczej społecznego, w tym etycznego wymiaru większości prac artystycznych, które weszły do kanonu sztuki, mimo iż są wobec kogoś ewidentnie nie w porządku, łamią czyjeś prawa, podważają czyjąś godność, wykorzystują kogoś lub upokarzają. Dotyczy to choćby osławionych Łaźni Kozyry lub Piramidy zwierząt, która staje się już na tym blogu nadużywanym przykładem (ale cóż, jest jednym z nielicznych znanych przykładów w polskiej sztuce, które w podobnych sytuacjach można przywołać). Każdy krytyk, który spróbuje dyskutować z etyczna zasadnością Łaźni naraża się na to, że zostanie wrzucony do jednego worka z LPR-wocami, którzy chcieli skazać Nieznalską. Tekst Doroty Jareckiej na temat wystawy akcjonistów potwierdza te obawy: http://wyborcza.pl/Wykrwawiona_rewolucja.html

widok wystawy "Akcjonizm wiedeński. Przeciwny biegun społeczeństwa" w Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie(zdjęcie pochodzi ze strony: www.obieg.pl)


Hermann Nitsch, Teatr Orgii Misteriów (kaseta). Akcja nr 3 i 4, Wiedeń 1963 / O.M. Theater (Kassette), 3. und 4. Aktion, Wien 1963, 1963/1974, dokumentacja fotograficzna: Ludwig Hoffenreich, fotografie: Atelier Graficzne Neumann, Wiedeń, ©Hermann Nitsch, Kolekcja Essla (za: www.obieg.pl)

Pozwolę sobie przytoczyć krótki wpis Magdy Ujmy z jej blogu "Krytyk sztuki na skraju załamania nerwowego". Blog polecam, a jego nazwę uwielbiam. We wpisie "W sprawie artystów i zwierząt" autorka porusza kwestię zwierząt w odniesieniu do recenzji Doroty Jareckiej:

Na początek zwracam uwagę na recenzję z wystawy akcjonistów wiedeńskich, jaka właśnie otworzyła się w krakowskim muzeum Mocak. Dorota Jarecka w "Gazecie Wyborczej" pisze:
To prawda: wiedeńscy akcjoniści urządzali drastyczne akcje połączone z zarzynaniem zwierząt i spuszczaniem z nich krwi. Prawdą jest jednak także, że nie była to powierzchowna i głupawa reakcja na to, że wiedeńczycy chodzą do opery i jedzą knedle, ale generalne odrzucenie współczesnej kultury jako zakłamanej.

Zgoda, nie zatrzymywali się na knedlach. Zgoda, gwałtownie kontestowali austriacką, zakłamaną Gemütlichkeit. Brus był najinteligentniejszy, a Mühl zbłądził? Nie za łatwe? Co z tego wynika? Dlaczego jeden jest oceniany jako ten, co się utrzymał w granicach sztuki, a drugi - trzymając się tej samej logiki - poza nie wyszedł? Dorota cytuje krytyczną opinię Michela Houellbecqua z "Cząstek elementarnych" i twierdzi, że autor się myli. Pod płaszczykiem artystycznych wyczynów akcjoniści wiedeńscy, tacy jak Nitsch, Muehl czy Schwarzkogler, dopuszczali się masakrowania zwierząt na oczach publiczności. Tłumy kretynów patrzyły, jak (...) rozciągają organy i wnętrzności, zanurzają ręce w mięsie i krwi, doprowadzając niewinne zwierzęta do ostatecznych granic cierpienia - podczas gdy jakiś palant fotografował czy filmował tę jatkę, by wystawić otrzymane w ten sposób dokumenty w galerii sztuki.

Teraz czego ja bym się chciała dowiedzieć, to dlaczego etyczny wymiar traktowania zwierząt u akcjonistów, nie jest tak ważny jak ich cel. Oczywiście, gwałt, przemoc, agresja - i rytuały. A jednak to podstawowy problem, jak przebrnąć przez krew, przez litry przelanej krwi i przez mękę zwierząt zaszlachtowanych dla potrzeb artystów. Zabite jagnięta w ilościach przemysłowych, świnie, przelana krew, nadzy ludzie polewani krwią zabitych zwierząt. Trupia sztuka. Potrzeba o tym wspomnieć i zapytać czy można występować w słusznej sprawie posługując się niesłusznymi środkami?

A dodatkowo przypomnę tylko, że wielka afera w Polsce lat 90. wybuchła wokół Piramidy zwierząt Katarzyny Kozyry. Akcjoniści działali jednak dawno, nie w Polsce, i dodatkowo byli facetami - to powód, dla którego wszystko jest OK. No i jeszcze rynek sztuki ma ich w swoim posiadaniu. Kozyra nie tworzyła zaś żadnego teatru ani orgii, po prostu wykorzystała jednego konia i tak skazanego na rzeź. Notabene, właśnie otwiera się jej "Wystawa" w krakowskim Muzeum Narodowy


Prztoczę tu w nieco zmienionej i poszerzonej formie moje komentarze do powyższego wpisu Magdy Ujmy.

Otóż jest wielu artystów, którzy na różne sposoby i w różnym stopniu zabijają lub maltretują i zabijają zwierzęta na potrzeby sztuki, używają ich jako materiału, uprzedmiotawiają je. Jest tego tak dużo, że nie nadążam z komentowaniem wszystkiego na bieżąco na moim blogu.

Wspomnę choćby działającą obecnie, w latach 2000-ych holenderską młodą artystkę Katinkę Simonse o pseudonimie Tinkebell. Ona na przykład zamordowała własnego kota, by zrobić z niego torebkę. Jedna z jej prac artystycznych polegała na umieszczeniu żywych chomików w karuzelach, z których nie mogły wyjść, a które kręciły się nieustannie w godzinach otwarcia wystawy. Czas był obliczony tak, by chomiki były ledwo żywe, ale jednak żywe. Ledwie zwierzęta odpoczęły, karuzele były uruchamiane od nowa. Tinkebell z powodzeniem robi karierę dzięki szumowi medialnemu i dzięki swoistemu "snobizmowi uwielbienia dla okrucieństwa" art worldu, galerzystów, krytyków, kuratorów. A także dzięki nietykalności sztuki, która jak się okazuje może łamać holenderskie prawo mimo protestów opinii publicznej na dużą skalę.

Akcje akcjonistów wiedeńskich chwilami sprawiają wrażenie kiczowatych show mających przyciągnąć publiczność, bazujących na tych samych środkach, co horrory w stylu "Piły".

O pewnym rysie kiczowatości i komercyjności działań akcjonistów wspominała dr Marta Smolińska, która dość dokładnie badała ich twórczość. W relacji ze 114. akcji Hermana Nitscha, na której była, pisze:
"Po akcji na stołach pozostały czerwone ślady po ściekającej krwi, rozrzucone wnętrzności, zalane krwią chleby, pogniecione winogrona i rozprute ryby. Jako dzieło sztuki - relikt akcji powstał również obraz wykonany przez Nitscha za pomocą chlustania krwią na białe płótno."
i dalej:
"Na początku działalności grupy w trakcie wystąpień wiedeńskich akcjonistów interweniowała policja, co dodawało całej sytuacji nieco pikanterii. Obecnie Nitsch stał się jednym z najbardziej uznanych artystów austriackich, a aura skandalu wypaliła się. W galerii pojawili się eleganccy konsumenci jego sztuki, których stać było na zapłacenie 35 euro za bilet wstępu. Komercja wyzierała z kątów galerii (...)
Po akcji Nitsch domagał się więcej aplauzu... Sam pozostał niezbrukany krwią, od "czerwonej" roboty miał asystentów, podających mu kolejne i kolejne dzbany z krwią".

Te mankamenty wytyka akcjonistom także Jarecka. Ale może sztuka akcjonistów była taka od początku, tylko dopiero po jakimś czasie to dostrzeżono?

Dodam od siebie, że w tym wszystkim gdzieś znika prawda o użytych do akcji zwierzętach. Pozostają tylko flaki i krew - skomercjalizowany bezosobowy abiekt, okraszony wzniosłą i tajemniczą symboliką, znaczeniami i odniesieniami. I już nikt nawet nie pamięta, skąd te flaki się właściwie wzięły i że były częścią czyjegoś ciała.


Gdy jest mowa o cenzurze, mówi się, że słaba jakość pracy nie może być argumentem przeciwko sztuce. Zgoda, ale w drugą stronę to też nie może działać. Ważne treści, poruszone problemy nie mogą usprawiedliwiać etycznie takiego postępowania ze zwierzętami.

Problem ten na przykładzie "Piramidy zwierząt" Kozyry przy okazji jej wystawy w Zachęcie, poruszyłam w kilku tekstach analizując kwestie praw zwierząt w zderzeniu z problematyką granic wolności wypowiedzi artystycznej. Nie chcę powtarzać tu całej argumentacji, odsyłam do następujących tekstów:
- "Nietykalność Piramidy zwierząt, czyli jak ograniczamy dyskurs o sztuce", „Arteon”,
nr 1(129) 2011.
- To (nie) jest wystawa! Katarzyna Kozyra w Zachęcie, „Artluk” nr 1(19) 2011.
- Paradoksy wolności, „Artmix” nr 23(13) 2010: http://obieg.pl/artmix/16533
- "Prawo-rządnośc sztuki", „Fragile” nr 1(7) 2010.

Co zaś do "Piramidy" Kozyry to muszę w odniesieniu do wypowiedzi Ujmy przypomnieć, że sprawa nie jest taka prosta, za jaką się ją powszechnie uważa, czyli że Kozyra zabiła jednego konia który i tak by zginął, więc o co cała afera.
Po pierwsze koń wcale niekoniecznie by zginął (wysoce prawdopodobne, że zostałby wykupiony przez jakąś fundację lub osobę prywatną i do dziś spacerowałby po zielonej trawie), a poza tym chodzi też o inne zwierzęta, z których niektóre zabijała bez namysłu i niepotrzebnie, o czym świadczy jej wypowiedź w "Drżących ciałach" (str. 187):

"(...) a koguty zatłukłam dwa. Nie wiedziałam, który będzie lepszy, duży czy mały".

(więcej cytatów z Kozyry na ten temat w mojej recenzji z wystawy w Zachęcie - "Artluk" nr 1(19) 2011. Ale ta recenzja dotyczy nie tylko "Piramidy" i nie jest jednakowo krytyczna wobec całej wystawy).

We "Fragile" i "Artmixie" komentowałam też podejście Doroty Jareckiej do kwestii wykorzystywania zwierząt w sztuce. Otóż parę lat temu broniła ona też kostarykańskiego artysty, który w ramach swojej akcji artystycznej przywiązał i głodził wychudzonego chorego psa złapanego na ulicy. Mam podejrzenie, że gdyby podobną rzecz popełnił zwykły nastolatek lub rolnik, to jej ocena etyczna tego czynu byłaby zupełnie inna.
I powtórzę, że mimo całego szacunku dla Doroty Jareckiej, mam jej za złe, że każdą próbę obrony zwierząt szufladkuje jako konserwatywną, prawicową, a w tym tekście wręcz przekonuje, że cytat nie pochodzi z płomiennej mowy działacza LPR, ale z Huellebequa. Co za demagogia, wynikająca z braku wiedzy lub ze świadomej manipulacji. No i przede wszystkim absurd, ponieważ ruchy związane z wyzwoleniem zwierząt były i są głównie lewicowe, anarchistyczne i feministyczne.


Otto Muehl, Testowanie artykułów spożywczych. Akcja nr 26 / Nahrungsmitteltest, 26. Aktion, 1966, dokumentacja fotograficzna: Ludwig Hoffenreich, fotografie: Stefan Fiedler – Salon Iris, Wiedeń, ©Otto Muehl, Kolekcja Essla (za: www.obieg.pl)

Kiedy patrzę na dokumentację "Testowania artykułów spożywczych" Otto Muehla, zastanawiam się, dlaczego pokawałkowanie ciał ludzkich jest tam tylko iluzją, nogi, które mają sprawiać wrażenie odciętych w rzeczywistości wystają z dziur w prześcieradle? Dlaczego nie pokawałkował ludzi naprawdę, byłoby to jednak bardziej spektakularne. A skoro zamierzony efekt udało się osiągnąć za pomocą iluzji, może należało ją też zastosować w odniesieniu do zwierząt, zamiast je naprawdę rozszarpywać. Powtórzę tu pytanie, które pisałam już w niektórych tekstach: co stanowi zatem granice sztuki? Czy tylko mentalność twórcy nie pozwala artyście rozszarpać człowieka? A może tylko prawo go od tego powstrzymuje?

Kiedy z kolei czytam o tym, że akcjonizm wiedeński był reakcją na wojnę, Holokaust, poparcie dla Hitlera w Austrii, czy też ich odreagowanie, to moja refleksja idzie raczej w stronę smutnego braku zdziwienia, że Holokaust był w ogóle możliwy. Nic dziwnego, że doszło do zagłady Żydów, skoro zagłada zwierząt jest akceptowalna cały czas, nic dziwnego, że SS-mani byli w stanie czerpać dochód ze swojej pracy i jednocześnie być poprawnymi, kochającymi mężami i ojcami, skoro takich ojców jest i dziś na pęczki, zajmujących się zawodowo hodowlą i rzezią zwierząt na mięso i futra czy też eksperymentowaniem na zwierzętach w laboratoriach, a potem bawiących się z dziećmi i całujących żonę na dobranoc. Nic dziwnego, że naziści potrafili mieć frajdę ze znęcania się nad Żydami lub innymi więźniami, skoro cyrk, corrida czy rodeo są cały czas legalną rozrywką w Europie. Nic dziwnego, że pojawili się akcjoniści.
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że akcjonizm w tym kontekście wcale nie jest przeciwnym biegunem społeczeństwa, ale raczej wpisuje się w pewne jego mechanizmy paradoksalnego akceptowania zbrodni na co dzień.

Opinia Hullebeqa pozostaje jednak dla mnie najbardziej trafiającą w sedno, w to, czym akcjonizm wiedeński właściwie jest:

"Pod płaszczykiem artystycznych wyczynów akcjoniści wiedeńscy, tacy jak Nitsch, Muehl czy Schwarzkogler, dopuszczali się masakrowania zwierząt na oczach publiczności. Tłumy kretynów patrzyły, jak (...) rozciągają organy i wnętrzności, zanurzają ręce w mięsie i krwi, doprowadzając niewinne zwierzęta do ostatecznych granic cierpienia - podczas gdy jakiś palant fotografował czy filmował tę jatkę, by wystawić otrzymane w ten sposób dokumenty w galerii sztuki".

Na szczęście jest coraz więcej sztuki, w której zwierzę jest uPODMIOTowione. Może to właśnie tą sztuką warto się zająć.

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

środa, 26 października 2011

Artmix - call for papers


Informujemy o możliwości nadsyłania tekstów do następnego numeru „Artmixa”:

Artmix nr 28 „Posthumanizm i ekofeminizm”

Zarówno posthumanizm, jak i ekofeminizm akcentują potrzebę zmiany pojmowania roli człowieka w świecie, odrzucenie jego centralistycznej pozycji i zwrócenie się w stronę innych istot oraz związków między ludźmi a zwierzętami i roślinami, a także związków między żywymi organizmami a maszynami.

Posthumanizm wydaje się być konsekwencją przemian, którym coraz bardziej zaczyna podlegać ludzkie życie oraz sama cielesność. Zmienia się status ciała, rozmywają się granice między ciałami „naturalnymi” (nie sposób już określić, co mogłoby to oznaczać, należałoby raczej powiedzieć, że obecnie nie ma już czegoś takiego jak naturalne ciało) a sztucznie konstruowanymi w wyniku różnych ingerencji. Czy można wyznaczyć granice etyczne dla ingerencji w żywe organizmy? Jaki jest obecnie status ciał ludzkich i nieludzkich?

Interesuje nas, jak feminizm odpowiada na te zmiany? Jakie stanowiska wobec posthumanizmu prezentuje ekofeminizm? Jakie jest stanowisko ekofeminizmu wobec nowoczesnych biotechnologii? Czy współczesna biopolityka oznacza faktycznie, że żyjemy w „stanie wyjątkowym” (jak opisuje to Georgio Agamben)? I wreszcie jak sztuka odpowiada na te problemy? Jak odnosi się do kwestii podejmowanych zarówno w dyskursie posthumanizmu, jak i ekofeminizmu? W tym kontekście namysłu wymaga przede wszystkim sztuka bio-artu.

Proponujemy zastanowienie się nad następującymi problemami:

Posthumanizm i ekofeminizm – związki i różnice
Ekofeminizm w sztuce
Bio-art (definicje, przykłady, bio art w Polsce)
Bio-art a ekokrytyka
Sztuka i etyka wobec posthumanizmu
Biopolityka
Dyskurs o sztuce w ramach animal studies
Sztuka zwierząt
Biotechnologie w sztuce
„naturalne” – „sztuczne”
Mit naturalności w ekofeminizmie
Ludzie-maszyny

Teksty prosimy przesyłać na adres: artmix_obieg@tlen.pl

Termin przyjmowania tekstów do nowego numeru to 30.11.2011.

Pozdrawiamy serdecznie,
Iza Kowalczyk, Edyta Zierkiewicz, Dorota Łagodzka i Anna Barcz


---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

środa, 14 września 2011

Burka Band i "Ciepły, mokry aksamit" w Zadrze

W najnowszej, muzycznej "Zadrze", która została wydana w czerwcu, pojawił się mój tekst o Burka Band, afgańskim żeńskim zespole muzycznym. Polecam ten tekst, nie dlatego, że jest mój, tylko dlatego, że Burka Band jest niesamowitym zjawiskiem, kroplą feministyczną w morzu seksistowskiego islamskiego świata. Polecam także cały muzyczny numer i "Zadrę" w ogóle, choć mam za złe redakcji dość liczne nie skonsultowane ze mną zmiany w tekście, które trochę zmieniły jego wyraz. Parę rzeczy też zmieniono po prostu błędnie. Każda redakcja ma prawo do zmian, ale ma też obowiązek je konsultować z autorką.

O istnieniu Burka Band dowiedziałam się od Adama Wereszczyńskiego, za co mu serdecznie dziękuję.

Burka Band, "Burka blue":


Burka Band, "No burka!":


W tym numerze "Zadry" jest też ciekawy wywiad z Dominiką Dzikowską, która stworzyła cykl fotografii "Ciepły, mokry aksamit". Składa się on z dwóch części: jedna to fotografie przedstawiające rodzące kobiety, głównie ich twarze, emocje, które przeżywają duchowy aspekt porodu, druga to zdjęcia koszul nocnych, w których kobiety rodziły. Te ubrania są zakrwawione i ukazują drugi, fizjologiczny wymiar porodu. Autorka zdjęć opowiada o tabu, które wiąże się z porodem, z kobiecą fizjologią i kobiecą krwią, "krwią stamtąd". Bo przecież zakrwawione mundury żołnierzy nikogo nie oburzają, tymczasem koszule nocne matek owszem. "Rodzenie, dawanie życia wydaje nam się obrzydliwe, tak samo jak fizjologia, która temu towarzyszy. A fizjologia towarzysząca zabijaniu już się wydaje mniej obrzydliwa" - mówi Dominika Dzikowska.

"Justyna", z cyklu "Ciepły, mokry aksamit", fot. Dominika Dzikowska

"Koszula Marty", z cyklu "ciepły, mokry aksamit", fot. Dominika Dzikowska

Co ciekawe jakiś czas temu okazało się, że nawet fotografie matki karmiącej dziecko są w naszym społeczeństwie czymś bulwersującym. Ocenzurowano wystawę pokonkursową fotografii przedstawiających karmienie piersią. Pisała o tym Izabela Kowalczyk i Grzegorz Szymanik w Gazecie Wyborczej. Wystawa została jednak zaproszona do Gdańska. Zdjęcia zostały zaprezentowane na Pikniku dla Zdrowia w Parku Zielonym przy ul. Skłodowskiej-Curie. Wystawa była jednym z elementów kampanii "Gdańsk - miasto przyjazne naturalnemu karmieniu".

A oto zdjęcia, które zajęły trzy pierwsze miejsca w konkursie:

fot. Dominika Nieradka-Jessa

fot. Sylwia Rudolf

fot. Paweł Łukowski

Zdarzyło się też, że karmiąca matka została wyproszona z warszawskiego CSW. Instytucja co prawda przeprosiła za zachowanie swojego pracownika, ale problem nie zniknął. Zamieszczam krótki, prosty i trafny filmik australijskiej organizacji:



Europejki i autsralijki walcza o prawo do karmienia piersią w miejscach publicznych, Muzułmanki walczą o prawo do pokazywania twarzy...

Ten wpis przypomina, że podtytuł mojego blogu brzmiał na początku: sztuka, feminizm, wyzwolenie zwierząt. Po jakimś czasie okazało się, że piszę głównie o zwierzętach, więc go zmieniłam. Ale o analogiach pomiędzy seksizmem a gatunkowizmem nie zapomniałam.

Ten wpis jest dość nietypowy dla mojego blogu, gdyż jest o muzyce. Nie czuję się kompetentna z tej dziedzinie, ale czasem muzyka wyraźnie koresponduje z kulturą wizualną. Całe przedsięwzięcie zwane Burka Band wykracza daleko poza sferę czysto muzyczną. Ich teledyski są swoistymi performansami, sztuką zaangażowaną politycznie, ale też sztuką, której nie sposób oddzielić od życia. Sztuką, którą grozi śmiercią...

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
---

czwartek, 11 sierpnia 2011

Pocztówka z Danii

fot. Dorota Łagodzka

fot. Łukasz Żywulski

Dania, a przynajmniej Południowa Jutlandia, w szczególności zaś prowincja (o ile cała Dania nie jest prowincją), jest równościowa. Ten kraj, w którym nie było komunizmu realizuje z powodzeniem socjalistyczne ideały. Bez większości skutków ubocznych, które wystąpiły w bloku wschodnim. Wszyscy mają podobnej wielkości domy, podobnej jakości samochody, bogatsi płacą wyższe podatki, bezrobotni otrzymują wysokie zasiłki, a szef dużej firmy bez cienia niezadowolenia osobiście zastępuje sprzątacza, gdy ten jest chory. W jakiś sposób przekłada się to na świat artystyczny. Małe miasteczko, które mieszkańców ma tyle, co średniej wielkości polska wieś, ale sklepów, punktów usługowych i instytucji tyle, co większe z mniejszych polskich miast, ma również katalog lokalnych artystów. Gruby, kolorowy i ładnie wydany, a do tego bezpłatnie dostępny w urzędzie miasta. W owym katalogu każdemu artyście poświęcono tyle samo miejsca, a ci tworzący całkiem dobrą sztuką figurują tuż obok tych całkowicie kiczowatych, ciekawe prace obok bohomazów w nowoczesno-drobnomieszczańskim guście, razem z profesjonalnymi projektantami, rzemieślnikami wyplatającymi użytkowe wyroby z wikliny i twórcami szklanych figurek do stawiania na parapecie (Szerokie duńskie parapety to swoiste małe wystawy - misternie ustawione i bardzo estetyczne kompozycje kwiatów, świeczek, figurek, obrazków i innych "pierdółek" stojące na okach bez firanek przyciągają wzrok przechodniów. Gdyby nie prostota, umiar i dobry gust, charakterystyczne dla skandynawskiego wzornictwa, byłoby to istne postmodernistyczne rokoko).
Ciekawie jest też rozumiana lokalność, katalog dotyczy bowiem artystów mieszkających w regionie rezerwatu przyrody Vadehavet.

I jeszcze muszę się podzielić architekturą. W Bolilmark na wyspie Rømø stoi osiedle domków, które znikają, gdy spojrzeć na nie z lotu ptaka.

fot. Dorota Łagodzka



Na tej samej wyspie w portowej miejscowości Havneby na wybrzeżu stoi osiedle domów, którym nie straszne przypływy. W razie sztormu utoną tylko samochody.

fot. Dorota Łagodzka

fot. Dorota Łagodzka

Na starówce w Esbjerg można przysiąść na nagrzanych w słońcu kamieniach, które zostały delikatnie wyrzeźbione w sylwety zwierząt. Wybrano kamienie, których formy przypominały zwierzęce figury i tylko delikatnie je wyprofilowano. Wykorzystano też naturalną kolorystykę minerałów. Zielone kamienie przekształcono w gady i płazy, brązowe w konie, szare w owce itp. Pomysł całkiem sympatyczny, prostolinijny, a jednak ożywiający przestrzeń miasta.

fot. Dorota Łagodzka

fot. Łukasz Żywulski

fot. Dorota Łagodzka

Zafascynowały mnie także poidełka i figurki ptaków (a czasami też innych zwierząt) na ludzkich grobach, na duńskich cmentarzach protestanckich, ale o tym chciałabym jeszcze kiedyś szerzej napisać...

fot. Dorota Łagodzka

fot. Dorota Łagodzka

fot. Dorota Łagodzka

fot. Dorota Łagodzka

---
Blog Nie-zła sztuka objęty jest prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.

Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę lub adres blogu.

Używając zdjęć z tego wpisu, musisz podać imię i nazwisko autora oraz nazwę lub adres blogu.
---

niedziela, 7 sierpnia 2011

Bracia mniejsi w Bocheńskiej

Ze względu na odległość przegapiłam już kilka ciekawych wystaw, m. in. Pimpka w Krakowie i Poli Dwurnik w Cieszynie. Teraz z kolei, gdy w Warszawie trwa zwierzęca wystawa, ja jestem akurat zagranicą. Co za pech. "Nasi młodsi bracia" pozostaną w galerii Bochenska na warszawskiej Pradze do 4 września, jest więc cień szansy, że na nią zdążę. Wtedy też postaram się zamieścić relację. Tymczasem prezentuję notkę prasową, zaproszenie z listą artystów i kilka fotek z wernisażu. Na razie tylko drobna feministyczna refleksja na temat tytułu: jak zwykle brak sióstr.



"Nasi młodsi bracia"

28 lipca – 4 września 2011
Bochenska Gallery
Centrum Kulturalne Koneser

Dzielą z nami radość, przyjaźń, ale też strach i ból. Często są od nas zależne, a sposób ich traktowania jest także miarą naszego człowieczeństwa. Przenosimy na nie wiele naszych cech, traktujemy symbolicznie. Zaludniają nasze legendy, mity, przysłowia. Nie żyjemy sami – nasi bracia mniejsi stanowią integralną część wspólnego świata. Psy, koty, konie, ptaki, wilki, świnie, nosorożce, osły, węże – menażeria przyjazna i bestiarium, zwierzęta dzikie i uczłowieczone stanowią uniwersalny i niewyczerpany motyw i temat sztuki. Postaci zwierząt pełniących rolę symboli i metafor, groteskowe i poetyckie, realistyczne i abstrakcyjne, pokazane zostaną w pracach kilkudziesięciu polskich artystów współczesnych*.

wernisaż wystawy "Nasi młodsi bracia", galeria Bochenska

wernisaż wystawy "Nasi młodsi bracia", galeria Bochenska

wernisaż wystawy "Nasi młodsi bracia", galeria Bochenska, fot. Maria Krawczyk

Michał Torzecki, Nokturn


---
* Z materiałów prasowych galerii Bochenska
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

sobota, 6 sierpnia 2011

Problemy techniczne / Technical problems

Mój blog znowu został przejęty przez hakerów i przekierowywał na stronę z reklamami. Odzyskałam go, ale skasowało się prawie wszystko, co znajdowało się w prawej kolumnie. Musiałam też zmienić tło.

Hackers took over the blog. It redirected automatically to the page with ads.
I' ve got the blog back, but almost everything in the right column was delated.

sobota, 30 lipca 2011

"Zwierzęta idą do nieba" Genowefy Magiery

22 lipca w toruńskim Muzeum Etnograficznym została otwarta wystawa prac Genowefy Magiery, 91-letniej podopiecznej Domu Pomocy Społecznej w Wielkiej Nieszawce. Urodziła się 18 stycznia 1921 r., w Lgocie, w pow. wadowickim. Jako dziecko wraz z rodzicami przyjechała do Dąbrowy Chełmińskiej. Zmiana miejsca zamieszkania spowodowana była biedą. Po przyjeździe na ziemię chełmińską, jej rodzice zajęli się prowadzeniem gospodarstwa. Genowefa Magiera ukończyła cztery klasy szkoły podstawowej. Kiedy jako dziecko pasła krowy, umilała sobie czas lepieniem glinianych ptaszków. Niestety z biegiem lat, obowiązki gospodarskie uniemożliwiały Genowefie poświęcanie czasu na twórczość artystyczną*. Jej talent znalazł ujście dopiero niedawno na warsztatach terapii zajęciowej w DPS, prowadzonych przez Krzysztofa Majczuka**. W ciągu dwóch lat stworzyła około półtora tysiąca prac.

Genowefa Magiera podczas wernisażu na tle rekonstrukcji atelier, fot. Wojciech Kardas (Agencja Gazeta).

"Zwierzęta idą do nieba" to tytuł toruńskiej wystawy jej prac, kuratorowanej przez Aleksandrę Jarysz. Oprócz prac artystki znajduje się na niej instalacja odzwierciedlająca jej pracownię. Obrazy Genowefy Magiery zaludniają zwierzęta (celowo używam tego paradoksalnego sformułowania), wypełnia je gęstwina zwierząt (to drugie określenie odnosi się z kolei do roślin). Wyjątkowo urocze w jej wykonaniu są sowy z rozpostartymi skrzydłami i żyrafy. Magiera najczęściej używa flamastrów oraz farb plakatowych, ale bardzo często tworzy kolaże, w których wykorzystuje rozmaite materiały: koraliki, skrawki materiału, pióra czy ziarna fasoli. Artystka tworzy także postacie zwierząt w formie rzeźb.

Genowefa Magiera

Genowefa Magiera

Genowefa Magiera

Genowefa Magiera

Genowefa Magiera

Genowefa Magiera

widok wystawy "Zwierzęta idą do nieba", fot. Wojciech Kardas (Agencja Gazeta)

Kuratorka zalicza prace Magiery do art brut. Do jej prac pasuje także określenie sztuka naiwna i nieodpracie kojarzą się one z Nikiforem. Podobnie jak on Genowefa Magiera ma swój styl, jej zwierzęta są charakterystyczne. Kreska Magiery jest jednak mniej geometryczna niż u Nikifora, bardziej miękka. Nie zachwycają mnie natomiast w jej wykonaniu postacie ludzkie, podobnie z resztą jak u Nikifora. U krynickiego twórcy podobają mi się przede wszystkim krajobrazy i architektura. U Magiery zwierzęta, które stanowią zdecydowanie główny, niemal jedyny temat twórczości i inspirację. Tak jak w naturze nie istnieją dwa identyczne liście, choć pozornie są do siebie podobne, tak w pracach Magiery nie sposób znaleźć dwóch identycznych postaci zwierzęcych. Możliwość wariantów wydaje się być w jej wyobraźni i jej dłoniach nieskończona. Może jednak i ludzie w jej wykonaniu okażą się interesujący. Artystka zapowiedziała bowiem, że zaczną się oni pojawiać w jej obrazach, że poprzez swoją sztukę opowie całe swoje nieszczęsne życie.

Nikifor Krynicki (Epifaniusz Drowniak)

Nikifor Krynicki (Epifaniusz Drowniak)

Dla Genowefy Magiery znalazło się miejsce w muzeum etnograficznym jako dla pewnego fenomenu kulturowo-społecznego, choć nie wątpię, że zarówno kuratorka jak i widzowie docenili jej twórczość przede wszystkim jako sztukę. A czy jej prace mają szansę trafić do galerii sztuki współczesnej lub muzeum sztuki, jako po prostu dobra sztuka, nie zaś zjawisko antropologiczne? Wątpię, choć jednocześnie zadaję sobie pytanie na czym właściwie polega różnica pomiędzy zwierzęcymi obrazami Genowefy Magiery, Józefa Wilkonia i Basi Bańdy. Na czym zasadza się rozróżnienie na sztukę ludową i sztukę wysoką? Jak do tych podziałów ma się warsztat artysty, jak samoświadomość, jak dziecięcość, a jak zwierzęta?

Józef Wilkoń

Józef Wilkoń

Basia Bańda

---
* informacje biograficzne cytuję za stroną Kujawsko-Pomorskiej Organizacji Turystycznej: http://visitkujawsko-pomorskie.pl/zwierz%C4%99ta-id%C4%85-do-nieba-toru%C5%84-2011,178,503,2315.html.
** źródło Gazeta.pl: http://torun.gazeta.pl/torun/1,35574,9993541,Zwierzeta_ida_do_nieba___niesamowita_wystawa_91_letniej.html

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

środa, 27 lipca 2011

Luciana Freuda akty z psami

Lucian Freud, Letni poranek. Osiem nóg.

20 lipca 2011 roku w Londynie zmarł Lucian Freud. Urodził się 8 grudnia 1922 w Berlinie. Jednak tragiczne wydarzenia w Norwegii i nagła śmierć 27-letniej Amy Winehouse przyćmiły śmierć wybitnego malarza. Jego twórczość określana jest często mianem realizmu, radykalnego realimzu lub realizmu brutalnego, ale może najtrafniejsze byłoby określenie natutralizm. Artysta przedstawia ciała w taki sposób, że eksponuje ich nieidealność, granicząc z deformacją.
"Maluję ludzi nie dlatego, że tacy są, ani na przekór temu jacy są. Maluję ich takich, jakimi zdarza się im być" - mówił o swoim malarstwie*.

Co ciekawe odkryłam całkiem sporo obrazów z psami, a najczęściej są to akty portretowe. Warto zauważyć, że ciała psów są w gruncie rzeczy też aktami, są nagie, a jednak jest to nagość na tyle powszechna i naturalna, że jej nie dostrzegamy. Mówi się niekiedy, że wstyd jest tym, co odróżnia ludzi od pozostałych zwierząt, ale to nieprawda. Zwierzęta zdecydowanie się wstydzą, tylko czasami czego innego lub w innych sytuacjach niż ludzie. A czasami w tych samych. Ale na obrazach Freuda portretowani ludzie i nieludzie nie odczuwają wstydu. Zachwycająca jest swoboda z jaką prezentują swoje "brzydkie" ciała, zawsze zbyt blade, zbyt sine, zbyt grube, zbyt chude lub zbyt żylaste; swoboda, która wynika bądź to z nieświadomości bycia oglądanym bądź to z przyjemności czerpanej z eksponowania swego ciała. Freud przełamuje wiele stereotypów towarzyszących gatunkowi zwanemu aktem, z równą dosłownością i pieczołowitością portretując ciała mężczyzn i kobiet, a także psów. Ale ciała zwierząt jakby mniej poddają się jego sile czynienia z ciała abiektu czy też eksponowania abiektualności, którą każde ciało w sobie zawiera. Sposób ukazywania ludzi odsyła do twórczości Egona Schiele, którą uwielbiam.

Lucian Freud, Eli i David.

Lucian Freud, Podwójny portret.

Lucian Freud, Dziewczyna z białym psem.

Lucian Freud, Wieczór w pracowni.

---
* Cyt. za "Gazeta.pl": http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114548,9989006,Lucian_Freud_nie_zyje__Wybitny_realista___najwiekszy.html

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

wtorek, 26 lipca 2011

Artmix nr 26/27 (16/17) Podwójny: Wystawy, Kicz

Właśnie pojawił się w sieci wiosenno-letni, podwójny numer Artmixa.


Artmix nr 26/27 (16/17) "Podwójny: Wystawy, Kicz"

Spis treści

I Wystawy
Aleka Polis, Kobiece rewolucje: "Trzy kobiety", Zachęta (2011)
Aleka Polis, Kobiece rewolucje: "3 kobiety" (1978), "Odbicia VI"
Izabela Kowalczyk, Prekursorki wciąż w izolacji
Ewa Toniak, Zamiast
Natalia Cieślak, W czym mogę pomóc? O wystawie prac Elżbiety Jabłońskiej
Dorota Łagodzka, Straszne bajki Basi Bańdy
Alicja Kusiak-Brownstein, Stare szaty Amerykanki. O modzie, narodzie, emancypacji i pop-kulturze w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku
Alicja Kusiak-Brownstein, tłum. Joanna Billewicz, The American Woman‘s Old Clothes: On Fashion, Nation, Suffrage, and Pop-Culture at the Metropolitan Museum of Art, New York

II. Kicz
Ewa Sułek, Kicz, magia, religia. Katolicka popkultura w obrazach Julii Curyło
Łukasz Ciemiński, Słodycz dziecięctwa, gorycz pasji, potęga banału - w poszukiwaniu artystycznych i ikonograficznych źródeł kiczu religijnego
Aleksandra Brzozowska, Rola kiczu na przykładzie pamiątek pontyfikatu Jana Pawła II
Anna Kwiatkowska-England, Ta melodia prześladuje mnie, gdy się zadumam - czy to kicz czy to kamp?

Niniejszy numer "Artmixa" poświęcony jest dwóm oddzielnym tematom. Pierwsza część dotyczy wystaw poświęconych sztuce i tożsamości kobiet, druga - związków sztuki i kiczu.

Pierwszą część rozpoczynają "Kobiece rewolucje". Jest to materiał zebrany przez Alekę Polis na temat niedawnej wystawy "Trzy kobiety. Maria Pinińska-Bereś, Natalia Lach-Lachowicz, Ewa Partum" (Zachęta) oraz ekspozycji pod tym samym tytułem, która miała miejsce w Poznaniu w 1978 roku. Na filmach Aleki Polis ukazany jest wernisaż wystawy w Zachęcie oraz rozmowa Ewy Majewskiej z Natalią LL, natomiast na drugim filmie Krystyna Piotrowska wspomina wystawę z 1978 roku.

Polemicznie o wystawie "Trzy kobiety" w Zachęcie pisze Izabela Kowalczyk, zastanawiając się przy okazji, na czym powinny polegać feministyczne praktyki kuratorskie. Kuratorka wystawy, Ewa Toniak w niekonwencjonalnej formie odpowiada na postawione w tekście zarzuty.

Kolejne dwa teksty poświecone są niedawnym wystawom sztuki kobiet w olsztyńskim BWA: "Nadzwyczajnieudanedzieło" Elżbiety Jabłońskiej oraz "Bajka o takim, co wyruszył w świat, żeby nauczyć się bać" Basi Bańdy. O wystawie Jabłońskiej pisze Natalia Cieślak, koncentrując się na rodzajowej analizie zjawiska pomocy, dość często podejmowanego przez artystkę w swojej twórczości. Z kolei Dorota Łagodzka analizuje przedstawienia zwierząt w obrazach Bańdy, zastanawiając się jednocześnie nad zmianami języka jej sztuki i miejscem tej artystki w polskiej sztuce feministycznej. Ostatnim artykułem w tej części "Artmixa" jest tekst Alicji Kusiak-Brownstein (w wersji anglojęzycznej i w tłumaczeniu Joanny Billewicz). Autorka proponuje bardzo ciekawą, pogłębioną analizę dotyczącą procesów kształtowania się tożsamości narodowej Amerykanek. Te procesy znalazły swoje odzwierciedlenie w strojach noszonych przez kobiety. Wystawa "American Woman. Fashioning National Identity" odbyła się w połowie ubiegłego roku w Metropolitan Museum of Art. w Nowym Jorku.

W drugiej części numeru autorki i autor tekstów zastanawiają się nad rolą kiczu we współczesnej kulturze. Przede wszystkim zaś zwracają uwagę na kwestie sztuki religijnej oraz dewocjonaliów, ale pytają również o krytyczną możliwość użycia pojęcia kiczu.

Ewa Sułek pisze o kiczu w sztuce Julii Curyło. Artystka ta przedstawia na swych płótnach głównie warszawskie krajobrazy, ale przysłonięte plastikowymi balonami w formie np. kurek czy kwiatów. Interesuje ją między innymi problem kiczu pojawiającego się w naszej codzienności, również kiczu dewocjonaliów, do których często w swych obrazach nawiązuje. Problematyka dewocjonaliów pojawia się także w tekście Łukasza Ciemińskiego, który pisze o XIX-wiecznych grafikach dewocyjnych przeznaczonych głównie do modlitewników, które produkowane były przez konsorcjum artystyczno-handlowe działające przy paryskim seminarium "Saint-Sulpice". Z kolei współczesne dewocjonalia, a dokładnie pamiątki pontyfikatu Jana Pawła II omówione zostają w tekście Aleksandry Brzozowskiej. Kolejny artykuł, autorstwa Anny Kwiatkowskiej-England, odnosi się do pytania, czy to, co kiczowate, możemy określać jako kamp.


Izabela Kowalczyk, Edyta Zierkiewicz, Dorota Łagodzka


---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

sobota, 11 czerwca 2011

Wyniki II edycji konkursu na obraz o tematyce zwierzęcej

Są już wyniki konkursu na obraz o tematyce zwierzęcej odbywającego się w ramach II Triennale Animalis, organizowanego przez Miejską galerię sztuki MM w Chorzowie.

Spośród wyłonionych do wystawy pokonkursowej obrazów jury w składzie

Józef Wilkoń (przewodniczący jury),
Andrzej Matynia,
Krzysztof Cichoń,
Piotr Naliwajko
oraz Aleksandra Rej (kurator konkursu)

przyznało nagrody regulaminowe następującym obrazom:

GRAND PRIX - Aleksandra KOZIOŁ „White Rhino Attacks”:


II NAGRODA - Anna ŚWITALSKA „Chwila”:


III NAGRODA – Tomasz KOKOTT „Piesek Willi”:


Jury przyznało również wyróżnienia honorowe (bez nagród pieniężnych) dla następujących obrazów:

Marcin PAPROTA „Rozróba”:


Przemysław KMIEĆ „Cela”:


Bogumiła TWARDOWSKA-ROGACEWICZ „Kura”:


MONSTFUR „Mucha na dziko”:


Mariusz MIERZEJEWSKI „100/4”:


Ponadto w konkursie nagrodzono dodatkowymi nagrodami:

Marcina Paprotę za obraz "Rozróba" - Nagrodą Prezesa ZPAP - Zarząd Główny (statuetka):

Rafała Borcza za obraz "Wilki" - Nagrodą Prezesa ZPAP o. Katowice (statuetka).
Informator POLAND-ART wyróżnił Rafała Borcza nagrodą w postaci rekomendacji jego twórczości na swoich łamach:


Trudno oceniać malarstwo na podstawie reprodukcji na ekranie komputera, niemniej taka praktyka staje się normą. Uważam, że to nie najlepiej, ale często sama komentuję wystawy lub prace wyłącznie na podstawie zdjęć. Trudno też się dziwić jury Animalis, że pierwszy etap konkursu to odsiew na podstawie nadesłanych mailowo reprodukcji, inne rozwiązanie byłoby organizacyjnie karkołomne. Ale może jednak warto podjąć wyzwanie? Na szczęście kolejny etap - przyznanie nagród i wyróżnień jest już oceną realnych, namacalnych obrazów, z którymi jury ma bezpośredni kontakt. Na wystawie pokonkursowej I Triennale Animalis w 2008 miałam okazję się przekonać, że wrażenia powstałe w bezpośrednim oglądzie i kształtowany na jego podstawie osąd mogą się znacząco różnić od tych powstałych w momencie odbioru reprodukcji. Dlatego też powinnam zaufać wyborom jury.

Niemniej wybór Grand Prix mnie nie przekonuje, podobnie jak III nagrody. W "Rhinos Attack" nie widzę nic szczególnego, a "Piesek Willi" byłby może lepszy jako ilustracja, ale jednak jego popowo-kreskówkowa stylistyka wydaje mi się dość banalna. Nie zachwyca mnie również "Kura".

Dużo bardziej przychylam się do werdyktu dotyczącego I nagrody. Obraz Anny Świtalskiej "Chwila" ma w sobie nastrój magicznego realizmu i ciekawie ukształtowaną przestrzeń.

Obraz "Rozróba" Marcina Paproty, podobnie jak "kura" przedstawia tylko ptaki na abstrakcyjnym tle, jest jednak lepszy. Ciszy mnie, że dostał dwa niezależne wyróżnienia. Artyście udało się uchwycić sedno i piękno banalnej sceny bójki dwóch czarnych ptaków. Zamaszystość ruchów pędzla i zróżnicowanie faktur doskonale oddają dynamikę sceny. Dynamiczna jest przestrzeń wewnątrzobrazowa - postacie ptaków balansują pomiędzy trójwymiarem, który zbliża je do widza i abstrakcją, która uświadamia ich przynależność do płaszczyzny płótna. Obraz kojarzy mi się z płótnami Krzyżanowskiego, który za pomocą kilku maźnięć pędzlem potrafił oddać nastrój wycinka natury.

Dwa wyróżnienia otrzymał również obraz "Wilki" Rafała Borcza. Wyrazistość przestrzeni i opracowanie detalu sprawiają, że widz niemal czuje ostre dotknięcia gałęzi.

Monstfur miał niby ciekawy pomysł, interesujące jest zderzenie stylistyk i przemieszanie rzeczywistości, hiperrealistyczny rysunek much na kartonowym pudle, ale jakoś ten obraz do mnie nie trafia.

W "100/4" Mariusz Mierzejewski ukazując fragment masowej ubojni podejmuje temat kluczowy dla współczesnej kondycji zwierzęcia i paradoksu rozwijania się przemysłowych hodowli i rzeźni przy jednoczesnym wzroście świadomości na temat praw zwierząt. I choć artyście nie udało się do końca oddać makabryczności martwych ciał świń, to jednak udało mu się uchwycić charakter sceny przez skontrastowanie owych różowo-czerwonych ciał z czernią wypełniającą dolną część pola obrazowego. Najboleśniejsze miejsce w tym obrazie to to, w którym delikatne nóżki zwierząt podwieszone są do metalowych urządzeń na suficie. To miejsce w obrazie uzmysławia mechaniczność i bezduszność przemysłowej rzeźni i to, że zwierzę staje się w niej jedynie przedmiotem, produktem.

Do społecznych uwarunkowań kondycji zwierzęcia we współczesnym świecie odnosi się także "Cela" Przemysława Kmiecia. W tym obrazie szczególnie ciekawe jest światło, które podkreśla wyrazistość siatki, w domyśle klatki, w której zamknięte jest zwierzę. Podobnie jednak jak w "100/4" sylwetce zwierzęcia czegoś brakuje, przez co nastrój obrazu nie jest tak dojmujący jak mógłby być.

Warto obejrzeć wystawę pokonkursową w Galerii MM, a także pozostałe obrazy w internecie. Podoba mi się, że na stronie triennale można obejrzeć wszystkie prace zgłoszone i zakwalifikowane do konkursu. Nie podoba mi się natomiast punkt w regulaminie wykluczający twórców, którzy nie mają papierka na to, że są artystami, przez co niektóre świetne prace nie zostają w ogóle zgłoszone. Ale to bolączka większości, jeśli nie wszystkich, konkursów artystycznych w Polsce.
Szkoda także, że konkurs ogranicza się do malarstwa, ale rozumiem, że warunki lokalowe Galerii MM nie pozwalają na zorganizowanie wystawy prezentującej na przykład kilka przestrzennych instalacji.

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
---