Życzę udanej zabawy sylwestrowej bez fajerwerków, bowiem wywoływany przez nie huk jest wybitnie niekomfortowy dla maleńkich dzieci, osób starszych, chorych, a dla większości zwierząt domowych i dzikich jest po prostu koszmarem.
Tak więc życzę udanej imprezki bez poobrywanych paluchów, bez uszkodzeń słuchu i wzroku!
A w Nowym Roku wszystkiego najwspanialszego oraz wielu inspirujących spotkań ze sztuką! :-)
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
blog Doroty Łagodzkiej o zwierzętach w sztuce / Dorota Łagodzka's blog about animals in art
piątek, 31 grudnia 2010
czwartek, 30 grudnia 2010
Zwierzęce wątki na wystawach w Krakowie i Przemyślu
W Przemyślu:
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (fot. materiały BWA w Przemyślu)
...i w Krakowie:
Jarosław Modzelewski, "Zabijanie świni", 1983
W Muzeum Narodowym w Krakowie do 16 stycznia 2011 trwa wystawa "POKOLENIE'80. Niezależna twórczość młodych w latach 1980-1989", w ramach której prezentowany jest niezwykły obraz Jarosława Modzelewskiego przedstawiający człowieka zabijającego świnię. Obie postacie, w szczególności zaś człowiek, przedstawione są w syntetycznej formie lekko zgeometryzowanych kształtów figur, wypełnionych plamami niemal jednolitych kolorów. Taki sposób malowania charakterystyczny jest dla twórczości Modzelewskiego z wczesnych lat osiemdziesiątych, a zatem z czasów, gdy m. in. z jego inicjatywy powstała Gruppa - grupa artystyczna działająca poza głównym, oficjalnym obiegiem sztuki. Wystawa w MNK jest w założeniu - jak można przeczytać na stronie instytucji - prezentacją prac powstałych w tzw. „drugim obiegu” w latach 1980-1989, tworzonych przez artystów, którzy debiutowali w kręgu Kultury Niezależnej. Okazją do zorganizowania tej wystawy jest przypadająca w 2010 roku 30. rocznica powstania NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Do Gruppy należał także Marek Sobczyk, w którego obrazach bardzo często pojawiają się zwierzęta, choć nie ma to nic wspólnego z programem artystycznym Gruppy. Na krakowskiej ekspozycji znajduje się na przykład jego obraz "Afrykańskie pieski".
Marek Sobczyk, "Dwa afrykańskie pieski", 1983.
Znajdziemy tu także obraz Włodzimierza Pawlaka "Droga z piekła do piekła", na którym zwierzęce postacie - również ujęte syntetycznie, w formie jednokolorowej plamy w uproszczonym kształcie ciała - wprzęgnięte zostają w symbolikę społeczno-polityczną. Ich nogi widniejące an tle sowieckiej gwiazdy, układają się w kształt swastyki. Interpretując ten obraz w perspektywie antygatunkowistycznej, można powiedzieć, że tytuł i przedstawienie jest o tyle trafne, że żaden z XX-wiecznych systemów politycznych, żadna z władz, żaden z masowych ruchów społecznych, nie miał na celu zmiany sytuacji zwierząt i nie podejmował kwestii etyki wobec nich. Dla zwierząt piekłem był nie tylko faszyzm i komunizm, dla nich piekłem jest także dzisiejsza demokracja z jej kapitalizmem, który napędza przemysłową hodowlę i rzeź - współczesne obozy śmierci, współczesne łagry.
Włodzimierz Pawlak, "Droga z piekła do piekła", 1985.
Dla równowagi wątki zwierzęce na wystawie "Artefakty" w BWA w Przemyślu prezentują się zupełnie inaczej - dowcipnie, ironicznie, z nutką kiczu. Jaskraworóżowe, antropomorfizowane pieski, ubrane w lateksowe miniówy i dresy otoczone są uroczymi, milusimi, różowymi kupami z tkaniny i równie sympatyczną plamą moczu pod murkiem, uszytą z połyskującego materiału. Abiekt, jakim są odchody został przez artystkę, Iwonę Demko, przetworzony na ładny, przyjemny w dotyku przedmiot, przypominający zabawkę. Mimo ładnego koloru i gładkiej, miękkiej tkaniny, pozostaje w nich coś odrzucającego, przypominają też robale.
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)
Jak pisze Agata Sulikowska-Dejena, kuratorka wystawy, projekt Demko to komentarz do agresywnej urbanizacji, która wyrywa miastu każdy skrawek zieleni. Psy miejskie pojawiły się jako reakcja na toczącą się aktualnie w Paryżu walkę z opiekunami zwierząt i zabetonowywanie wysepek zieleni. Artystka tworzy miękkie, kolorowe, domagające się dotyku prace, w których ze zjadliwą ironią paradoksalnie wypowiada się o poważnych sprawach.
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)
Demko operuje estetyką kiczu, tak charakterystyczną dla otaczającego nas nadmiaru byle jakich przedmiotów, efektów masowej produkcji i importu z Chin. Rzeźby te atakują widza nie tylko kolorem, ale też hałasują na różne sposoby, przez co stają się metaforą nadmiaru bodźców, którymi traktuje nas rzeczywistość współczesnych miast, przepełniona obrazami i dźwiękami. Wczoraj byłam z koleżanką na kawie w warszawskim centrum handlowym Złote Tarasy, gdyż spotkałyśmy się przypadkiem w przebieralni sklepu z ciuchami. Wybrałyśmy najspokojniejsze piętro -1, ale wypicie tam herbaty okazało się czynnością niebywale męczącą, ponieważ wszelakie dźwięki (nasz rozmowa, reklamy, muzyka) rozlegały się nie w ciszy, ale we wszechogarniającym przestrzeń szumie. Mam wrażenie, że współcześni architekci często zapominają o akustycznych właściwościach projektowanych przez siebie budynków i w ogóle o wpływie przestrzeni na samopoczucie przebywających w nim osób, w szczególności zaś na "efekt zmęczenia".
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (fot. materiały BWA w Przemyślu)
...i w Krakowie:
Jarosław Modzelewski, "Zabijanie świni", 1983
W Muzeum Narodowym w Krakowie do 16 stycznia 2011 trwa wystawa "POKOLENIE'80. Niezależna twórczość młodych w latach 1980-1989", w ramach której prezentowany jest niezwykły obraz Jarosława Modzelewskiego przedstawiający człowieka zabijającego świnię. Obie postacie, w szczególności zaś człowiek, przedstawione są w syntetycznej formie lekko zgeometryzowanych kształtów figur, wypełnionych plamami niemal jednolitych kolorów. Taki sposób malowania charakterystyczny jest dla twórczości Modzelewskiego z wczesnych lat osiemdziesiątych, a zatem z czasów, gdy m. in. z jego inicjatywy powstała Gruppa - grupa artystyczna działająca poza głównym, oficjalnym obiegiem sztuki. Wystawa w MNK jest w założeniu - jak można przeczytać na stronie instytucji - prezentacją prac powstałych w tzw. „drugim obiegu” w latach 1980-1989, tworzonych przez artystów, którzy debiutowali w kręgu Kultury Niezależnej. Okazją do zorganizowania tej wystawy jest przypadająca w 2010 roku 30. rocznica powstania NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Do Gruppy należał także Marek Sobczyk, w którego obrazach bardzo często pojawiają się zwierzęta, choć nie ma to nic wspólnego z programem artystycznym Gruppy. Na krakowskiej ekspozycji znajduje się na przykład jego obraz "Afrykańskie pieski".
Marek Sobczyk, "Dwa afrykańskie pieski", 1983.
Znajdziemy tu także obraz Włodzimierza Pawlaka "Droga z piekła do piekła", na którym zwierzęce postacie - również ujęte syntetycznie, w formie jednokolorowej plamy w uproszczonym kształcie ciała - wprzęgnięte zostają w symbolikę społeczno-polityczną. Ich nogi widniejące an tle sowieckiej gwiazdy, układają się w kształt swastyki. Interpretując ten obraz w perspektywie antygatunkowistycznej, można powiedzieć, że tytuł i przedstawienie jest o tyle trafne, że żaden z XX-wiecznych systemów politycznych, żadna z władz, żaden z masowych ruchów społecznych, nie miał na celu zmiany sytuacji zwierząt i nie podejmował kwestii etyki wobec nich. Dla zwierząt piekłem był nie tylko faszyzm i komunizm, dla nich piekłem jest także dzisiejsza demokracja z jej kapitalizmem, który napędza przemysłową hodowlę i rzeź - współczesne obozy śmierci, współczesne łagry.
Włodzimierz Pawlak, "Droga z piekła do piekła", 1985.
Dla równowagi wątki zwierzęce na wystawie "Artefakty" w BWA w Przemyślu prezentują się zupełnie inaczej - dowcipnie, ironicznie, z nutką kiczu. Jaskraworóżowe, antropomorfizowane pieski, ubrane w lateksowe miniówy i dresy otoczone są uroczymi, milusimi, różowymi kupami z tkaniny i równie sympatyczną plamą moczu pod murkiem, uszytą z połyskującego materiału. Abiekt, jakim są odchody został przez artystkę, Iwonę Demko, przetworzony na ładny, przyjemny w dotyku przedmiot, przypominający zabawkę. Mimo ładnego koloru i gładkiej, miękkiej tkaniny, pozostaje w nich coś odrzucającego, przypominają też robale.
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)
Jak pisze Agata Sulikowska-Dejena, kuratorka wystawy, projekt Demko to komentarz do agresywnej urbanizacji, która wyrywa miastu każdy skrawek zieleni. Psy miejskie pojawiły się jako reakcja na toczącą się aktualnie w Paryżu walkę z opiekunami zwierząt i zabetonowywanie wysepek zieleni. Artystka tworzy miękkie, kolorowe, domagające się dotyku prace, w których ze zjadliwą ironią paradoksalnie wypowiada się o poważnych sprawach.
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)
Demko operuje estetyką kiczu, tak charakterystyczną dla otaczającego nas nadmiaru byle jakich przedmiotów, efektów masowej produkcji i importu z Chin. Rzeźby te atakują widza nie tylko kolorem, ale też hałasują na różne sposoby, przez co stają się metaforą nadmiaru bodźców, którymi traktuje nas rzeczywistość współczesnych miast, przepełniona obrazami i dźwiękami. Wczoraj byłam z koleżanką na kawie w warszawskim centrum handlowym Złote Tarasy, gdyż spotkałyśmy się przypadkiem w przebieralni sklepu z ciuchami. Wybrałyśmy najspokojniejsze piętro -1, ale wypicie tam herbaty okazało się czynnością niebywale męczącą, ponieważ wszelakie dźwięki (nasz rozmowa, reklamy, muzyka) rozlegały się nie w ciszy, ale we wszechogarniającym przestrzeń szumie. Mam wrażenie, że współcześni architekci często zapominają o akustycznych właściwościach projektowanych przez siebie budynków i w ogóle o wpływie przestrzeni na samopoczucie przebywających w nim osób, w szczególności zaś na "efekt zmęczenia".
Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
czwartek, 23 grudnia 2010
Gwiazdka (z butelek)
Czytelni(cz)kom mojego blogu życzę miłych Świąt bez martwego karpia. A w Nowym Roku spokoju ducha i dużo energii do działania!
W tym roku nie kupowałam choinki. Tuż przed Świętami dzwonił do mnie Greenpeace z prośbą o zwiększenie kwoty przekazywanej comiesięcznie na ratowanie drzew w Puszczy Białowieskiej. Nie zgodziłam się, bo nie stać mnie na to, poza tym pragnę wspierać także inne organizacje. Ale nie byłam potem w stanie wydać ani grosza na ścięte drzewo. Dlatego zrobiłam bukiet-stroik ze znalezionych gałązek świerkowych. Jak widać nie ja jedna miałam taki dylemat. Na zdjęciu - jeden z ciekawszych rezultatów alternatywnych rozwiązań choinkowych, estetycznie całkiem satysfakcjonujący. Choinka Sebastiana Płocharskiego, będąca przykładem recyklingowego dizajnu, otrzymała pierwsze miejsce w konkursie "Zielone Święta" zorganizowanym przez ekologiczną inicjatywę All For Planet.
A w Nowym Roku czyhajcie na nowy numer Artmixa :)
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
W tym roku nie kupowałam choinki. Tuż przed Świętami dzwonił do mnie Greenpeace z prośbą o zwiększenie kwoty przekazywanej comiesięcznie na ratowanie drzew w Puszczy Białowieskiej. Nie zgodziłam się, bo nie stać mnie na to, poza tym pragnę wspierać także inne organizacje. Ale nie byłam potem w stanie wydać ani grosza na ścięte drzewo. Dlatego zrobiłam bukiet-stroik ze znalezionych gałązek świerkowych. Jak widać nie ja jedna miałam taki dylemat. Na zdjęciu - jeden z ciekawszych rezultatów alternatywnych rozwiązań choinkowych, estetycznie całkiem satysfakcjonujący. Choinka Sebastiana Płocharskiego, będąca przykładem recyklingowego dizajnu, otrzymała pierwsze miejsce w konkursie "Zielone Święta" zorganizowanym przez ekologiczną inicjatywę All For Planet.
A w Nowym Roku czyhajcie na nowy numer Artmixa :)
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
niedziela, 19 grudnia 2010
Animals' Confessions. Tenderness of Being
artists: Tomasz Rogaliński, Filip Sadowski
curator: Dorota Łagodzka
7.01. – 13.02.2011
opening: 7th January, 6 PM
Wozownia Art Gallery
Ducha Św. street No 6, Torun
www.wozownia.pl
director: Anna Jackowska
I confess as an animal, that therefore I am – Agata Araszkiewicz wrote to paraphrase Jacques Derrida. Through a play on words ‘to confess’ and ‘animal’, possible only in Polish, the author added emotions to Derrida's philosophical reflections on animality. One of the artistic comments on these considerations are presented on the exhibition in Wozownia: the sculptures of Tomasz Rogaliński and the videos of Filip Sadowski.
The thing that unites them is the figure of a dog. It is the main character; a man appears as apposition, addition, the hero of the second plan. All works contemplate, in some way, the ordinariness of the dog, of the animal in itself, rather than as a symbol of something human, not as a carrier of human meanings and metaphors. In these works the dogs appear as specific individuals, as persons, but also as universal signs of “what-is-doggy” and animality in general. The works reveal a way of being a dog in the world and they are not abstracted from the animal's relationship with the man; they bring on the different ways of human presence.
The works of Rogaliński and Sadowski are full of emotional atmosphere: they contain specific measure of sensitivity and feelings that are very hard to put in a way that is not banal or kitsch. They did it! It is the sensitivity, which is accompanied by a sense of death and by a situation of threatened carnality but in each of the artists' work they all take another look. After all, the sculpture and the video art are two completely different art media.
(text: Dorota Łagodzka, translated by: Anna Orzechowska-Barcz)
Tomasz Rogaliński – born in 1987; he creates sculptures, objects and sculptural installations; he lives and works in Koszalin.
Filip Sadowski – born in 1983; he makes films and collages; he is associated with the Warsaw gallery Kolonie; he lives and works in Warsaw.
Filip Sadowski, Cage
Tomasz Rogaliński, Dog in bedclothes
---
'Nie-zła sztuka' by Dorota Lagodzka is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska License. If you quote text from this blog, you must specify the name of the author and the blog.
curator: Dorota Łagodzka
7.01. – 13.02.2011
opening: 7th January, 6 PM
Wozownia Art Gallery
Ducha Św. street No 6, Torun
www.wozownia.pl
director: Anna Jackowska
I confess as an animal, that therefore I am – Agata Araszkiewicz wrote to paraphrase Jacques Derrida. Through a play on words ‘to confess’ and ‘animal’, possible only in Polish, the author added emotions to Derrida's philosophical reflections on animality. One of the artistic comments on these considerations are presented on the exhibition in Wozownia: the sculptures of Tomasz Rogaliński and the videos of Filip Sadowski.
The thing that unites them is the figure of a dog. It is the main character; a man appears as apposition, addition, the hero of the second plan. All works contemplate, in some way, the ordinariness of the dog, of the animal in itself, rather than as a symbol of something human, not as a carrier of human meanings and metaphors. In these works the dogs appear as specific individuals, as persons, but also as universal signs of “what-is-doggy” and animality in general. The works reveal a way of being a dog in the world and they are not abstracted from the animal's relationship with the man; they bring on the different ways of human presence.
The works of Rogaliński and Sadowski are full of emotional atmosphere: they contain specific measure of sensitivity and feelings that are very hard to put in a way that is not banal or kitsch. They did it! It is the sensitivity, which is accompanied by a sense of death and by a situation of threatened carnality but in each of the artists' work they all take another look. After all, the sculpture and the video art are two completely different art media.
(text: Dorota Łagodzka, translated by: Anna Orzechowska-Barcz)
Tomasz Rogaliński – born in 1987; he creates sculptures, objects and sculptural installations; he lives and works in Koszalin.
Filip Sadowski – born in 1983; he makes films and collages; he is associated with the Warsaw gallery Kolonie; he lives and works in Warsaw.
Filip Sadowski, Cage
Tomasz Rogaliński, Dog in bedclothes
---
'Nie-zła sztuka' by Dorota Lagodzka is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska License. If you quote text from this blog, you must specify the name of the author and the blog.
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Spokój nieżywych ciał
W Madrycie miał miejsce performens z okazji Międzynarodowego Dnia Praw Zwierząt. Uczestnicy hiszpańskiego oddziału organizacji Animal Equality trzymali na rękach nieżywe zwierzęta, sugerując, że wybierając weganizm każdy człowiek może uratować konkretne zwierzęta. W ich objęciach i na ich dłoniach spoczywały bowiem prawdziwe trupy kotów, kotków, prosiaczków, jagniątek, ryb, królików, kur, kurczaczków... Zostały one zabrane ze śmietników gospodarstw, na które trafiły jako odpady. Estetyczny porządek stojących ludzi, emanujący z ich twarzy smutek i całkowity, wręcz przerażający spokój korespondują ze spokojem, ciszą i smutkiem nieżywych ciał. Odrzucająca organiczność trupa zostaje oswojona w taki sposób, że bardziej rozczula i zasmuca niż odrzuca. Artywizm prozwierzęcy przybrał w tym wypadku formę nie tylko wymowną, ale i dobrą artystycznie, co zdarza się nie tak znowuż często. I tak jak zazwyczaj sztuka jest nieoczywista, bardziej sugeruje niż oznajmia, bardziej budzi wątpliwości niż wyjaśnia, tak w tym wypadku artystyczny wymiar tego działania sprzyja jasności przekazu i dodaje mu siły. Cisza i bezruch stały się najwymowniejszym znakiem śmierci.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
sobota, 11 grudnia 2010
To nie my powinnyśmy się wstydzić!
"Zostałyśmy zgwałcone. To nie my powinnyśmy się wstydzić."
Dziś rano w centrum Warszawy zawisł billboard na zakończenie 16 Dni Akcji Przeciwko Przemocy Wobec Kobiet. "Tylko 8% gwałtów jest zgłaszanych na policję..." - fragment tekstu grupy Vagina Dentata komentującego plakat. Całe oświadczenie na stronie Feminoteki: http://www.feminoteka.pl
Swoją drogą plakat ten jest rodzajem street artu i zarazem kolejnym przykładem artywizmu. Właściwie to spora część street artu jest artywizmem.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Dziś rano w centrum Warszawy zawisł billboard na zakończenie 16 Dni Akcji Przeciwko Przemocy Wobec Kobiet. "Tylko 8% gwałtów jest zgłaszanych na policję..." - fragment tekstu grupy Vagina Dentata komentującego plakat. Całe oświadczenie na stronie Feminoteki: http://www.feminoteka.pl
Swoją drogą plakat ten jest rodzajem street artu i zarazem kolejnym przykładem artywizmu. Właściwie to spora część street artu jest artywizmem.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Każde zwierzę Natalii Szostak
wystawa nowej serii rysunków Natalii Szostak inspirowanych "Manifestem Zwierzęcym" Andrzeja Partuma z 1980r.
Klub Aler Ego
Pl. Batorego 4
Szczecin
16.12.2010 – 13.01.2010, godz. 14-20
wernisaż 16.12.2010, godz. 20.00
Natalia Szostak ur. 1980 w Szczecinie. W 2007 roku uzyskała dyplom z malarstwa i rysunku na San Francisco State University. Dwa lata później otrzymała nagrodę dla wyróżniających się młodych artystów w międzynarodowym konkursie organizowanym przez X-Power Gallery w Los Angeles. Obecnie studentka grafiki w szczecińskiej Akademii Sztuki. Zajmuje się malarstwem, fotografią i sztuką wideo, niejednokrotnie łącząc je ze sobą. Jej prace pokazywane były w Polsce, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Mieszka i pracuje w Szczecinie.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Klub Aler Ego
Pl. Batorego 4
Szczecin
16.12.2010 – 13.01.2010, godz. 14-20
wernisaż 16.12.2010, godz. 20.00
Natalia Szostak ur. 1980 w Szczecinie. W 2007 roku uzyskała dyplom z malarstwa i rysunku na San Francisco State University. Dwa lata później otrzymała nagrodę dla wyróżniających się młodych artystów w międzynarodowym konkursie organizowanym przez X-Power Gallery w Los Angeles. Obecnie studentka grafiki w szczecińskiej Akademii Sztuki. Zajmuje się malarstwem, fotografią i sztuką wideo, niejednokrotnie łącząc je ze sobą. Jej prace pokazywane były w Polsce, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Mieszka i pracuje w Szczecinie.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
sobota, 4 grudnia 2010
ZWIERZenia. Czułość istnienia
Na dobry początek nowego roku zapraszam do Wozowni 7 stycznia o godz. 18:00 na otwarcie wystawy:
ZWIERZenia. Czułość istnienia / Animals' Confessions. Tenderness of Being
artyści / artists: Tomasz Rogaliński, Filip Sadowski
kuratorka / curator: Dorota Łagodzka
7.01. - 13.02.2011
otwarcie: 7 stycznia, godz. 18.00 / opening: 7th January, 6 PM
Galeria Sztuki Wozownia / Wozownia Art Gallery
ul. Ducha Świętego 6, Toruń / Ducha Swiętego street No 6, Torun, Poland
www.wozownia.pl
dyrektorka / director: Anna Jackowska
Zwierz-am się, więc jestem – napisała Agata Araszkiewicz, parafrazując Jacquesa Derridę. Poprzez grę słów, możliwą tylko w języku polskim, do filozoficznych rozważań Derridy na temat zwierzęcości autorka dodała warstwę emocjonalną. Jednym z możliwych artystycznych komentarzy do tych rozważań są prezentowane na wystawie w Wozowni rzeźby Tomasza Rogalińskiego i filmy Filipa Sadowskiego.
Tym, co je łączy, jest postać psa. Jest on głównym bohaterem, człowiek pojawia się jako dopowiedzenie, uzupełnienie, bohater drugoplanowy. Wszystkie kontemplują też w jakiś sposób zwyczajność psa, zwierzęcia samego w sobie, nie zaś jako symbolu czegoś, co ludzkie, nie jako nośnika ludzkich znaczeń i metafor. W tych pracach psy pojawiają się jako konkretne jednostki, jako osoby, ale także jako uniwersalne znaki „psowatości” i zwierzęcości w ogóle. Prace uwidaczniają sposób bycia psa w świecie, nie abstrahują przy tym od relacji zwierzęcia z człowiekiem, przywołują na różne sposoby ludzką obecność.
Dzieła Rogalińskiego i Sadowskiego łączy też rodzaj emocjonalnej atmosfery: zawierają dozę swoistej czułości, uczucia, które bardzo trudno oddać w sposób, który nie trąciłby banałem lub kiczem. Im się to udało! Jest to czułość, której towarzyszy poczucie śmierci i sytuacja zagrożenia cielesności, przy czym u każdego z artystów wszystkie one przybierają inny wyraz. Wszak rzeźba i wideo art to dwa zupełnie inne media sztuki. (tekst: Dorota Łagodzka)
Tomasz Rogaliński - ur.1987, tworzy rzeźby, obiekty i instalacje rzeźbiarskie, mieszka i pracuje w Koszalinie.
Filip Sadowski – ur. 1983, tworzy filmy i kolaże, związany z warszawską galerią Kolonie, mieszka i pracuje w Warszawie.
---
ENGLISH version will be added soon!
---
Tomasz Rogaliński, "Pies w pościeli"
Filip Sadowski, "Klatka"
---
Niniejszy tekst i zdjęcia można kopiować i rozpowszechniać wyłącznie w celu informowania o wystawie, osobach ją tworzących lub galerii Wozownia, przy czym należy zamieścić nazwiska autorów.
ZWIERZenia. Czułość istnienia / Animals' Confessions. Tenderness of Being
artyści / artists: Tomasz Rogaliński, Filip Sadowski
kuratorka / curator: Dorota Łagodzka
7.01. - 13.02.2011
otwarcie: 7 stycznia, godz. 18.00 / opening: 7th January, 6 PM
Galeria Sztuki Wozownia / Wozownia Art Gallery
ul. Ducha Świętego 6, Toruń / Ducha Swiętego street No 6, Torun, Poland
www.wozownia.pl
dyrektorka / director: Anna Jackowska
Zwierz-am się, więc jestem – napisała Agata Araszkiewicz, parafrazując Jacquesa Derridę. Poprzez grę słów, możliwą tylko w języku polskim, do filozoficznych rozważań Derridy na temat zwierzęcości autorka dodała warstwę emocjonalną. Jednym z możliwych artystycznych komentarzy do tych rozważań są prezentowane na wystawie w Wozowni rzeźby Tomasza Rogalińskiego i filmy Filipa Sadowskiego.
Tym, co je łączy, jest postać psa. Jest on głównym bohaterem, człowiek pojawia się jako dopowiedzenie, uzupełnienie, bohater drugoplanowy. Wszystkie kontemplują też w jakiś sposób zwyczajność psa, zwierzęcia samego w sobie, nie zaś jako symbolu czegoś, co ludzkie, nie jako nośnika ludzkich znaczeń i metafor. W tych pracach psy pojawiają się jako konkretne jednostki, jako osoby, ale także jako uniwersalne znaki „psowatości” i zwierzęcości w ogóle. Prace uwidaczniają sposób bycia psa w świecie, nie abstrahują przy tym od relacji zwierzęcia z człowiekiem, przywołują na różne sposoby ludzką obecność.
Dzieła Rogalińskiego i Sadowskiego łączy też rodzaj emocjonalnej atmosfery: zawierają dozę swoistej czułości, uczucia, które bardzo trudno oddać w sposób, który nie trąciłby banałem lub kiczem. Im się to udało! Jest to czułość, której towarzyszy poczucie śmierci i sytuacja zagrożenia cielesności, przy czym u każdego z artystów wszystkie one przybierają inny wyraz. Wszak rzeźba i wideo art to dwa zupełnie inne media sztuki. (tekst: Dorota Łagodzka)
Tomasz Rogaliński - ur.1987, tworzy rzeźby, obiekty i instalacje rzeźbiarskie, mieszka i pracuje w Koszalinie.
Filip Sadowski – ur. 1983, tworzy filmy i kolaże, związany z warszawską galerią Kolonie, mieszka i pracuje w Warszawie.
---
ENGLISH version will be added soon!
---
Tomasz Rogaliński, "Pies w pościeli"
Filip Sadowski, "Klatka"
---
Niniejszy tekst i zdjęcia można kopiować i rozpowszechniać wyłącznie w celu informowania o wystawie, osobach ją tworzących lub galerii Wozownia, przy czym należy zamieścić nazwiska autorów.
piątek, 3 grudnia 2010
NIE dla Piramidy!
Byłabym hipokrytką, gdybym nie zaprotestowała przeciwko celebrowaniu sztuki, która okupiona jest śmiercią zwierząt. Przykładem takiej sztuki(?)jest "Piramida zwierząt" Katarzyny Kozyry z 1993 roku. Wiele jest okrucieństw i morderstw popełnianych na zwierzętach, ale mało które z nich są otwarcie i legalnie aprobowane przez intelektualistów i celebrowane w narodowych instytucjach kultury.
Monograficzna wystawa Katarzyny Kozyry, na której znajdzie się "Piramida zwierząt" zostanie otwarta w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w dniu 4 grudnia 2010:
http://www.zacheta.art.pl. Prawdopodobnie znajdą się tam także inne prace tej artystki, być może warte uwagi, ale wątpię, czy będę w stanie się na nich skupić. Nie odbieram wartości całemu jej dorobkowi artystycznemu. Ale też jako krytyczka sztuki czuję przymus lub co najmniej presję uwielbiania Kozyry, bo "Kozyra wielką artystką jest". Niemalże nie można poddać jej krytyce, czy to od strony etycznej czy innej, bo w środowisku skupionym wokół sztuki współczesnej zostanie się uznaną za ignorantkę.
Antygatunkowistyczna perspektywa w percepcji sztuki jest obecna w USA i Europie Zachodniej w debacie publicznej, instytucjach kultury, czasopismach i na uniwersytetach. W Polsce jednak dyskurs proanimalistyczny związany z prawami zwierząt jest ciągle marginalizowany, a w środowisku sztuki współczesnej wręcz wyśmiewany jako emocjonalny i nieobiektywny. Warto zauważyć, że podobnie traktowany był niegdyś feminizm. Choć faktem jest też, że w środowiskach działających na rzecz zwierząt trudno znaleźć osoby, które znałyby się na sztuce.
Tych, którzy są zainteresowani poszerzeniem uzasadnienia mojej postawy, odsyłam do tekstu "Paradoksy wolności" z 23(13) numeru "Artmixa", który traktuje o konflikcie wartości artystycznych i etycznych.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Monograficzna wystawa Katarzyny Kozyry, na której znajdzie się "Piramida zwierząt" zostanie otwarta w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w dniu 4 grudnia 2010:
http://www.zacheta.art.pl. Prawdopodobnie znajdą się tam także inne prace tej artystki, być może warte uwagi, ale wątpię, czy będę w stanie się na nich skupić. Nie odbieram wartości całemu jej dorobkowi artystycznemu. Ale też jako krytyczka sztuki czuję przymus lub co najmniej presję uwielbiania Kozyry, bo "Kozyra wielką artystką jest". Niemalże nie można poddać jej krytyce, czy to od strony etycznej czy innej, bo w środowisku skupionym wokół sztuki współczesnej zostanie się uznaną za ignorantkę.
Antygatunkowistyczna perspektywa w percepcji sztuki jest obecna w USA i Europie Zachodniej w debacie publicznej, instytucjach kultury, czasopismach i na uniwersytetach. W Polsce jednak dyskurs proanimalistyczny związany z prawami zwierząt jest ciągle marginalizowany, a w środowisku sztuki współczesnej wręcz wyśmiewany jako emocjonalny i nieobiektywny. Warto zauważyć, że podobnie traktowany był niegdyś feminizm. Choć faktem jest też, że w środowiskach działających na rzecz zwierząt trudno znaleźć osoby, które znałyby się na sztuce.
Tych, którzy są zainteresowani poszerzeniem uzasadnienia mojej postawy, odsyłam do tekstu "Paradoksy wolności" z 23(13) numeru "Artmixa", który traktuje o konflikcie wartości artystycznych i etycznych.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
czwartek, 25 listopada 2010
Banksy' ego bunt wybiórczy
Do polskich kin wchodzi właśnie "Wyjście przez sklep z pamiątkami", film Bansy- ego, jednego z najbardziej znanych artystów sztuki ulicy na świecie. Zbuntowanego anarchisty, krytykującego neoliberalny, kapitalistyczny porządek społeczny i struktury władzy, zaangażowanego w walkę o prawa zniewolonych i krzywdzonych. Przy tym wszystkim Banksy uparcie okazuje się całkowicie niewrażliwy na kwestię zwierząt. Gdyby chodziło tylko o to, że zwierzęta nie są w jego twórczości podmiotem, że pełnią co najwyżej funkcję symboli ludzi i ich spraw, nie byłoby jeszcze tak źle, choć już świadczyłoby to o wybiórczej empatii tego twórcy. Problem jednak nie w tym, że Banksy nie dostrzega potrzeby walki o prawa zwierząt, ale o to, że sam te prawa łamie, traktując zwierzęta skrajnie przedmiotowo, używa ich jako materiału dla swojej sztuki.
Wielokrotnie malował on farbami na zwierzętach i umieszczał je w różnym otoczeniu, niekoniecznie dla zwierząt komfortowym. Można powiedzieć, że Banksy krzywdzi zwierzęta, choć w rożnym stopniu. Z pewnością nie we wszystkich przypadkach można mówić o znęcaniu się. Zazwyczaj są to łagodniejsze lub mniej oczywiste formy krzywdzenia. Zazwyczaj artysta nie sprawia zwierzętom bólu, nie zabija ich, niemniej naraża je na sytuacje, które w żaden sposób im nie służą. Służą jedynie realizacji artystycznej fantazji Banksy' ego.
instalacja Banksy' ego we wschodnim Londynie
Podobnie jak niektórym ludziom ich czworonożni przyjaciele (a raczej żywe zabawki).
Dotychczas Banksy malował na krowach, świniach czy owcach i umieszczał w bardziej lub mniej wskazanym dla nich otoczeniu. Ostatnio jednak najwyraźniej wraz z rosnącą popularnością Banksy uważa, że może sobie pozwolić na coraz więcej. W ramach wystawy "Barely Legal" w Los Angeles pokazał pomalowanego słonia jako dzieło sztuki. 38-letnia słonica Tai została wypożyczona z prywatnego zoo, pomalowana we wzór tapety wpasowujący się w dizajn pomieszczenia stylizowanego na salon; pasujący więc do ścian, mebli, dywanów, lampy, nie pasujący jednak z pewnością do dzikiego zwierzęcia. Jak powiedział Ed Boks z Animal Services Department, ta praca zawiera bardzo niewłaściwy przekaz, że " (...)krzywdzenie zwierząt jest nie tylko w porządku, ale że jest formą sztuki."(1)
Zwierzę jest zdezorientowane i osaczone na wiele sposobów - przez ściany pomieszczenia i znajdujące się w nim przedmioty, przez płot i tłum ludzi, przez jaskrawe światła reflektorów i błyski fleszy, przez hałas ludzkich głosów. Podobna sytuacja miała miejsce na Biennale Mediations w Poznaniu, była jednak chyba o wiele mniej drastyczna i mniej uprzedmiotawiająca.(2) Przyprowadzona tam koza czuła się jednak źle, co wiem z relacji naocznych świadków, w tym osób profesjonalnie zajmujących się sztuką, niekoniecznie zaangażowanych w problem praw zwierząt, co chyba obiektywizuje w jakimś stopniu ich wrażenia. Słoń wykorzystany przez Banksy' ego czuł się chyba co najmniej tak samo źle, a raczej dużo gorzej, jest bowiem zwierzęciem dzikim, w dodatku został nie tylko przyprowadzony w sztuczne, pełne ludzi miejsce, ale i pomalowany. Nie będę tu analizować mętnych tłumaczeń organizatorów całego tego cyrku (dosłownie i w przenośni), że podobno farby były nietoksyczne, a zwierzę miało dostęp do wody, gdyż nie zmienia to sedna problemu, jakim jest coraz powszechniejsze uprzedmiotowianie, upokarzanie i krzywdzenie zwierząt w sztuce czy też dla sztuki.
Krytyczne analizy takich zjawisk nie są tylko "histeryzowaniem nie rozumiejących współczesnej sztuki obrońców zwierząt", ale wpisują się w nurt, który określić można by mianem antygatunkowistycznej historii sztuki (3), lub szerzej, w nurt ekokrytyczny w humanistyce. Są krytycznym widzeniem zjawisk artystycznych i mechanizmów działania świata sztuki, popularności artystów, rynku. Wszak na wernisażu aletrnatywnego(?) artysty Banksyego pojawili się Angelina Jolie, Brad Pitt, Collin Farell, Orlando Bloom, Cameron Diaz, a jego prace osiągają ceny 10,000 £. Damien Hirst jest chyba najdroższym artystą na świecie, Katarzyna Kozyra stała się sławna dzięki "Piramidzie zwierząt". Czyżby bezwzględne wykorzystywanie zwierząt i szum wokół tego były jedną z recept na artystyczny sukces? W końcu działa to tak, że ja sama także napisałam o Banksym z tego powodu...
***
(1) Oryginalny cytat brzmi: "I think it sends a very wrong message that abusing animals is not only OK, it's an art form." (www.thisislondon.co.uk)
(2)Zob. "Koza na Biennale Mediations".
(3)Por. "Antygatunkowsityczna historia sztuki".
***
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
poniedziałek, 1 listopada 2010
Mateusz i Marta
Krótka opowieść o przyjaźni i uczuciu Mateusza do Marty. Mateusz jest chłopcem. Marta kurą. Jest czarna i umie wszystko. Mateusz ją uwielbia.
Film zdobył główną nagrodę w konkursie "Bierzcie i kręćcie" w kategorii "L' OFF Story" na tegorocznym festiwalu Off Plus Camera.
Mateusz i Marta
zdjęcia, scenariusz i reżyseria: Bartek Tryzna
montaż: Krzysiek Herbreder
muzyka: Damian Hajdukiewicz
wystąpili: Mateusz i jego kura Marta
Bartek Tryzna to młody niezależny filmowiec, laureat tegorocznej Doliny Kreatywnej oraz reprezentant akcji Filmowe Podlasie Atakuje!.
--
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Film zdobył główną nagrodę w konkursie "Bierzcie i kręćcie" w kategorii "L' OFF Story" na tegorocznym festiwalu Off Plus Camera.
Mateusz i Marta
zdjęcia, scenariusz i reżyseria: Bartek Tryzna
montaż: Krzysiek Herbreder
muzyka: Damian Hajdukiewicz
wystąpili: Mateusz i jego kura Marta
Bartek Tryzna to młody niezależny filmowiec, laureat tegorocznej Doliny Kreatywnej oraz reprezentant akcji Filmowe Podlasie Atakuje!.
--
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
niedziela, 31 października 2010
Świnia i oczyszczenie
W "Obiegu" pojawił się tekst specyficzny, bo właściwie literacki, a nie krytyczno-artystyczny, polemiczny czy naukowy, autorstwa Wojciecha Szymańskiego. Dotyczy on pracy Mateusza Okońskiego Puryfikacja przedstawiającej białą świnię leżącą do góry brzuchem na białej konstrukcji z drewnianych pali, która przypomina jednocześnie stos i tratwę; pozycja zwierzęcia konotuje natomiast rożen. Miejsce, w którym znajduje się praca jest jej częścią. Jej znaczenia powstają na styku tego, co i jak przedstawia rzeźba oraz historycznego i symbolicznego bagażu miejsca, w którym się znajduje.
http://obieg.pl/felieton/19195
Fotografie: Kamila Szopa, źródło: Obieg (www.obieg.pl)
--
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
http://obieg.pl/felieton/19195
Fotografie: Kamila Szopa, źródło: Obieg (www.obieg.pl)
--
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
czwartek, 28 października 2010
Krzywo zbliżają się do swego celu wszystkie rzeczy dobre. Artur Malewski w Wozowni.
A ja się państwu zwierzę, że bardziej wierzę w zwierzę! - zatytułowała tekst o wystawie Malewskiego kuratorka Marta Smolińska. Zawarta w tytule gra słów kojarzy mi się z z derridiańskim "Zwierzę, którym więc jestem" lub parafrazą Derridy w wykonaniu Agaty Araszkiewicz: "Zwierz-am się, więc jestem"; wbrew i wobec kartejańskiej filozofii uprzedmiotawiającej zwierzęta i właściwie większej części zachodniej filozofii, która długo nie umiała się uwolnić od Kartezjuszowskiego sposobu myslenia o zwierzętach jako bytach niższych, które choć istnieją, to nie egzystują. W swoim felietonie Araszkiewicz stawia pytanie, czy zwierzę ma twarz? Ma osobowość, ale czy jest osobą?
Te wątki są obecne także w zgromadzonych w Wozowni rzeźbach Artura Malewskiego. Zwierzęta, ludzie, hybrydy, stwory wpasowały się idealnie w przestrzeń wystawienniczą. Dzięki trafnemu rozmieszczeniu i oświetleniu prac górna duża sala toruńskiej galerii zamieniła się w rodzaj tajemniczego lasu, w którym napotkać można dziwaczne, kuriozalne stwory, wychylające się spomiędzy słupów, dźwigających strop, niczym zza pni drzew(1). Ta trudna, bo dość ingerencyjna przestrzeń wystawiennicza, w niczym nie przypominająca tradycyjnego white cube'a, za sprawą doskonałej, choć jakże prostej aranżacji, stała się integralną częścią wystawy niemal na równi z samymi rzeźbami. Wyjątkiem jest umieszczona w osobnym niewielkim pomieszczeniu Buba - zatuczona sarna w klatce, ofiara ludzkiej miłości, pod pozorami której kryje się zniewolenie i krzywda. Odmienny charakter pracy podkreślony został nie tylko oddzielną salą, ale także zupełnie innym, bo chłodnym, świetlówkowym światłem, które uwypukla mieszankę smutku i obrzydzenia emanującą z pracy, podkreśla chłód metalowej klatki i fałszywość uczucia, które kumuluje się w metalowych miskach z karmą. Czy chodzi jednak tylko o przekarmianie swych pupili nadmierną ilością smakołyków? Istnieje jeszcze inny rodzaj zabijającej "miłości"... Nie mogę się oprzeć porównaniu z uroczymi prosiaczkami, które ludzie z czułością i uśmiechem na ustach oglądają na pocztówkach i w kalendarzach w Empiku, po czym te same prosiaczki, wcześniej uwięzione, zatuczone, zmaltretowane i zamordowane, zajadają w McDonaldsie kilka metrów dalej.
Do podobnych aspektów odwołuje sie także kuratorka wystawy. Cytując Olgę Tokarczuk pisze ona w katalogu: Cóż to za świat? Czyjeś ciało przerobione na buty, na pulpety, na parówki, na dywan przed łóżkiem, wywar z czyichś kości do picia... Buty, kanapy, torba na ramię z czyjegoś brzucha, grzanie sie cudzym futrem, zjadanie czyjegoś ciała, krojenie go na kawalki i smażenie w oleju...(2). Smolińska zauważa, że Malewskiego intryguje zarówno aspekt ludzki w zwierzęciu, jak i to co zwierzęce w człowieku. Zwraca też uwagę na związek prac Malewskiego z pojawiającym się w książce Tokarczuk pojęciem "światoczucia".
Owego światoczucia musiało brakować tym, którzy w 1957 roku wysłali suczkę Łajkę na śmierć w satelicie Sputnik 2. Zwierzątko nie wytrzymało wysokiej temperatury, ciśnienia i wilgotności, umarło w imię wydumanych ludzkich marzeń, politycznej konkurencji i wybujałego ego naukowców. Ich symbolem jest dumny kształt maszyny, wyłaniający się z ciemności w plamie rozproszonego światła. Gdy jednak podejść bliżej i zajrzeć do środka ujrzy się psa, który zdaje się zaciskać zęby z niewyobrażalnego bólu, jednocześnie wyje ze smutku i strachu w przestworza kosmosu, których odkrycie okupione zostało torturą lub też ze złością szczerzy kły w stronę człowieka, który go skrzywdził. Praca ta była obecna również na wystawie Wszystkie stworzenia duże i małe w Zachęcie, ale tam jakoś zginęła w tłumie, wystawa w Wozowni zaś wydobyła na wierzch jej walory artystyczne - rzeźbiarską świadomość materiału i ekspresyjną siłę wyrazu.
W niemal centralnym miejscu znajduje się kompozycja z jedną z najciekawszych rzeźb tej wystawy - hybrydlaną postacią, która w zamierzeniu artysty łączyć ma wszystkie pierwiastki, m. in. męski i żeński, ludzki i nie-ludzki... Jest w tej pracy coś wzniosłego i coś przyziemnego, coś transcendetalnego i prowokująco organicznie dotykalnego.
Błądząc po wozownianym lesie natkiniemy się też na kobietę-sukę, Człowieka szczęśliwego, trochę nieszczęśliwego - lunatyka z grubym ratlerkiem przypominającym prosiaka, spotkamy wilkołaka ze starannie wykonanym włochatym penisem - kostium, którego Malewski używał do swych akcji artystycznych, a który w ramach tej ekspozycji staje się po prostu rzeźbą. Wilkołak zostaje unieruchomiony, ale jego hybrydalna, ni to ludzka, ni zwierzęca seksualność, pozostawia cień niepokoju.
Warto zobaczyć wystawę i warto przeczytać tekst w katalogu, bo zarówno obraz, który roztacza przed nami artysta, jak i słowa kuratorki nie tylko skłaniają do refleksji nad zwierzęcością i człowieczeństwem, ale też kuszą swą intensywną haptycznością, pobudzają zmysły.
---
Przypisy:
(1)M. Smolińska, A ja się państw zwierzę, że bardziej wierzę w zwierzę!, w: Krzywo zbliżają sie do swego celu wszystkie rzeczy dobre, katalog wystawy, Toruń 2010.
(2)O. Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych, Kraków 2009, s. 131.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
piątek, 17 września 2010
Koza na Biennale Mediations
Na Biennale Mediations w Poznaniu pojawiła się koza...
Był to performance grupy o nazwie "no mad", której członkowie nie podają na stronie internetowej swoich nazwisk. Wiem chyba i tak, kto do tej grupy należy, ale z racji braku pewności nie będę rzucać nazwiskami, przynajmniej nie wszystkimi. Sama tego wydarzenia nie widziałam, ale dotarły do mnie trochę niepokojące sygnały od osób, które były przy nim obecne. Między innymi Iza Kowalczyk na swoim blogu w komentarzu napisała, że koza raczej była zaniepokojona, chyba się bała, ludzie traktowali ją trochę jak niedźwiedzia na łańcuchu... I choć kozie nie stało się nic drastycznego, to jednak mam wrażenie, tak jak Iza, że zwierzę zostało potraktowane dość instrumentalnie. Jaki sens ma zmuszanie zwierzęcia do paradowania w dzikim tłumie i oglądania sztuki, która nie rzadko produkuje dźwięki i obrazy, których zwierzę ma prawo się bać. W takiej sytuacji z resztą nie czułby się dobrze raczej nawet pies, a co dopiero koza. Wyjątkiem może być suczka Tunia niejakiego Grzegorza, konserwatora zabytków z Torunia, która ze swym opiekunem chadza na wszystkie wernisaże. Ale to tylko dlatego, że jej psychika nie jest w stanie znieść braku obecności Grzegorza. Wozownia wpuszcza pieska, w CSW Toruń były problemy, ale przynajmniej raz na moich oczach ochroniarz zmiękł. Trzeba jednak przyznać, że Tunia na tego typu imprezach umie się zachować, nie szczeka, nie biega, nie sika, podczas gdy koza przyprowadzona przez członków grupy "no mad" prawie obsikała komuś buty.
Próbowałam się więc dowiedzieć dokładniej o co w tej akcji chodzi z różnych względów. By dowiedzieć się, czy koza nie jest przypadkiem takim wyjątkiem jak Tunia z Torunia, gdyż nie chcę oskarżyć kogoś bezasadnie o niewłaściwe traktowanie zwierzęcia, a także by poznać zamierzone przez autorów znaczenia akcji z udziałem kozy, oraz ponieważ interesuje mnie nie tylko etyczny aspekt sztuki z udziałem zwierząt. Szkoda, że nie wiem, jak to zwierzę ma na imię, byłoby łatwiej o niej pisać i uświadamiałoby to od razu czytelnikowi moje podejście do kozy jako osoby. Osoby o nieco innych predyspozycjach i potrzebach niż ludzkie. Ale jednak osoby a nie "pracy", jak napisał o niej Artur Kłosiński (według moich obliczeń blisko związany z grupą "no mad"). A zatem powtórzę, że koza to koza, uczestniczka raczej, a nie "praca" albo "obiekt". Kłosiński natomiast w niezbyt uprzejmy sposób zarzucił Kowalczyk, że nie zrozumiała pracy. "Wielka szkoda, że koza nie obsikała pani butów, bo może wtedy zechciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej np. czyja to była praca i dlaczego koza tam się znalazła?" - napisał. Natomiast na wyrażone przez Kowalczyk wątpliwości dotyczące "wygłupionej kozy będącej obiektem sztuki, niezależnie jak szczytne byłoby przesłanie", zareagował: "Jeżeli ktoś pisze o sztuce to powinien znać pracę o której pisze, potem może krytykować, to jest uczciwe podejście." Jak czytam jego słowa mam potrójne wątpliwości. Po pierwsze takie jak Iza. Po drugie zabrzmiało to tak, jakby koza była jednym z przedmiotów, z których składa się praca. Takie słowa są symptomem instrumentalnego podejścia do zwierzęcia. Po trzecie nie rozumiem oczekiwania, że ktoś najpierw musi koniecznie o pracy artystycznej się czegoś dowiedzieć, poczytać, popytać, jakie są intencje autorów i najwyraźniej ma obowiązek odebrać pracę zgodnie z nimi, a do tego powinna mu się ona podobać. W dodatku zarzuty te nie mają prawa bytu, ponieważ Kowalczyk orientowała się w intencjach artystów, w zamierzeniu których koza była protestem przeciwko ocenzurowaniu ich pacy oraz związana była z problemem konfliktu pomiędzy Palestyną a Izraelem. Według grupy "no mad" ten plakat stał się inspiracją dla planowanego performansu:
Koza była oblepiona napisem w języku polskim i angielskim informującym o ocenzurowaniu pracy "no madów", przy czym ma być ona symbolicznym (na szczęście nie dosłownie!!) kozłem ofiarnym złożonym na ołtarzu sztuki. Niezupełnie rozumiem w jaki sposób ma się to odnosić do konfliktu izraelsko-palestyńskiego ani tym bardziej do cenzury. Może chodzi o to, że u muzułmanów (obecnie) oraz u Żydów (historycznie), ale też w wielu innych kulturach, kozioł jest lub był zwierzęciem zabijanym w ofierze, a konflikt na bliskim wschodzie ma podłoże w dużej mierze religijne. Zastanawiający jest też brak jakiejkolwiek afery (oprócz kozy) wokół cenzury dokonanej przez organizatorów biennale oraz to, że atakujący Izę Kowalczyk za "niezrozumienie" akcji grupy "no mad" Artur Kłosiński zażarcie broni również całego biennale. Czy przypadkiem ta rzekoma cenzura nie była wpisana w ich akcję i zaplanowana?
Ten happening mógłby być natomiast ciekawym odniesieniem do dosłownego składania ofiar ze zwierząt na ołtarzu sztuki, czyli wykorzystywaniu ich życia, śmierci i ciała do celów artystycznych, o czym pisałam już kilkakrotnie, m. in. w Artmixie (http://obieg.pl/artmix/16533) i o czym z innej perspektywy pisał Dariusz Gzyra (http://obieg.pl/artmix/16522).
Mimo wszystko postanowiłam podrążyć sprawę. Uzyskałam na przykład informację, że podobno grupa "no mad" uratowała kozę od uboju... Nie jest to informacja potwierdzona. Jeżeli jednak istotnie tak jest, to należą im się ogromne brawa i szacunek za ten czyn, nie zmienia to jednak mojego zdania na temat zmuszania kozy do poruszania się po mieście i zatłoczonym muzeum. Ale z drugiej strony nie znam się aż tak na kozach, być może potrafią się one przystosować do życia w mieście podobnie do psów (i nota bene świń, które można wychować tak jak psy). W tym wypadku jednak zapewne nie bez powodu niektórzy widzowie mieli wrażenie, ze zwierzę się męczy i boi.
Czy ten performans był dobry, czy przemówił do widzów, czy spełnił swoja rolę symboliczną? Ja ocenić nie potrafię, bo mnie tam nie było. Całą tę historię pozostawiam więc czytelnikom do rozważenia i komentowania.
***
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Był to performance grupy o nazwie "no mad", której członkowie nie podają na stronie internetowej swoich nazwisk. Wiem chyba i tak, kto do tej grupy należy, ale z racji braku pewności nie będę rzucać nazwiskami, przynajmniej nie wszystkimi. Sama tego wydarzenia nie widziałam, ale dotarły do mnie trochę niepokojące sygnały od osób, które były przy nim obecne. Między innymi Iza Kowalczyk na swoim blogu w komentarzu napisała, że koza raczej była zaniepokojona, chyba się bała, ludzie traktowali ją trochę jak niedźwiedzia na łańcuchu... I choć kozie nie stało się nic drastycznego, to jednak mam wrażenie, tak jak Iza, że zwierzę zostało potraktowane dość instrumentalnie. Jaki sens ma zmuszanie zwierzęcia do paradowania w dzikim tłumie i oglądania sztuki, która nie rzadko produkuje dźwięki i obrazy, których zwierzę ma prawo się bać. W takiej sytuacji z resztą nie czułby się dobrze raczej nawet pies, a co dopiero koza. Wyjątkiem może być suczka Tunia niejakiego Grzegorza, konserwatora zabytków z Torunia, która ze swym opiekunem chadza na wszystkie wernisaże. Ale to tylko dlatego, że jej psychika nie jest w stanie znieść braku obecności Grzegorza. Wozownia wpuszcza pieska, w CSW Toruń były problemy, ale przynajmniej raz na moich oczach ochroniarz zmiękł. Trzeba jednak przyznać, że Tunia na tego typu imprezach umie się zachować, nie szczeka, nie biega, nie sika, podczas gdy koza przyprowadzona przez członków grupy "no mad" prawie obsikała komuś buty.
Próbowałam się więc dowiedzieć dokładniej o co w tej akcji chodzi z różnych względów. By dowiedzieć się, czy koza nie jest przypadkiem takim wyjątkiem jak Tunia z Torunia, gdyż nie chcę oskarżyć kogoś bezasadnie o niewłaściwe traktowanie zwierzęcia, a także by poznać zamierzone przez autorów znaczenia akcji z udziałem kozy, oraz ponieważ interesuje mnie nie tylko etyczny aspekt sztuki z udziałem zwierząt. Szkoda, że nie wiem, jak to zwierzę ma na imię, byłoby łatwiej o niej pisać i uświadamiałoby to od razu czytelnikowi moje podejście do kozy jako osoby. Osoby o nieco innych predyspozycjach i potrzebach niż ludzkie. Ale jednak osoby a nie "pracy", jak napisał o niej Artur Kłosiński (według moich obliczeń blisko związany z grupą "no mad"). A zatem powtórzę, że koza to koza, uczestniczka raczej, a nie "praca" albo "obiekt". Kłosiński natomiast w niezbyt uprzejmy sposób zarzucił Kowalczyk, że nie zrozumiała pracy. "Wielka szkoda, że koza nie obsikała pani butów, bo może wtedy zechciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej np. czyja to była praca i dlaczego koza tam się znalazła?" - napisał. Natomiast na wyrażone przez Kowalczyk wątpliwości dotyczące "wygłupionej kozy będącej obiektem sztuki, niezależnie jak szczytne byłoby przesłanie", zareagował: "Jeżeli ktoś pisze o sztuce to powinien znać pracę o której pisze, potem może krytykować, to jest uczciwe podejście." Jak czytam jego słowa mam potrójne wątpliwości. Po pierwsze takie jak Iza. Po drugie zabrzmiało to tak, jakby koza była jednym z przedmiotów, z których składa się praca. Takie słowa są symptomem instrumentalnego podejścia do zwierzęcia. Po trzecie nie rozumiem oczekiwania, że ktoś najpierw musi koniecznie o pracy artystycznej się czegoś dowiedzieć, poczytać, popytać, jakie są intencje autorów i najwyraźniej ma obowiązek odebrać pracę zgodnie z nimi, a do tego powinna mu się ona podobać. W dodatku zarzuty te nie mają prawa bytu, ponieważ Kowalczyk orientowała się w intencjach artystów, w zamierzeniu których koza była protestem przeciwko ocenzurowaniu ich pacy oraz związana była z problemem konfliktu pomiędzy Palestyną a Izraelem. Według grupy "no mad" ten plakat stał się inspiracją dla planowanego performansu:
Koza była oblepiona napisem w języku polskim i angielskim informującym o ocenzurowaniu pracy "no madów", przy czym ma być ona symbolicznym (na szczęście nie dosłownie!!) kozłem ofiarnym złożonym na ołtarzu sztuki. Niezupełnie rozumiem w jaki sposób ma się to odnosić do konfliktu izraelsko-palestyńskiego ani tym bardziej do cenzury. Może chodzi o to, że u muzułmanów (obecnie) oraz u Żydów (historycznie), ale też w wielu innych kulturach, kozioł jest lub był zwierzęciem zabijanym w ofierze, a konflikt na bliskim wschodzie ma podłoże w dużej mierze religijne. Zastanawiający jest też brak jakiejkolwiek afery (oprócz kozy) wokół cenzury dokonanej przez organizatorów biennale oraz to, że atakujący Izę Kowalczyk za "niezrozumienie" akcji grupy "no mad" Artur Kłosiński zażarcie broni również całego biennale. Czy przypadkiem ta rzekoma cenzura nie była wpisana w ich akcję i zaplanowana?
Ten happening mógłby być natomiast ciekawym odniesieniem do dosłownego składania ofiar ze zwierząt na ołtarzu sztuki, czyli wykorzystywaniu ich życia, śmierci i ciała do celów artystycznych, o czym pisałam już kilkakrotnie, m. in. w Artmixie (http://obieg.pl/artmix/16533) i o czym z innej perspektywy pisał Dariusz Gzyra (http://obieg.pl/artmix/16522).
Mimo wszystko postanowiłam podrążyć sprawę. Uzyskałam na przykład informację, że podobno grupa "no mad" uratowała kozę od uboju... Nie jest to informacja potwierdzona. Jeżeli jednak istotnie tak jest, to należą im się ogromne brawa i szacunek za ten czyn, nie zmienia to jednak mojego zdania na temat zmuszania kozy do poruszania się po mieście i zatłoczonym muzeum. Ale z drugiej strony nie znam się aż tak na kozach, być może potrafią się one przystosować do życia w mieście podobnie do psów (i nota bene świń, które można wychować tak jak psy). W tym wypadku jednak zapewne nie bez powodu niektórzy widzowie mieli wrażenie, ze zwierzę się męczy i boi.
Czy ten performans był dobry, czy przemówił do widzów, czy spełnił swoja rolę symboliczną? Ja ocenić nie potrafię, bo mnie tam nie było. Całą tę historię pozostawiam więc czytelnikom do rozważenia i komentowania.
***
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)