piątek, 17 września 2010

Koza na Biennale Mediations

Na Biennale Mediations w Poznaniu pojawiła się koza...



Był to performance grupy o nazwie "no mad", której członkowie nie podają na stronie internetowej swoich nazwisk. Wiem chyba i tak, kto do tej grupy należy, ale z racji braku pewności nie będę rzucać nazwiskami, przynajmniej nie wszystkimi. Sama tego wydarzenia nie widziałam, ale dotarły do mnie trochę niepokojące sygnały od osób, które były przy nim obecne. Między innymi Iza Kowalczyk na swoim blogu w komentarzu napisała, że koza raczej była zaniepokojona, chyba się bała, ludzie traktowali ją trochę jak niedźwiedzia na łańcuchu... I choć kozie nie stało się nic drastycznego, to jednak mam wrażenie, tak jak Iza, że zwierzę zostało potraktowane dość instrumentalnie. Jaki sens ma zmuszanie zwierzęcia do paradowania w dzikim tłumie i oglądania sztuki, która nie rzadko produkuje dźwięki i obrazy, których zwierzę ma prawo się bać. W takiej sytuacji z resztą nie czułby się dobrze raczej nawet pies, a co dopiero koza. Wyjątkiem może być suczka Tunia niejakiego Grzegorza, konserwatora zabytków z Torunia, która ze swym opiekunem chadza na wszystkie wernisaże. Ale to tylko dlatego, że jej psychika nie jest w stanie znieść braku obecności Grzegorza. Wozownia wpuszcza pieska, w CSW Toruń były problemy, ale przynajmniej raz na moich oczach ochroniarz zmiękł. Trzeba jednak przyznać, że Tunia na tego typu imprezach umie się zachować, nie szczeka, nie biega, nie sika, podczas gdy koza przyprowadzona przez członków grupy "no mad" prawie obsikała komuś buty.



Próbowałam się więc dowiedzieć dokładniej o co w tej akcji chodzi z różnych względów. By dowiedzieć się, czy koza nie jest przypadkiem takim wyjątkiem jak Tunia z Torunia, gdyż nie chcę oskarżyć kogoś bezasadnie o niewłaściwe traktowanie zwierzęcia, a także by poznać zamierzone przez autorów znaczenia akcji z udziałem kozy, oraz ponieważ interesuje mnie nie tylko etyczny aspekt sztuki z udziałem zwierząt. Szkoda, że nie wiem, jak to zwierzę ma na imię, byłoby łatwiej o niej pisać i uświadamiałoby to od razu czytelnikowi moje podejście do kozy jako osoby. Osoby o nieco innych predyspozycjach i potrzebach niż ludzkie. Ale jednak osoby a nie "pracy", jak napisał o niej Artur Kłosiński (według moich obliczeń blisko związany z grupą "no mad"). A zatem powtórzę, że koza to koza, uczestniczka raczej, a nie "praca" albo "obiekt". Kłosiński natomiast w niezbyt uprzejmy sposób zarzucił Kowalczyk, że nie zrozumiała pracy. "Wielka szkoda, że koza nie obsikała pani butów, bo może wtedy zechciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej np. czyja to była praca i dlaczego koza tam się znalazła?" - napisał. Natomiast na wyrażone przez Kowalczyk wątpliwości dotyczące "wygłupionej kozy będącej obiektem sztuki, niezależnie jak szczytne byłoby przesłanie", zareagował: "Jeżeli ktoś pisze o sztuce to powinien znać pracę o której pisze, potem może krytykować, to jest uczciwe podejście." Jak czytam jego słowa mam potrójne wątpliwości. Po pierwsze takie jak Iza. Po drugie zabrzmiało to tak, jakby koza była jednym z przedmiotów, z których składa się praca. Takie słowa są symptomem instrumentalnego podejścia do zwierzęcia. Po trzecie nie rozumiem oczekiwania, że ktoś najpierw musi koniecznie o pracy artystycznej się czegoś dowiedzieć, poczytać, popytać, jakie są intencje autorów i najwyraźniej ma obowiązek odebrać pracę zgodnie z nimi, a do tego powinna mu się ona podobać. W dodatku zarzuty te nie mają prawa bytu, ponieważ Kowalczyk orientowała się w intencjach artystów, w zamierzeniu których koza była protestem przeciwko ocenzurowaniu ich pacy oraz związana była z problemem konfliktu pomiędzy Palestyną a Izraelem. Według grupy "no mad" ten plakat stał się inspiracją dla planowanego performansu:



Koza była oblepiona napisem w języku polskim i angielskim informującym o ocenzurowaniu pracy "no madów", przy czym ma być ona symbolicznym (na szczęście nie dosłownie!!) kozłem ofiarnym złożonym na ołtarzu sztuki. Niezupełnie rozumiem w jaki sposób ma się to odnosić do konfliktu izraelsko-palestyńskiego ani tym bardziej do cenzury. Może chodzi o to, że u muzułmanów (obecnie) oraz u Żydów (historycznie), ale też w wielu innych kulturach, kozioł jest lub był zwierzęciem zabijanym w ofierze, a konflikt na bliskim wschodzie ma podłoże w dużej mierze religijne. Zastanawiający jest też brak jakiejkolwiek afery (oprócz kozy) wokół cenzury dokonanej przez organizatorów biennale oraz to, że atakujący Izę Kowalczyk za "niezrozumienie" akcji grupy "no mad" Artur Kłosiński zażarcie broni również całego biennale. Czy przypadkiem ta rzekoma cenzura nie była wpisana w ich akcję i zaplanowana?



Ten happening mógłby być natomiast ciekawym odniesieniem do dosłownego składania ofiar ze zwierząt na ołtarzu sztuki, czyli wykorzystywaniu ich życia, śmierci i ciała do celów artystycznych, o czym pisałam już kilkakrotnie, m. in. w Artmixie (http://obieg.pl/artmix/16533) i o czym z innej perspektywy pisał Dariusz Gzyra (http://obieg.pl/artmix/16522).





Mimo wszystko postanowiłam podrążyć sprawę. Uzyskałam na przykład informację, że podobno grupa "no mad" uratowała kozę od uboju... Nie jest to informacja potwierdzona. Jeżeli jednak istotnie tak jest, to należą im się ogromne brawa i szacunek za ten czyn, nie zmienia to jednak mojego zdania na temat zmuszania kozy do poruszania się po mieście i zatłoczonym muzeum. Ale z drugiej strony nie znam się aż tak na kozach, być może potrafią się one przystosować do życia w mieście podobnie do psów (i nota bene świń, które można wychować tak jak psy). W tym wypadku jednak zapewne nie bez powodu niektórzy widzowie mieli wrażenie, ze zwierzę się męczy i boi.
Czy ten performans był dobry, czy przemówił do widzów, czy spełnił swoja rolę symboliczną? Ja ocenić nie potrafię, bo mnie tam nie było. Całą tę historię pozostawiam więc czytelnikom do rozważenia i komentowania.








***
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.