środa, 31 grudnia 2014

Nie strzelaj w Sylwestra - trzeci plakat TPN

Drodzy czytelnicy, choć z Tatrzańskim Parkiem Narodowym mam na pieńku z powodu postawy ich dyrekcji w sprawie maltretowania koni w na trasie do Morskiego Oka, to jednak pragnę Was zapoznać z  trzecim już z kolei plakatem zniechęcającym do strzelania w Sylwestra, stworzonym przez Krzysztofa Kokoryna. Poprzednie plakaty można obejrzeć TU, a także przeczytać o znaczeniu wizerunku niedźwiedzia. Podczas, gdy poprzednie dwa są w bardzo podobnej stylistyce, oparte na niemal  identycznym schemacie kompozycyjnym, ten operuje innym krojem pisma i rozkładem tekstu w stosunku do obrazka. Na tym plakacie nie ma sylwetek ludzkich, w przeciwieństwie do pozostałych dwóch, zobrazowano za to różne gatunki dzikich zwierząt. Zwierzęta są też bardziej ekspresyjne, twórca wyraźnie próbował oddać ich przerażenie. Wyrazy twarzy zwierząt są bardzo wymowne, choć wymowność ta opiera się na analogii do mimiki ludzkiej. Inną oznaką stanu psychicznego zwierząt jest zjeżona sierść wilka i niedźwiedzia, co niezupełnie odpowiada właściwościom gatunków (w ten sposób jeżą się koty), lecz z pewnością nie jest antropomorfizacją. Cechą wspólną ludzi i zwierząt będącą oznaką przerażenia jest chyba wyraz oczu, choć to jest ten moment, w którym historykowi sztuki zajmującemu się studiami nad zwierzętami, potrzebna jest pomoc zoologa lub etologa. 

--- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

wtorek, 23 grudnia 2014

Baby bat with Santa hut, czyli świąteczne antropomorfizacje-manipulacje czy wspólna zabawa?

Życzę moim Czytelni(cz)kom wszystkiego, co najlepsze z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Życzeniom niech towarzyszy fotografia małego nietoperzyka z Bats Qld, australijskiej organizacji pomagającej nietoperzom, w szczególności ratującej młode, często w wieku niemowlęcym.

Na pierwszy rzut oka wizerunek ten dokonuje typowej antropomorfizacji zwierzęcia, ba, być może nawet manipulacji. Zgodnie z rozumowaniem Pani Ewy Chudyby, która swego czasu przedstawiła propozycje radykalnego zapisu prawnego mającego przeciwdziałać wykorzystywaniu zwierząt w sztuce, z pewnością byłoby to nadużycie, manipulacja poprzez przypisanie zwierzęciu znaczeń bez jego wiedzy i woli. (Moją polemikę z Chudybą można przeczytać tu: http://niezla-sztuka.blogspot.com/2012/12/zapis-dotyczacy-sztuki-w-ustawie-o.html)

Czy jednak każda antropomorfizacja jest manipulacją? I czy założenie na głowę nietoperzowi czapeczki św. Mikołaja i wręczenie równie świątecznego misia musi być antropomorfizacją? W przytulisku dla małych nietoperze są zawijane w ręczniki, karmione przez butelki i smoczki, dostają zabawki. Wszystko to wynika nie z potrzeb człowieka, lecz z potrzeb nietoperzy. Osierocone zwierzęta przetrzymywane w warunkach, które nie są dla nich pierwotnym naturalnym otoczeniem, wymagają tego rodzaju opieki. Wręczenie im świątecznych akcesoriów jest więc zabawą i atrakcją zarówno dla człowieka, jak i dla nietoperzy i obie strony tego potrzebują, choć w inny sposób i inaczej tę zabawę odbierają. Dla nietoperza kontekst świąteczny nie ma znaczenia, jak również i to, że w ten sposób promuje na Facebooku przytulisko, które sprawuje nad nim pieczę.

Opiekun/ka przedstawionego nietoperka napisała pod zdjęciem, że jeszcze dwa tygodnie temu Oscar (bo tak mu na imię) był cały pokryty robakami i ważył 70 gramów poniżej normy. Jeśli ma ochotę świetnie się bawić będąc takim łobuzem, kimże jestem, żeby mu zabraniać? - komentuje zabawę Oskara polegającą na zrzuceniu i gryzieniu mikołajowej czapki oraz przytulaniu i gryzieniu pluszowego misia(1). Osoba opiekująca się Oscarem zna na tyle zachowania nietoperzy, że potrafi rozpoznać pewne gesty, np. przytulanie-przyczepianianie się do człowieka jako objawy samopoczucia i nastroju, np. do zabawy.


Może zatem nie tyle chodzi tu o antropomorfizację, ile o to, że granica między kultura i naturą znacznie się zatarła. To oczywiście banał powtarzany we wszystkich posthumanistycznych tekstach, pewna oczywistość w pewnych środowiskach (choć nie we wszystkich, może więc warto powtarzać i wyjaśniać), warto jednak się przyjrzeć na czym polega w poszczególnych przypadkach. Dzikie zwierzę trafia do środowiska cywilizacyjnego, znajduje się w budynku, a bez pomocy człowieka i różnych jego wytworów, nie przeżyje. Środowisko n i e naturalne staje się środowiskiem życia zwierzęcia klasyfikowanego jako dzikie. Nie chodzi tu już zatem o nadawanie zwierzęciu cech ludzkich na siłę, dla ozdoby lub zabawy, lecz raczej o to, że zyskuje ono cechy ludzkie w ramach pewnego samoistnego procesu, który jest skutkiem działalności przytuliska. Być może nie ma w tym nic złego i takiej antropomorfizacji nie należy postrzegać jako manipulacji (choć sytuuje się ona niebezpiecznie blisko manipulacji, co niesie ryzyko nieodróżniania jednego do drugiego przez niektórych, nie tylko zwykłych użytkowników sieci, ale i akademików). Może raczej należy spojrzeć na tę antropomorfizację jako na skutek wypracowywania nowego rodzaju relacji między ludźmi a tzw. dzikimi zwierzętami w świecie, w którym podział na dzika naturę jako świat zwierząt i kulturę, cywilizację, miasto jako domeny wyłącznie ludzkie, przestaje być aktualny. Nie twierdzę, że podział i opozycja tego rodzaju całkowicie znika, zawsze i wszędzie, lecz, że istnieją takie miejsca i takie momenty, w których stopniowo i w dużej mierze się to dokonuje. Jest to oczywiście skutek zajmowania przez człowieka coraz większych obszarów, anektowania całej planety, jednak w ramach tego globalnego procesu istnieją lokalne, oddolne inicjatywy, które przekształcają dotychczasowy model w coś nowego, będącego reakcją na zastaną sytuację, a wynikającego ze świadomości i empati, czego przykładem jest opisany tu przypadek.

Nadawanie imion nietoperzom w przytulisku, mające wymiar zarówno praktyczny, jak i emocjonalny, jest również rodzajem antropomorfizacji. Jednak czy na pewno i czy nadal możemy to w takich kategoriach widzieć? Bądź co bądź psom i koniom nadawane są imiona od wielu dziesięcioleci czy raczej stuleci. Tam jednak związane jest to z procesem udomowienia zwierząt. W przypadku nietoperzy można co prawda mówić o procesie oswajania, lecz nie udamawiania, gdyż nietoperze są później wypuszczane na wolność, gdy są gotowe do samodzielnej egzystencji w środowisku przyrodniczym czy też naturalnym, choć nie zawsze zasługuje ono na to miano. Nadawanie imion jest co prawda ludzkim zwyczajem, jednak u niektórych gatunków zaobserwowano umiejętność (i potrzebę?) wzajemnego jednostkowego rozpoznawania się przez osobniki. W przypadku delfinów wiąże się to dźwiękowym systemem komunikacji, nie jest więc tak dalekie od nadawani imion. 

Przy tej okazji chciałabym przypomnieć znakomita animacje Jima Trainora z równie istotnym podkładem dźwiękowym Joe Muccio, która stara się być daleka od antropomorfizacj, co jest dość rzadkie w przypadku tzw., kreskówek (animacja Trainora rzeczywiście jest filmem rysowanym, całkowicie ukształtowanym wizualnie przez relację między drgająca kreską a tłem).  Jest ona rodzajem fabularnego filmu przyrodniczego. Niemniej nie ucieka od antropomorfizacji całkowicie, gdyż nietoperz jest narratorem filmu. Również cechy płciowe nietoperzy zostały zaznaczone w taki sposób, by ludzie mogli je rozpoznać, między innymi zarys piersi, podobnych do kobiecych. W filmie pojawi się również bóg (nota bene mówiący kobiecym głosem), który reprezentuje źródło wiedzy, która dana jest nietoperzom niejako odgórnie, wpisana w gatunek, jak np. to, że relacje seksualne może nawiązywać tylko z przedstawicielkami własnego gatunku.



Film można uznać za próbę wczucia się w sposób widzenia świata przez nietoperza, próbę (z góry skazaną nie niepełne powodzenie) przedstawienia jego Umweltu, że posłużę się tu kategorią Jakoba von Uexkülla.

Thomas Nagel, autor eseju "Jak to jest być nietoperzem?" używa przykładu nietoperza, by przeciwstawić się redukcjonistycznym, mechanistycznym koncepcjom w filozofii umysłu. Sugeruje on, że nie wiemy, jak to jest być nietoperzem i nawet mając dużą wiedzę o nietoperzach, ich warunkach życia, zachowaniach, echolokacji itp. nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć, jak to w gruncie rzeczy jest być nietoperzem. Możemy co najwyżej wyobrazić sobie, co my byśmy czuli będąc nietoperzem, lecz nie, co czuje nietoperz, będąc sobą samym. Wydaje mi się, że film Trainora obrazuje właśnie taki stan - próbę wczucia się w bycie nietoperzem, przy jednoczesnym pozostaniu człowiekiem.

Przypisy:
1. Strona Facebookowa organizacji Baby Bats and Buddies of Bats QLD: https://www.facebook.com/pages/Baby-Bats-and-Buddies-of-Bats-QLD/360154870760418?ref=ts&fref=ts 9 (dostep dnia 23.12.2014).


--- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

niedziela, 9 listopada 2014

Na styku natury i kultury - nowe studia doktoranckie


Budynek Kolegium "Artes Liberales", Warszawa, ul. Dobra 72.

Pragnę poinformować moich czytelników, że na Wydziale "Artes Liberales" UW od października tego roku odbywają się zajęcia dla studentów w ramach eksperymentalnego bloku "Bio-Cultural Diversity: Human-Animal Relations Revisited", w ramach którego prowadzę przedmiot "Zwierzęta w sztuce i literaturze" z gościnnymi wystąpieniami dr Anny Barcz i prof. Katarzyny Marciniak.

Teraz natomiast w ramach Środowiskowych Transdyscyplinarnych Studiów Doktoranckich prowadzonych przez Wydział "Artes Liberales" UW wspólnie z Wydziałem Historycznym UW. został ogłoszony nabór na nowy, ciekawy program doktorancki, który jest idealnym miejscem dla osób, które pragną rozwijać się naukowo dziedzinie human-animal studies. Nowe spojrzenie na relacje ludzko-zwierzęce jest jednym z kluczowych obszarów tematycznych proponowanych kandydatom.


Studia doktoranckie w ramach Środowiskowych Transdyscyplinarnych Studiów Doktoranckich prowadzonych przez Wydział „Artes Liberales” UW oraz Wydział Historyczny UW.
Proponujemy studia doktoranckie prowadzone w językach polskim i angielskim z zakresu nauk humanistycznych, służące objaśnianiu ludzkiej kultury zarówno z perspektywy jej opozycji względem środowiska naturalnego, jak i przenikania się ze światem przyrodniczym. Problematyka studiów będzie mieścić się w obszarze refleksji humanistycznej i/lub społecznej, do podjęcia której konieczne jest twórcze wykorzystanie wiedzy z zakresu nauk przyrodniczych. Zamierzamy czerpać z bogatej tradycji badań porównawczych mających utwierdzony dorobek w ramach takich dyscyplin, jak historia idei i cywilizacji, filozofia, filologia, historia sztuki, teoria kultury i komunikacji, ale także ekologia, biologia ewolucyjna i kognitywistka.
Kandydaci, którzy podejmą studia doktoranckie, będą przygotowywali projekty badawcze, korzystając z możliwości, jakie daje kontakt z badaczami o uznanym, interdyscyplinarnym dorobku. Równolegle z pracą nad indywidualnymi projektami doktoranci będą mogli brać udział w szerszych, zespołowych przedsięwzięciach naukowych, zgodnych z interdyscyplinarnym charakterem Wydziału.
Program seminariów i planowanych dysertacji doktorskich obejmie między innymi następujące obszary tematyczne:
  • Ludzka kultura wobec środowiska naturalnego
  • Nauki przyrodnicze wobec problemów istotnych dla refleksji humanistycznej
  • Nowe spojrzenie na relacje ludzko-zwierzęce

Czas trwania studiów: 4 lata
Tryb zajęć w I (pilotażowym) semestrze (18.02.2015 r. – 30.09.2015 r.):
I) 120 godz. zajęć kursowych:
  • Seminarium zespołowe (27 godz.)
  • Seminarium „Zoontologie, epistemologie androidalne, kolektywne technologie” (30 godz.)
  • Seminarium „Środowisko naturalne człowieka: biosfera czy cywilizacja?” (15 godz.)
  • Sesja warsztatowa (3 dni, 20 godz.)
  • Warsztat w terenowej stacji badawczej (3 dni, 28 godz.)
II) Konsultacje indywidualne
Każdy doktorant będzie miał prawo oczekiwać 20 godz. konsultacji (ok. 3 godz. miesięcznie) od wybranych członków zespołu prowadzącego studia (zarówno humanisty, jak i przyrodnika).
W kolejnych latach doktoranci będą mieli nie więcej niż po 150 godz. zajęć rocznie, skupią się na pracy badawczej i pisaniu dysertacji.
Maksymalna ilość miejsc: 7 osób, które zdobędą minimum 50 punktów w postępowaniu kwalifikacyjnym.
Stypendia: Na podstawie wyników I semestru (pilotażowego) najlepsi doktoranci otrzymają stypendia w wysokości 1500 zł miesięcznie na okres jednego roku (tj. II i III semestr studiów).
Termin składania dokumentów: 08.12.2014 r.
Rejestracja odbywa się przez stronę internetową: https://doktoranci.irk.uw.edu.pl/
Po zarejestrowaniu dokumenty należy przesłać na adres znajdujący się na stronie: http://ssd.al.uw.edu.pl/rekrutacja.php.
Termin egzaminu: połowa grudnia 2014 r.
O dokładnym terminie i miejscu egzaminu kandydaci zostaną poinformowani mailowo.
Termin rozpoczęcia studiów: 18.02.2015 r.



poniedziałek, 3 listopada 2014

Łajka

Adam Włodek, "Epitafium dla Łajki"*

oczywiście
nie mogłaś odmówić
skoro człowiek rozumny prosił
przećwiczyłaś odruchy pojechałaś przewąchać
jak się kręcą sprawy
w Kosmosie
niech ci lekką pustka będzie
suczko

na pożytek zbawienny poszperano
w atomie
na pożytek zbawienny
jeszcze dawniej
dynamit
niech ci lekką pustka będzie
suczko
ale wstaw się
ale wstaw się
za nami

To piękne epitafium otrzymałam od Jakuba Rawskiego. Dziękuję.





3 listopada mija 57. rocznica wysłania w kosmos suczki o imieniu Łajka. Łajka zmarła w kosmosie w męczarniach z przegrzania i stresu w ciągu kilku godzin od startu w radzieckim satelicie Sputnik 2. Co istotne od początku nie przewidywano jej powrotu na Ziemię. Jej życie bez skrupułów poświęcono w imię nauki i ludzkich ambicji. Łajka nie była ani pierwszym ani ostatnim żywym stworzeniem wysłanym w kosmos. Juz wcześniej wysyłano owady, lecz także myszy, żółwie i małpy, a zatem kręgowce, a nawet ssaki, w tym naczelne. Mało kto słyszał na przykład o dwóch innych suczkach Pszczółce i Muszczce, która wraz z małpką, której imienia nie znam spłonęły w Sputniku 6 podczas misji Korabl-Sputnik 3. 

Wspomnienie tego wydarzenia ma szczególne znaczenie w kontekście obecnej debaty na temat nowej ustawy o zwierzętach doświadczalnych, która drastycznie obniża standardy etyczne traktowania zwierząt wykorzystywanych w eksperymentach naukowych. (petycja w tej sprawie: http://www.petycjeonline.com/petycja_w_sprawie_ustawy_o_ochronie_zwierzt_dowiadczalnych)Na świecie nieustannie poświęca się bez skrupułów miliony zwierzęcych żyć, a męczarnie laboratoryjne należą często do najgorszych z możliwych, gdyż najbardziej okrutnych i długotrwałych. Twórcza inwencja naukowców w kwestii bezwzględnych eksperymentów nie ma granic. Swoją drogą twórcza inwencja artystów w kwestii okrutnych dzieł sztuki także zdaje się nie mieć granic. Etyka nauki, etyka sztuki i etyka życia codziennego zdają się do siebie zbliżać jak nigdy dotąd.

Przy tej okazji chciałabym przypomnieć prace polskich artystów: Artura Malewskiego i Agaty Zbylut, które przypominają i komentują historię Łajki, uwydatniając jakiś jej moment, jakiś jej aspekt.

Malewski przedstawił suczkę w momencie śmierci, jej wykrzywiony cierpieniem, krzyczący pyszczek, który można dostrzec, gdy się zajrzy przez okienko satelity. Zwęglona twarz psa jest nieco zaskakująca dla widza, który na nią trafia obchodząc dookoła rzeźbę - sputnik. Chwilę zajmuje też zrozumienie co dzieje się z psem. Praca podkreśla w bardzo bezpośredni, ale i nieco groteskowy sposób moment najbardziej znaczący etycznie - moment okrutnej, bolesnej śmierci zwierzęcia.


Artur Malewski, Łajka (2008), 5. triennale młodych w CRP w Orońsku, 2008

 Artur Malewski, Łajka, fragment, 2008

 Artur Malewski, Łajka, fragment, 2008

Praca Agaty Zbylut jest bardziej metaforyczna. Przedstawia suczkę zapatrzoną w gwiaździste niebo. W tej pracy jest również coś groteskowego, lecz jakże smutna jest to groteska. Zwierzątko siedzi i patrzy w niebo - jest to najzwyklejsza w świecie scena rodzajowa. Piesek spogląda w niebo, lecz nie wie, co go czeka, gdy tam się znajdzie. Łajka jest już ubrana w kombinezon, a zatem niebawem zapewne wyruszy w podróż, z której nie wróci. Suczkawydaje się nieco uczłowieczona, a jej spojrzenie nabiera wyrazu romantycznego i melancholijnego. Z jednej strony sam akt spoglądania w gwiaździste niebo jest symbolicznie nacechowany takimi uczuciami, z drugiej widz ma świadomość, że zwierzę zginęło tam właśnie, w przestrzeni nieba, wśród gwiazd, które z perspektywy satelity Sputnika 2 wydawały się zupełnie inne niż z perspektywy ziemskiej. Podróż do gwiazd jest metaforą spełnienia marzeń. W wypadku Łajki, prawdziwa podróż okazała się drastycznie inna - okazała się niekomfortową sytuacją, uwięzieniem w maszynie, w kabinie śmierci. A wszystko, by spełnić ludzkie ambicje, ludzkie marzenia o podróży w kosmos. Zwierzę stało się zatem narzędziem spełniania marzeń, lecz nie jego własnych, a ludzkich.


 Agata Zbylut, Łajka, obiekt, animacja nocnego nieba, 2011

 Agata Zbylut, Łajka, obiekt, animacja nocnego nieba, 2011


 Agata Zbylut, Łajka, obiekt, animacja nocnego nieba, 2011

Nick Abadzis stworzył natomiast oparty na faktach komiks opowiadający historię Łajki przedstawionej z kilku perspektyw - inżyniera Siergieja Korolyova, konstruktora odpowiedzialnego za misje Sputnika 2, Yeleny Dubrovsky, trenerki psów wykorzystywanych w misjach kosmicznych, Olega Gazenko, naukowca i wreszcie, co najważniejsze samej Łajki - bezdomnej suczki, który z ulic Moskwy trafiła do laboratorium astronomicznego.


Nick Abadzis, Laika, okładka komiksu

Nick Abadzis, Laika, fragment komiksu

Nick Abadzis, Laika, fragment komiksu

Podzielę się z Wami epitafium muzycznym, które zawdzięczam Szymonowi. Jest to piosenka techno-synthpopowa, na ile umiem ocenić, aczkolwiek daleka jestem od postrzegania siebie jako specjalistki w dziedzinie współczesnej muzyki. Prosty, nawet banalny tekst, śpiewany melancholijnym, lecz zrównoważonym pięknym kobiecym głosem w połączeniu z teledyskiem nabiera bardzo mocnego i szalenie smutnego wydźwięku. Słowa te mogłyby być równie dobrze piosenka miłosną i być może gdyby utwór funkcjonował wyłącznie w wersji dźwiękowej, tzn. bez wideo, tak mógłby być odbierany. Nigdzie nie jest powiedziane, że chodzi o Łajkę, ale jest to niewątpliwe. Piesek jest podobnie umaszczony, podobnej wielkości i postury. Jest on jednak także ambasadorem wszystkich zwierząt wykorzystywanych w doświadczeniach naukowych. Łajka była psem bezdomnym i w wideo jest to wyraźnie pokazane. Tymczasem obecnie wprowadzana w Polsce nowa ustawa zezwala na wykorzystywanie do doświadczeń bezdomnych zwierząt... Ten utwór wraz z teledyskiem tworzą nierozerwalną i bardzo silnie oddziałującą całość, gdyż treść możliwa jest do odczytania dopiero wtedy. Siła znaczeń ujawnia się w trakcie oglądania i słuchania, przy czym kluczowe jest współwystępowanie w czasie tych dwóch bodźców: dźwięku i obrazu, a także ich doskonale dopracowanej formy - muzycznej i wizualnej. Praca ta zasługuje na dokładniejszą analizę i już teraz wiem, że na pewno coś jeszcze o niej napiszę. A tymczasem mam łzy w oczach. I niby dlaczego miałabym się do tego nie przyznawać? Prawdziwy krytyk sztuki powinien sztukę naprawdę przeżywać, co też i czynię...



Zapoznam Państwa z dwoma moskiewskimi pomnikami pamięci Łajki. Jeden niewielki pomnik znajduje się w pobliżu instytutu badawczego medycyny wojskowej ministerstwa obrony (źródło PAP). Drugi wizerunek Łajki jest częścią monumentalnej płaskorzeźby pomnika Zdobywców Kosmosu.  Szkoda, że ona jedna została uhonorowana i o niej jednej się pamięta, podczas, gdy wiele zwierząt zginęło i ginie nadal w eksperymentach astronomicznych, nie tylko w ZSRR czy współczesnej Rosji, lecz we wszytskich krajach, które prowadzą badania w przestrzeni kosmicznej. Warto o tym pamiętać, a także zdać sobie sprawę z tego, że żaden pomnik nie wynagrodzi cierpienia i utraty życia. Pomniki świadczą jednak o personalizowaniu zwierząt, które zostały użyte w eksperymentach, czy też, jak powiedziałaby Donna Haraway uczestniczyły w eksperymentach czy też pracowały w laboratoriach. Mimo pełnego hipokryzji i moralnej paranoi (moim zdaniem ) konceptu Haraway (co nie znaczy, że wdrożenie jej postulatów nie miały by praktycznych pozytywnych skutków dla zwierząt laboratoryjnych) zwierzę uwiecznione pomnikiem jest potraktowane osobowo.

Pomnik Łajki, 2008, Moskwa

 Pomnik zdobywców Kosmosu, Moskwa, 1964,
projekt rzeźbiarza A. P. Fajdysz-Krandiewskiego oraz architektów A. N. Kolczina i M. O. Barszcza

Pomnik zdobywców Kosmosu, Moskwa, 1964,
projekt rzeźbiarza A. P. Fajdysz-Krandiewskiego oraz architektów A. N. Kolczina i M. O. Barszcza

Pomnik zdobywców Kosmosu, Moskwa, 1964,
projekt rzeźbiarza A. P. Fajdysz-Krandiewskiego oraz architektów A. N. Kolczina i M. O. Barszcza


Poniższa ilustracja pokazuje tylko kilkoro wybranych zwierząt:

Graphic created by Michelle Enemark, text by Allison C. Meier.
LINK DO WIĘKSZEJ WERSJI INFOGRAFIKI: http://www.atlasobscura.com/articles/a-graphic-guide-to-space-animals


Na zakończenie przedstawiam wiersz Zbigniewa Herberta, za który dziękuję Annie Barcz:

Zbigniew Herbert
"Naprzód pies"
Więc naprzód pójdzie dobry pies
a potem świnia albo osioł
wśród czarnych traw wydepczą ścieżkę
a po niej przemknie pierwszy człowiek
który żelazną ręką zdusi
na szklanym czole kroplę strachu


więc naprzód pies poczciwy kundel
który nas nigdy nie opuścił
latarnie ziemskie śniąc i kości
w swej wirującej budzie uśnie
zakipi – wyschnie ciepła krew

 

a my za psem za drugim psem
który prowadzi nas na smycz
my z białą laską astronautów
niezgrabnie potrącamy gwiazdy
nic nie widzimy nie słyszymy
bijemy pięścią w ciemny eter
na wszystkich falach jest skomlenie

 

wszystko co można w podróż wziąć
poprzez ciemnego świata zgorzel
imię człowieka zapach jabłka
orzeszek dźwięku ćwierć koloru
to trzeba wziąć ażeby wrócić
odnaleźć drogę jak najprędzej
kiedy prowadzi ślepy pies
na ziemię szczeka jak na księżyc

Poważnie zainteresowanym problemem wysyłania zwierząt w kosmos polecam książkę, o której dowiedziałam się dzięki Dariuszowi Gzyrze.
http://books.google.ca/books?id=xSdHVIpsrKkC&printsec=frontcover&hl=pl#v=onepage&q&f=false

Przy tej okazji przypominam tez mój wpis z 2010 roku o pomniku zwierząt, które zginęły na wojnach:
http://niezla-sztuka.blogspot.com/2010/08/they-had-no-choice.html




Przypisy: 
*Adam Włodek, Epitafium dla Łajki, [w:] tegoż, Wiersze wybrane, Kraków 1973, s. 76.


--- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

niedziela, 19 października 2014

Ogłoszeniowo

Aktualnie trwają aż trzy fantastyczne wystawy na temat zwierząt (rzecz jasna). Zazwyczaj publikuję na blogu teksty autorskie, lecz tym razem po prostu polecam, być może niektórym uda się wybrać na dwie berlińskie ekspozycje. Ja już je obejrzałam i obydwoma jestem zachwycona. Obydwie też postaram się zrecenzować, lecz na to muszą Państwo trochę poczekać. Trzecia wystawa jest za oceanem, więc zapewne ani moi czytelnicy ani ja jej nie zobaczymy. A szkoda, bo zapowiada się arcyciekawie. Na koniec prezentuję ogłoszenie o konkursie artystycznym na rzecz małp, który później zaowocuje wystawą. Odbywa się on w USA, lecz można aplikować przez Internet, co mój znajomy prymatolog i artysta już uczynił.

1) "We, animals. Scenarios"
aryści: NEOZOON, Lucy Powell, SIN KABEZA, Uli Westphal, donata kindesperk 
kuratorka: Anne Hoelck
10 - 26.10.2014
Mein Blau Projekraum, Christinenstrasse, Berlin - Mitte:
http://www.meinblau.de/en/news.html

 Supernatural: Albertsons, Uli Westphal, 2014

2) "Notes on Animals"

artistka: Lin May Saeed 
13.09 - 8.11.2014
Galerie Thomas Flor, Mehringdamm, Berlin - Kreuzberg:
http://www.galerieflor.de/

 by Lin May Saeed

3)
"The Singing and the Silence: Birds in Contemporary Art"
32.10.2014 - 22.02.2015
Smithsonian American Art Museum and the Renwick Gallery
3rd floor North, American Art Museum (8th and F Streets, N.W.)
http://americanart.si.edu/exhibitions/archive/2014/birds/

Fred Tomaselli, Migrant Fruit Thugs, 2006,
leaves, photo collage, gouache, acrylic and resin on wood panel,
Glenstone. © Fred Tomaselli. Image courtesy Glenstone

4) ENGANGERED. Art for Apes.
http://art4apes.com/


 Cleve Hicks,  Kathé
--- 
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. 
---

niedziela, 5 października 2014

Berlińskie zootanatologie...

Jestem chora, nie mam siły dokończyć zaległego tekstu naukowego, więc może przynajmniej zaopiekuję się moim blogiem, który ostatnimi czasy bardzo zaniedbałam.

W takim marnym stanie psychofizycznym prowadziłam pierwsze zajęcia ze studentami w Kolegium "Artes Liberales" UW. Paskudne samopoczucie wynagrodził mi fakt, że na konwersatorium "Zwierzęta w sztuce i literaturze" (odbywające się w ramach cyklu zajęć "Bio- and Cultural Diversity") był nadmiar chętnych. Nie wiem skąd się biorą narzekania w prasie na współczesnych studentów. Moi wydają się fajni, inteligentni i szczerze zainteresowani. Oczywiście nie liczę na to ani nie oczekuję tego, by wszyscy oni fascynowali się sztuką i animal studies, ale kilkoro takich na pewno jest, a pozostali, mam nadzieję, też nie będą się nudzić. Do współprowadzenia zajęć o literaturze zaprosiłam dwoje gości: dr Annę Barcz i prof. Katarzynę Marciniak. Jednak większa część zajęć poświęcona jest sztukom wizualnym.

Na zajęciach poruszymy m. in. problem śmierci zwierząt w sztuce i dla sztuki. Na ten temat przeprowadziła ze mną wywiad Gabriela Jarzębowska z Fundacji Bios Amigos. Zapraszam do lektury: http://biosamigos.pl/niezidentyfikowane-szczatki-zwierzece-czyli-gatunkowizm-i-sztuka/
W wywiadzie częściowo poruszam problemy, które opisałam w moim artykule "Śmierć zwierząt w sztuce współczesnej na przykładzie Piramidy zwierząt Katarzyny Kozyry" w książce "Śmierć zwierzęcia. Współczesne zootanatologie" pod red. Marzeny Kotyczki (Wyd. Uniwersytetu Śląskiego):
http://wydawnictwo.us.edu.pl/node/8641
W niniejszej publikacji znalazło się także tłumaczenie tekstu Giovanni'ego Aloi, opartego na jego rozdziale z książki "Art and Animals" oraz tekst Natalii Bażowskiej, polskiej artystki, która od dawna maluje zwierzęta, a jakiś czas temu rozpoczęła bardzo ciekawy, już nie malarski, projekt z wilkami. Ponadto w książce znajdą się inne ciekawe teksty polskich autorów oraz tłumaczenia Marca Bekoffa i Erici Cudwordth. Redaktorka tomu Marzena Kotyczka poświęciła swój tekst gołębiom. Od dawna myślę o tych ptakach - gatunku, który przystosował się do życia w najbardziej ekstremalnych warunkach miejskich, a który zamiast za to szanować, cieszyć się z tego i uznać gołębie za nie-ludzkich obywateli miast, zwalczamy je, pogardzamy nimi, instalujemy kolce i inne sprzęty utrudniające im życie. Istnieją jednak dokarmiczaki gołębi, podobnie jak dokarmiaczki kotów. Takie współczesne czarownice ;)



W moim artykule w w.w. książce podejmuję m. in. problem używania ciał zwierząt jako materiału sztuki. Podczas mojej niedawnej wizyty w Berlinie zwiedziłam Museum für Naturkunde, które pełne jest nieżywych zwierząt i ich zakonserwowanych ciał. Największe wrażenie zrobiło na mnie ogromne archiwum fragmentów ciał lub całych zwierząt (w przypadku tych mniejszych) w formalinie lub alkoholu. Gigantyczne regały, rzędy słoiczków, słoików i słoi, buteleczek, butelek i butli... Biblioteka trupów... Wykorzystywanie zwierząt w sztuce i nauce, zaspokajanie ciekawości badawczej artystycznej i estetycznej, fascynacja martwym ciałem i śmiercią świadczą o odwiecznym przeplataniu się dyskursu naukowego i artystycznego. Źródła współczesnego miejsca zwierząt w obydwu porządkach szukać można w oświeceniowej filozofii, uprzedmiotawiających zwierzęta ideach Kartezjusza, ówczesnym rozwoju nauk przyrodniczych i metod badań opartych na eksperymentach na zwierzętach. Co jest jednak szczególnie interesujące w kontekście sztuki, to wspólne początki  muzeów sztuki i muzeów historii naturalnej: zbiory kuriozów, cudów natury, ciekawych okazów przyrodniczych i kolekcje dzieł sztuki. O tym między innymi będziemy rozmawiać na zajęciach w Kolegium "Artes Liberales". 

fot. Dorota Łagodzka

 fot. anonymous author, © Dorota Łagodzka

fot. Dorota Łagodzka
 
fot. Dorota Łagodzka
 
Wracając do Berlina, głównym celem mojej wyprawy była mała, lecz jak się okazało, świetna wystawa "We, animals. Biographies" w Mein Blau Projektraum, kuratorowana przez Anne Hoelck. Ekspozycję postaram się zrecenzować w następnym numerze "Magazynu Sztuki", z tego względu nie opisuję jej tutaj. Zdradzę tylko tyle, że wystawiana tam praca "Two Homes" duetu Hörner/Antlfinger jest od tej pory jednym z moich ulubionych dzieł sztuki. 9 października zostanie w tej samej galerii otwarta kolejna edycja wystaw z cyklu "We, animals", tym razem z podtytułem "Scenarios". Mam nadzieję także ją zobaczyć.

 Hörner/Antlfinger, Two Homes, 2012

Teraz natomiast chciałabym przybliżyć moim czytelnikom moje wrażenia z wystawy "Fliegen" ("Muchy") w Museum für Naturkunde. Na wystawie została umieszczona gablota z żywymi muchami, która momentalnie przypomniała mi instalacje Damiena Hirsta. W odróżnieniu jednak do brytyjskiego specjalisty od artystycznej autopromocij, w Museum für Naturkunde muchy nie były porażane prądem, a umiarkowane ciepło pozwalało im się wylęgać. 


Damien Hirst, A Thousand Years, 1990.


 A tu dla porównania "Muchy" z Museum für Naturkunde, Berlin:





fot. Dorota Łagodzka


Status owadów, które zgodnie z biologiczną klasyfikacją należą do królestwa zwierząt (a zatem tego samego, co ludzie), nie należą jednak do kręgowców. Prof. Andrzej Elżanowski wielokrotnie podkreślał poważne różnice między różnymi gatunkami zwierząt, ich odczuwaniem bólu i poziomem świadomości. Z kolei Monika Żółkoś na marcowej konferencji "Zwierzęta i ich ludzie. Zmierzch antropocentrycznego paradygmatu?" mówiła o ich statusie ontologicznym i kulturowym. 

Najcenniejsza myśli, jaką wyniosłam z wystawy brzmi": Świat potrzebuje much.

Cokolwiek o nich myślimy, jakkolwiek nas denerwują, jakiekolwiek choroby przenoszą, świat bez nich nie mógłby istnieć. Bez much, robaków, owadów wszelakich.

Jako bohaterowie drugoplanowi pojawiają się one także we fragmencie (25:00) filmu Kathy High "Lily Does Derrida. A Dog' s Video Essay", którą można było zobaczyć w Polsce na wystawie "Ecce Animalia" w Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku.Genialna, wspaniała, moja ukochana praca, którą na szczęście można też obejrzeć online: http://vimeo.com/17362680 . Zdecydowanie polecam całość, nie tylko wskazany fragment.
"Dead, dead, dead, dead, dead..." - jest to cytat z filmu, a jednocześnie tytuł artykułu Steve' a Bakera, który polecam. A jednak ktoś żyje w martwym ciele, ktoś je przetwarza, ktoś je integruje na powrót z ziemią. Ci mali owadzi grabarze uczestniczą w owym niesamowitym cyklu życia i śmierci, ciała i ziemi... Świat ich potrzebuje. 

Kathy High, Lily Does Derrida. a dog' s video essay, 2010-12.


W Museum für Naturkunde na wystawie o muchach znalazła się także druga gablota z żywymi i martwymi stworzeniami, która mimowolnie przypomniała mi kadr z filmu High:


Wystawa "Fliegen", Museum für Naturkunde, Berlin, 2014, fot. Dorota Łagodzka.


Wystawa "Fliegen", Museum für Naturkunde, Berlin, 2014, film by Dorota Łagodzka


Na wystawie znajdowały się także okulary, przez które można było oglądać świat oczami muchy, co z kolei przypomniało mi pracę Jo Longhurst "Sight Hound" z 2004/2005 roku, która pokazywana była w Berlinie w 2009 roku na wystawie "Tier-Werden, Mensch-Werden", na której jednak nie byłam, gdyż wtedy dopiero zaczynałam interesować się zwierzętami w sztuce i informacja o wystawie dotarła do mnie z opóźnieniem. W tamtej pracy widzowie przyjmowali niejako punkt widzenia psa myśliwskiego.

 Jo Longhurst "Sight Hound", 2004/2005.

Na wystawie "Muchy" znalazło się także tajemnicze, ale świetne wideo, które nie zostało jednak podpisane. Równie dobrze może funkcjonować jako praca artystyczna, jak i dokumentacja  eksperymentu psychologicznego. Niestety nagrałam je do góry nogami. Jak tylko uda mi się technicznie opanować sytuację, zamieszczę film właściwie ustawiony. Nie podoba mi się, że na wystawie nie było informacji jaką funkcję miał pierwotnie spełniać film, ani nawet czyjego jest autorstwa. Gdzież się podziała edukacyjna funkcją muzeum? Dlaczego we współczesnych muzeach efekciarstwo tak często zdobywa przewagę na rzetelną informacją?

Wystawa "Fliegen", Museum für Naturkunde, Berlin, 2014

Na zakończenie relacji z Berlina podzielę się z Wami zdjęciami z bardzo specyficzną rzeźbą Stephana Horoty stojącą w parku przy placu zabaw na Teutoburger Platz przy Christinienstrasse. Tę kobietę czy też dziewczynkę, a może księżniczkę oraz żabę z łapami żółwia spotkałam po drodze na wystawę "We, animals. Biographies". Obie rzeźby stanowią jedno dzieło, obie postacie są jednolite stylistyczne, jednak  sprawiają wrażenie osobnych. Stoją na oddzielnych podestach, patrzą w różnych kierunkach. Ich wzrok się mija, choć linie wzroku krzyżują, gdyż ustawione są prostopadle do siebie. Zaiste dziwne to dzieło urzekło mnie i na pewno je odwiedzę przy okazji kolejenj wizyty w Mein Blau Projekraum podczas wystawy "We, animals. Scenarios".


© Dorota Łagodzka
 
© Dorota Łagodzka

Stephan Horota, 1987 r., Berlin

--- 
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. 
---

piątek, 8 sierpnia 2014

"Artmix" nr 33(23) "Rzeczy"

Artmix nr 33(23) „Rzeczy"


Anna Batko, Mydło - między przedmiotem, a podmiotem. Konstruowanie biografii rzeczy
Katarzyna Pabijanek, Ich wnętrza
Bartosz Buszkiewicz, Funkcja: fetysz
Karolina Majewska, Świat z rzeczy. Wystawy/instalacje Goshki Macugi
Aleksandra Jaraszkiewicz, Linia, gest, ciało. Splątanie nicią
Dorota Łagodzka, Człowiek wśród rzeczy. O obrazach Emilii Żakiety
Zuzanna Janin, SOLARIS. Nie minął czas okrutnych cudów. O nienarracyjności języka sztuki (fragment dysertacji doktorskiej)
Za granicą sztuki - o związkach rzeczy, sztuki i emigracji rozmawiają Hubert Bilewicz, Dorota Grubba-Thiede i Monika Popow

Ukazały się już trzy numery „Artmixa", których problematyka wiązała się z posthumanizmem - najwcześniejszy skupiał się na antygatunkowizmie, który wpisuje się w nurt animal studies, kolejny numer dotyczył szerszej problematyki posthumanizmu przyrodniczego, późniejszy natomiast traktował o cyborgach, wpisując się tym samym w posthumanizm technologiczny. Posthumanizm w swych szerokich zainteresowaniach nie-ludzkimi bytami uwzględnia także rzeczy, które, wbrew pozorom, wcale nie są bierne, lecz mają znaczący wpływ na życie ludzi i (innych) zwierząt. Rzeczy, na co wskazują tacy badacze jak Arjun Appadurai, posiadają swoje biografie, które łączą się z biografiami ludzi, uwikłane są też w życie społeczne. Słowo rzecz oznacza przedmiot, coś namacalnego i konkretnego, ale jest też pojęciem ogólnym, abstrakcyjnym oznaczającym po prostu coś, sprawę, ideę, problem. Rzeczą - obiektem zazwyczaj jest też dzieło sztuki, zaś w historii awangardy zwyczajny przedmiot wyniesiony został do rangi dzieła, jak miało to miejsce, m.in. w przypadku ready mades. Również współczesna sztuka wykorzystuje rzeczy w bardzo dosłowny sposób, ukazując m.in. ich znaczenie w życiu społecznym.
W tym numerze Anna Batko, wychodząc od pracy Mirosława Bałki Mydlany Korytarz, prezentuje nam kłopotliwą semiotykę mydła naznaczonego skojarzeniami z Zagładą.
Katarzyna Pabijanek analizuje związki płci z przestrzenią domu i przedmiotami, które ją wypełniają, pisząc o dwóch projektach Miry Schor: niedawnej wystawie A ‘Womanhouse' or a Roaming House?, "A Room of One's Own" Today w nowojorskiej galerii A.I.R. w kontekście przełomowej wystawy sztuki feministycznej Womanhouse zorganizowanej przez Miriam Schapiro i Judy Chicago w 1972 roku.
  Problem funkcjonowania rzeczy w sferze seksualności podejmuje Bartosz Buszkiewicz zastanawiając się nad fetyszem w fotografiach Michała Sosny jako obszarem budowania seksualnej tożsamości i wolności.
Status rzeczy w artystycznych praktykach Goshki Macugi na przykładzie jej wystaw-instalacji When Was Modernism? i The Nature of The Beast analizuje Karolina Majewska, wskazując m. in. na zmianę funkcji i znaczenia przedmiotów poprzez zmianę kontekstu ich funkcjonowania.
Aleksandra Jaraszkiewicz opisując wystawę Dla każdego gestu inny aktor w Galerii Art Stations w Poznaniu ujawnia relacje pomiędzy rzeczą (w tym przypadku - nicią) a linią - bytem niematerialnym, lecz powoływanym do życia za pośrednictwem materii oraz ciałem.
O rzeczach i ich sile sprawczej w obrazach Emilii Żakiety, laureatki nagrody „Artmixa" na Ogólnopolskim Przeglądzie Malarstwa Młodych „Promocje" 2011 w Galerii Sztuki w Legnicy pisze Dorota Łagodzka.
Publikujemy także fragment dysertacji doktorskiej Zuzanny Janin, która w autokomentarzu na temat swoich prac z serii PASYGRAFIA SOLARIS pisze o znaczeniach rzeczy użytych w tych pracach, wskazując na nienarracyjność języka sztuki.
Na zakończenie prezentujemy rozmowę Moniki Popow z Hubertem Bilewiczem i Dorotą Grubbą-Thiede o związkach sztuki, rzeczy i emigracji. Tym samym wywiad ten odsyła także do poprzedniego numeru „Artmixa", którego hasłem przewodnim były migracje.
Zapraszamy do lektury!
Dorota Łagodzka i Izabela Kowalczyk

Nancy Grace Horton. "Red Hot", 2011. Pigment Print. 30" x 30".

poniedziałek, 30 czerwca 2014

O książce fotograficznej Antoniny Gugały "Królestwo Zwierząt"

Niedawno, 23 czerwca w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie odbyło się spotkanie wokół książki fotograficznej Antoniny Gugały, zaprojektowanej przez Michała Kożurno. Wzięli w nim udział twórcy: fotografka i projektant książek, Paweł Szyp jako prowadzący oraz ja. Dziękuję za zaproszenie także dlatego, że konieczność przemyślenia tej książki i samo spotkanie zmobilizowały mnie do napisania na blogu, co ostatnio przychodzi mi coraz trudniej.

fot. Tomasz Kaczor


Być może od książki fotograficznej niektórzy oczekują kredowego papieru i twardej oprawy. Jednak książka fotograficzna to niezupełnie to samo co album. Do niejako przypadkowych, choć jednak nie zupełnie, z pewnością jednak niewymuszonych i niestylizowanych fotografii Antoniny Gugały pasuje internetowe określenie "random photos". Skromna i prosta, wręcz zeszytowa oprawa książki współgra zatem z ich charakterem. Gugała i Kożurno podkreślają z resztą, że książka jest efektem ich pracy w duecie, a projektanta książki fotograficznej można poniekąd porównać do kuratora wystawy. 

fot. Antonina Gugała, z książki fotograficznej "Królestwo Zwierząt"

Gugała jawi się jako współczesna flâneur, spaceruje po mieście i obserwuje zwierzęta, uwieczniając je na fotografiach. Przestrzeń miasta jest tłem dla większości wizerunków zwierząt na tych fotografiach. Jawią się one jako aktorzy nie-ludzcy w znaczeniu opisnaym swego czasu przez Joannę Erbel. Zwierzeta są bowiem mieszkańcami miast i tego faktu nie da się podwarzyć, można najwyżej zastanawiać się czy i w jakim sensie uznac je za obywateli. Czy każdy mieszkaniec ma prawo być obywatelem, którego interesy są uwzględniane? Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach, kiedy granice między naturą a kulturą zacierają się, a żyjemy w zasadzie w naturokulturze - co dawno zauważyła Donna Haraway - powinniśmy pogodzić się z tym, że miasta nie są tylko nasze, ludzkie, że coraz więcej gatunków przystosowuje się do życia w nich. I z taką myślą w tle, powinniśmy też miasta projektować i organizować. 

 fot. Antonina Gugała, z książki fotograficznej "Królestwo Zwierząt"
Przestrzeń miast jest na fotografiach Gugały jedną z wielu przestrzeni ukształtowanych lub przekształconych przez człowieka: jest to sztuczny krajobraz udający naturalny, np. w ZOO, są to pola - ziemie zaorane, zarośla przegrodzone drutem kolczastym, przedmieścia, nad którymi górują bloki, wnętrza sklepów i mieszkań, które znowu wiodą nas ku miastu. Tak więc w "Królestwie Zwierząt" jego mieszkańcy pojawiają się wyłącznie w przestrzeni skolonizowanej przez ludzi. Niezależnie od tego, czy są to zwierzęta dzikie czy udomowione, przestrzeń, w której funkcjonują jest przekształcona przez człowieka. Nie tylko przestrzenie, lecz również same zwierzęta są przez człowieka ukształtowane, czasem w sposób tak oczywisty, jak pies z przyciętym ogonem lub w zabawnym ubranku z kotylionem, czasem w sposób mniej oczywisty: można się bowiem zastanawiać, na ile naturalne są zwierzęta urodzone w ogrodzie zoologicznym lub gatunki takie jak kot czy pies, ich natura ukształtowała się bowiem pod wpływem działań ludzkich. Autorka w krótkim autokomentarzu pisze: W Królestwie Zwierząt, tak jak w każdym królestwie, panuje człowiek. Ta władza przejawia się właśnie w zagarnianiu, posiadaniu, kolonizowaniu, przekształcaniu, a na fotografiach zapośredniczają ją wspomniane miejsca i rzeczy. 

Warto zauważyć, że słowo "królestwo" ma również znaczenie taksonomiczne. Królestwo Zwierzeta. W tej taksonomicznej kategorii mieszczą się bardzo rózne organizmy, od prostych bezkręgowców po hominidy. Wydaje nam się, że jesteśmy zewnętrznym władcą, tymczasem też jesteśmy obywatelami tego królestwa.

Ludzie na tych fotografiach są prawie nieobecni explicite, pojawiają się najwyżej fragmentarycznie lub drugoplanowo, a jednak ich silna i ingerencyjna obecność zostaje zaznaczona poprzez wspomniane przestrzenie, architekturę, przedmioty, organizujące zwierzętom życie. Jednak to zwierzęta są tu portretowane, to one są przedmiotem spojrzenia flâneura. I to spojrzenia zwierząt wyznaczają dynamikę w obrębie pola obrazowego poszczególnych fotografii oraz decydują o dynamice całej książki. Ostatnia fotografia przedstawia człowieka - sprzedawcę zabawek w kształcie zwierząt(ek). Jawi się on tu nie tyle jako władca, co jako jeden z mieszkańców tego królestwa, jeden z gatunków ssaków naczelnych - Homo Sapiens. Wbrew pozorom świat, który ów gatunek ukształtował, wcale nie jest dla niego zanadto przyjazny i korzystny. 

 fot. Antonina Gugała, z książki fotograficznej "Królestwo Zwierząt"

Pod koniec spotkania zauważyliśmy, że w książce nie ma jednak przedstawień zwierząt hodowlanych, rzeźnych, nie ma tego, co ukryte. Fotografka nie była bowiem ani rodzajem wścibskiego podglądacza ani bohaterskiego reportera. Fotografowała to, co jest i ma być widoczne, to, co ogólnodostępne. Jednak, mimo iż nie ma w jej książce wizerunków zwierząt zabijanych na potrzeby przemysłu spożywczego czy odzieżowego, to autorka przyznała na spotkaniu, że podczas prac nad tymi fotografiami przestała jeść mięso.

 fot. Antonina Gugała, z książki fotograficznej "Królestwo Zwierząt"

Książkę można dostać w Towarzystwie Inicjatyw Twórczych ę. Spieszcie się, bo nakład jest istnie bibliofilski, wynosi tylko 70 egzemplarzy.

--- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---