poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Polemika z tekstem o "Ecce Animalia" Weroniki Lewandowskiej w "Dzienniku Opinii"


Kot Ylva z pracami J.A. Pastwy i T. Tatarczyka na wystawie "Ecce Animalia", Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku, 
fot. Czekalska + Golec

8 kwietnia w internetowym dzienniku opinii w dziale Sztuki Wizualne ukazał się artykuł Weroniki Lewandowskiej pod chwytliwym, acz mającym się nijak do opisywanej wystawy tytułem "Po co nam wegański smalec?". Doceniam zaangażowanie etyczne autorki po stronie zwierząt, szczególnie, że sama jako wegetarianka od urodzenia takie zaangażowanie przejawiam, a jednak trudno mi czytać ten tekst bez irytacji. Nie wiem o czym jest ów artykuł - mam wrażenie to zbieranina nieuporządkowanych myśli - ale na pewno nie o wystawie "Ecce Animalia" w Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku. Co nie znaczy, że w tej zbieraninie nie ma jakichś wartościowych wyimków.

Na samym wstępnie tekstu autorka pisze parę zdań, w których już ujawnia się chaos myślowy, przybierający na sile w dalszej części tekstu. Gorzej, że autorka konstatuje: Z tymi pytaniami mierzyła się wystawa "Ecce Animalia" w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, towarzysząca konferencji „Zwierzęta i ich ludzie”. To z jakimi pytaniami mierzyła się wystawa zostało przeze mnie opisane w folderze wystawy i pytania te brzmią inaczej niż pierwszy akapit artykułu W. Lewandowskiej. Można zapytać, na ile sie to udało, ale nie powinno się przekształcać założeń ekspozycji i wyzwań, jakie sobie postawili kuratorzy.

Jako kuratorka wystawy w pełni akceptuję prawo widza do tego, żeby mu się coś nie podobało, coś go nie przekonywało, a czegoś innego nie dostrzegł. Jednak od osoby, która podejmuje się zrecenzowania wystawy oczekiwałabym takiego patrzenia, które widzi obiekty, na które patrzy (sic!, bo autorka była na wystawie, ale chyba jej nie widziała) i dostrzegania przynajmniej tych najbardziej expilicite wyłożonych tematów.

Nie jest dla mnie jasne dlaczego właściwie W. Lewandowska próbowała napisać recenzję wystawy, skoro do tego, co jest przedmiotem jej tekstu, wystawa jest zbyteczna: rozważania na temat tęsknoty wegetarian za mięsem wyrażającej się w tworzeniu roślinnych produktów imitujących mięso. Na wystawie taki wątek się nie pojawia, mało tego, jest to problem stosunkowo błahy i marginalny także w dyskursie pozaartystycznym dotyczącym zwierząt i ich praw. Choć obecny jest oczywiście problem zabijania zwierząt, m. in. w celach konsumpcyjnych.

 fot. Leszek Golec, widok wystawy "Ecce Animalia" w Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku, na pierwszym planie prace J.A. Biernackiego i M. Britton Clouse, na drugim planie M. Tragońskiego, na trzecim J. Modzelewskiego,
w głębi B. Czapskiej i Z. Rytki.

Wystawa stała się pretekstem do mówienia o czym innym, została właściwie zmanipulowana. Autorka pozwala sobie na nadinterpretacje oraz spłyca i jednowymiarowo ustawia wystawę wraz z poszczególnymi pracami, poprzez wpisanie ich w kontekst swojej wypowiedzi. Mam wrażenie, że to jedna z sytuacji, których artyści obawiają się najbardziej. Tymczasem narracja wystawy zostawia widzowi przestrzeń na własne refleksje i interpretacje. Prace na wystawie znajdują się w swoistej sieci relacji, która siłą rzeczy jakoś pozycjonuje ich znaczenia, jakoś je interpretuje, ale nie są ubezwłasnowolnione, maja nadal swoją autonomię zarówno estetyczną, jak i znaczeniową, którą odbiera im dopiero tekst W. Lewandowskiej. Zestawienia obiektów zakreślają przenikające się pola tematyczne, które stanowią rodzaj interpretacji poszczególnych prac, jednocześnie zostawiając widzowi przestrzeń na własną interpretację. Tymczasem W. Lewandowska staje się wszechwiedzącym narratorem, który rzekomo zna nawet intencje artystów (czyste jak wegańska kolacja). Tymczasem intencje artystów mogły być bardzo różne. Można przypuszczać, że intencje i cele pracy Kuby Bąkowskiego z 2013 roku z użyciem podręcznika do chowu świń z lat 60-ych były dalekie od intencji Antoniego Kenara, który w 1962 roku wyrzeźbił socrealistyczną świniarkę.

Stosunki pomiędzy ludźmi a pozostałymi gatunkami zwierząt nie sprowadzają się do jedzenia mięsa, a co więcej do tęsknoty za nim, lecz są złożone. Dzieła sztuki jako byty ze swej natury wielowymiarowe, w każdym tego słowa znaczeniu, mają potencjał, by tę złożoność pokazać.

Recenzentce nie podoba się rozmazane zdjęcie kotów z Internetu (które swego czasu krążyło w sieci z podpisami w kilkunastu rożnych językach) pisząc, że "pojawiło się tam [w Muzeum - D.Ł.] zdecydowanie za wcześnie". Muszę przyznać, że nie rozumiem tego sformułowania. Za wcześnie w stosunku do czego, w jakim sensie za wcześnie? Autorka pisze, że "znalazło się ono obok monumentalnych realizacji rzeźbiarskich, co było spowodowane albo nieco nieudaną próbą wciągnięcia się w pęd ku nowoczesności, albo dziwną chęcią zapełnienia pustki ściany". Monumentalnych rzeźb na tej wystawie nie ma, a z kotami sąsiaduje "Portret córki Haliny z kotkiem" z 1909 roku, naturalnych rozmiarów popiersie marmurowe przedstawiające dziewczynkę z kotem na rękach oraz maleńka rzeźba Beaty Czapskiej przedstawiająca małpę ze swoim dzieckiem w ramionach i wreszcie wideo "Concerto for Head" Józefa Robakowskiego z udziałem jego kota Rudzika. Ponadto anonimowość autora z Internetu koresponduje z anonimowością XVII-wiecznego rzeźbiarza, autora drewnianego św. Franciszka, który stanowi część pracy Tatiany Czekalskiej i Leszka Golca "Św. Franciszek. Homo Anobium 100 rzeźby".  

Kot Czarek z pracą T. Czekalskiej i L. Golca (oraz XVII anonima i korników) na wystawie "Ecce Animalia",
Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku, fot. Czekalska + Golec

Lewandowska konkluduje, że "można się zastanawiać, czy sama tematyka wystawy nie jest zbyt szybkim rozbiegiem w stronę nowego, gdy wegetarianizm przez sporą część społeczeństwa jest nazywany fanaberią, a weganizm uznaje się za sektę ześwirowanych cierpiętników?" Nie rozumiem dlaczego sztuka miałaby podążać za zmianami kulturowymi, a nie je współtworzyć. Poza tym wystawa ta nie jest o wegetarianizmie, tylko o złożoności stosunków pomiędzy ludźmi a innymi zwierzętami oraz zwierzęcej podmiotowości, która ze swej istoty nie jest pojęciem prostym ani mającym określone miejsce w czasie. Po trzecie wystawa wcale nie zakłada, że relacje te ulegają poprawie, a jedynie, że są one dostrzegane przez artystów, a zainteresowanie nimi można wyczytać także w wielu pracach dawnych i współczesnych, niekoniecznie tworzonych z taką intencją.

Czekam na jakąś wnikliwą recenzję, która wychwyci przeplatające się tropy znaczeniowe na wystawie oraz to, jak koncepcja i aranżacja wpłynęły na ich ukształtowanie, na tekst, który przedstawiając problemy związane z naszym stosunkiem do zwierząt, wyjdzie od dzieł sztuki lub do nich dojdzie, a nie się z nimi rozminie. Na krytykę też jest miejsce, ale tylko "widzącą". "Obieg" i "Magazyn Sztuki" czekają na takie teksty. A więc, drodzy czytelnicy, do piór, do klawiatur!


widok wystawy "Ecce Animalia" w Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku,
na pierwszym planie rzeźba J. A. Ostrowskiego "Portret córki Haliny z kotkiem", fot. Leszek Golec



Teksy i wideo z wystawy "Ecce Animalia": http://www.rzezba-oronsko.pl/index.php?news=701

-- Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. ---

niedziela, 6 kwietnia 2014

Czarne na czarnym



 Fred Levy, Black Dogs Project

Czarne psy nie są prześladowane z powodu zabobonów tak jak czarne koty (do dziś w niektórych krajach, także europejskich, np. we Włoszech), lecz podobno często pomijane przy adopcjach, częściej zostają w schroniskach. W Polsce co prawda nie spotkałam się z takim problemem, ale takie uwagi pracowników schronisk, z którymi rozmawiał autor na pewno nie są całkiem bezpodstawne. Choć w naszym kraju zwróciłabym raczej na problem związany z odrzucaniem osobników w podeszłym wieku oraz z niepełnosprawnościami. Fred Levy potrafi jednak ukazać także urok psa starego i niewidomego.


  Fred Levy, Black Dogs Project

Iza Kowalczyk na swoim blogu straszna sztuka, pisząc o krytyce zaangażowanej stwierdziła, że na Nie-złej sztuce zaczynam coraz częściej omijać szerokim łukiem sztukę profesjonalną. Zastanowiłam się nad tym. Cokolwiek miałoby znaczyć określenie "sztuka profesjonalna", zdałam sobie sprawę, że w kulturze popularnej jest mnóstwo pokuśliwych ciekawych tematów związanych ze stosunkiem ludzi do zwierząt, które być może są łatwiejsze do odczytania niż często złożone, wielowarstwowe i niejednoznaczne prace artystyczne z półki "sztuka wysoka". Nie znaczy to oczywiście, że są bardziej warte opisania, ale być może charakter medium, jakim jest blog sprzyja jednak tematom lżejszym, o których da się napisać krócej.




  Fred Levy, Black Dogs Project

Fotografie czarnych psów są chyba znowu takim tematem, choć status fotografii jako przynależnej do sfery sztuki od jej początków wcale nie jest jednoznaczny. Sztuka jest jednym z wielu pól fotografii, a fotografia portretowa ma szerokie zastosowanie praktyczne. Czy zatem portrety czarnych psów, o których tu piszę są sztuką profesjonalną? Są na pewno zdjęciami wykonanymi profesjonalnie od strony warsztatowej, mają na pewno walory estetyczne, czy jednak oznacza to wartość artystyczną, co więcej profesjonalizm w dziedzinie sztuki? Jak zwykle pytania najbardziej ogólne o naturę i definicję sztuki są najtrudniejsze i nierozstrzygalne, mimo to warto je zadawać w różny sposób i w różnych kontekstach, np. obrazu "Białe na białym" Malewicza. I choć czarne psy na czarnym tle nie mają nic wspólnego z teorią suprematyczną Malewicza, to operują zróżnicowaną paletą odcieni czerni, podobnie jak Malewicz odcieniami bieli. Fotografie te są w jakimś sensie supremacją psiego piękna i obecne jest w nich uczucie czyste w zupełnie innym sensie niż u Malewicza, który pisał o supremacji czystego uczucia lub percepcji w sztuce malarskiej. U Freda Levy' ego percepcja wynika z pewnych społecznych spostrzeżeń i również ma czemuś służyć - dobru psów. Zabawne, jak podobne estetyczne założenia mogą wynikać z czego innego, czemu innemu służyć i nieść inne znaczenia oraz zostać wyrażone za pomocą różnych mediów w rożnych okresach historycznych.


  Fred Levy, Black Dogs Project

A więc nie figury geometryczne, nie ludzie, ale jednak postacie - czarne na czarnym tle. Ten koncept estetyczny został zbanalizowany, choćby za pośrednictwem fotografii modowej, a być może jest banalny ze swej natury, jest czystym estetyzmem, czystym koloryzmem. Okazuje się jednak, że może się przysłużyć pokrzywdzonym i przełamywać stereotypy na temat zwierząt, stereotypy mające charakter także estetyczny. Znalazłam też w Internecie informacje na temat problemów z fotografowaniem czarnych psów na potrzeby ogłoszeń adopcyjnych oraz poradnik "How to Avoid Problems Photographing Black Dogs", który zaleca coś przeciwnego do tego, co robi Fred Levy, a mianowicie portretowanie czarnych psów na kontrastowym tle.



  Fred Levy, Black Dogs Project

Pisząc o tych fotografiach używam słowa portret, które przez wiele lat odnosiło się tylko lub głównie do ludzi, obecnie jednak fotograficzne portrety zwierząt są czymś wszechobecnym. Tylko, czy wizerunek pojedynczego zwierzęcia wystarcza, by nazwać go portretem? Czy portret nie powinien wydobywać indywidualności portretowanego? W przypadku tych zdjęć każdy z czarnych psów został pokazany w taki sposób, że zarówno jego wygląd, jak i przejawiająca się w nim osobowość są skrajnie zindywidualizowane, a udało się to wydobyć dzięki jednolitości kolorystycznej. Założenie, wydawałoby się, czysto estetyczne zapośrednicza zagadnienie filozoficzne, które jest niezwykle istotne etycznie: podmiotowość zwierząt. Nie traktowanie ich wyłącznie w kategoriach gatunku, lecz jednostki.




  Fred Levy, Black Dogs Project

I na koniec mój faworyt w kategorii "urok małych kundelków":

  Fred Levy, Black Dogs Project

Ja sama mam czarnego psa, ale jak dotąd nie udało mi się, ale też nie próbowałam fotografować go na czarnym tle. I tym amatorskim zdjęciem kończę wpis.

fot. Łukasz Żywulski

--- 
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. 
---