wtorek, 3 grudnia 2013

Dziecięcy artywizm w Wiatrowie

Na początku działania mojego blogu pokazałam przykład dziecięcego artywizmu w Toruniu, na Bydgoskim Przedmieściu. Pisałam też, co rozumiem pod pojęciem artywizmu: http://niezla-sztuka.blogspot.com/2009/11/dzieciecy-artywizm.html Tym razem prezentuję krytyczne wobec wykorzystywania zwierząt w cyrku rysunki dzieci ze Szkoły Podstawowej w Wiatrowie, inspirowane kolorowanką ze strony Stowarzyszenia Empatia: http://empatia.pl/cyrki/do-pobrania/.








I autokomenatrz artystów w formie listu do Stowarzyszenia Empatia:


Wzrusza mnie to, że dzieci wierzą, że Empatia może te słonie uwolnić. Niestety nie może... Może tylko próbować uwolnić umysły i serca dorosłych.

Przy tej okazji zastanawiam się nad statusem sztuki dziecięcej i tego jak się ona ma do sztuki niepełnosprawnych i w ogóle do art brut. Uświadomiłam sobie także, że te rysunki dzieci w ogóle nie przypominają prezentowanych przeze mnie w poprzednim wpisie prac szympansów. Niektóre z malunków (a może raczej malowideł) szympansich wyglądają raczej na abstrakcyjne kompozycje dorosłych ludzi, inne z kolei na twórczość ludzkich dzieci, ale dużo młodszych, kilkuletnich, w wieku określanym w języku angielskim mianem toddler. I w tym momencie przypomniał mi się pewien quiz, który przywołuję pół żartem:
Czy umiesz dostrzec różnice między malunkami dzieci (toddlers) a sztuką nowoczesną? Quiz jest oczywiście złośliwy wobec sztuki nowoczesnej, ale i tendencyjny, ponieważ prezentowane są tylko fragmenty prac, w dodatku nie zawsze w porównywalnej skali: QUIZ: Can You Tell The Difference Between Modern Art And Paintings By Toddlers?

--- 
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. 
---

piątek, 8 listopada 2013

Szympansi konkurs malarski


The Humane Society of The United States (HSUS) ogłosiło konkurs malarski, w którym wzięły udział szympansy z sześciu amerykańskich azyli-przytulisk dla szympansów, do których trafiają małpy mające za sobą trudne, smutne oraz zazwyczaj bolesne i długie życie w laboratoriach, cyrkach i zoo lub były zmuszane do występowania w roli aktorów. W azylach mają zapewnione spokojne życie i na ile to możliwe powrót do naturalnych warunków. Z reguły jednak zwierzęta te wychowały się w warunkach sztucznych, w cywilizacji ludzkiej, w związku z czym postawienie ich w sytuacji za bardzo zbliżonej do naturalnego środowiska też nie jest wskazane. Z reguły cierpią one na rożnego rodzaju zaburzenia psychiczne i traumy, przechodzą rehabilitacje, leczenie i psychoterapie. Jedną z form terapii dla szympansów jest sztuka. Małpy w azylach malują z własnej woli, to, co chcą i tak jak chcą. Nie są do sztuki zmuszane ani nawet nakłaniane, a tym bardziej nie wchodzi w grę żadna tresura. Każdy szympans ma swoją osobowość, nie wszystkie lubią malować, ale te, które lubią, za pośrednictwem swoich opiekunów wzięły udział w konkursie. O ile jednak twórczość małp traktuję zupełnie poważnie, o tyle idea konkursu wydaje mi się nieco infantylna, co nie zmienia faktu, że przyniosła całkiem konkretne korzyści finansowe dla wiecznie szukających funduszy azyli. Wszystkie azyle, które wzięły udział w konkursie za sam udział otrzymały tę samą pulę pieniędzy w wysokości 500$, ponadto przyznano I, II i III nagrodę w wysokości 10.000$, 5.000$ i 2.500$. Nie przepadam za konkursami w ogóle, także wśród ludzi, zarówno na polu sztuki, jak i w sporcie oraz innych dziedzinach, tym bardziej więc nie zachwyca mnie idea tworzenia sytuacji konkurencji wśród zwierząt, które prawdopodobnie nie są jej w tym wypadku świadomie (co nie znaczy, że konkurencja jest w ogóle szympansom obca). Poza tym, dlaczego to ludzie mają oceniać twórczość małp?

Pomysł na pracę zarobkową zwierząt-artystów przypomina mi, wspominany już na tym blogu, projekt ekowspółpracy ze słoniami podjętej przez duet artystyczny Vitaly'ego Komara i Aleksandra Melamida.

Poniżej przedstawiam uczestników szympansiego konkursu artystycznego, nie mam pewności, czy są to wszyscy, ale przynajmniej Ci, których do tej pory udało mi się znaleźć.

Pierwsze miejsce zajął Brent, 37-letni samiec mieszkający w Chimp Heaven w Keithvill, gdzie mieszka od 2006 roku. Podobno maluje tylko językiem i ma swój oryginalny styl malarski. Lubi się śmiać i bawić, ochrania Grandmę, najstarszą mieszkankę azylu.



Cheetach, szympansica, która zajęła II miejsce urodziła się najprawdopodobniej w latach 70-ych XX w. i przez 19 lat samotnie mieszkała w laboratorium. W 2002 roku została uratowana przez Save The Chimps w Ft. Pierce. 




III miejsce zajął Ripley, choć przyznałabym je raczej Jaimie, lecz, tak jak wspomniałam, idea konkurencji w tym wypadku mnie odstręcza, no i niby dlaczego ja, czyli homo sapines, mam być sędzią? Nie jestem w stanie ocenić, która praca jest najlepsza, a jedynie, która jest najbardziej atrakcyjna dla ludzi. Choć zapewne wśród przedstawicieli homo sapiens zdania byłyby podzielone. Brenta podziwiam za technikę i regularną kompozycję, choć w swoim domu wolałabym powiesić pracę Cheetach.

Ripley, który stworzył abstrakcyjną kompozycję w pastelowych barwach, był używany jako aktor, po czym został umieszczony w ZOO. Ostatecznie trafił do Center for Great Apes in Wauchula. Charakterystycznymi cechami jego osobowości jest odporność i umiejętność wybaczania.



Jamie ma z kolei upodobanie do kolaży, tutaj do rozedrganego obrazu malowanego dwoma rozcieńczonymi kolorami wkleiła łupinki pestek słonecznika. Mieszka w Chimpanzee Sanctuary Northwes, gdzie jest szefową w grupie szympansów. Ma bardzo osobliwy umysł i uwielbia różnego rodzaju aktywności, m. in. okazjonalne działania artystyczne. Zazwyczaj woli tworzyć na niestandardowych powierzchniach, takich jak ściany lub zabawki. Trudno sobie wyobrazić jak zdołała znieść wiele lat nudy i strachu w laboratorium.



Jenny urodziła się 19 maja 1995 roku w LEMSIP, jednym z laboratoriów biomedycznych w Nowym Jorku. Została uratowana przez Primate Rescue Center in Nicholasville. Jej praca jest zdecydowana, i dynamiczna, malowana zamaszystym ruchem przy harmonijnym doborze pastelowych kolorów, przełamanych ciepłym żółcieniem. 




Patti z kolei w równie dynamicznym obrazie zastosowała czyste i mocne kolory podstawowe. Urodziła się 11 września 1982, została wychowana przez ludzi i zmuszona do występowania dla tłumów gapiów zanim trafiła na emeryturę w 1996 roku. Obecnie mieszka w azylu Chimps, Inc. w Bend.




Co ciekawe trudno byłoby określić ich twórczość mianem art brut, bowiem prace Brenta i Cheetach to, moim zdaniem, całkiem dojrzałe abstrakcyjne kompozycje malarskie, niespecjalnie wpisujące się w stylistykę art brut. Pytanie, na ile świadome, na ile intencjonalne, a na ile przypadkowe? Tego do końca nie wiedzą nawet najlepsi prymatolodzy, ale na pewno mogę się dowiedzieć trochę więcej. Mam ochotę poznać więcej szczegółów dotyczących pracy twórczej szympansów po przejściach, mieszkających w azylach: okoliczności, tryb pracy i rolę ludzi, a przede wszytskim bardzo chciałabym zobaczyć więcej prac i to najlepiej bez pośrednictwa komputera!

Pisząc ten tekst zastanawiałam się też nad antropomorfizacją małp w postrzeganiu zachowań małp, przejawiającego się w języku, którym je opisuję. Ale o tym więcej może innym razem, i może nie tylko na blogu... 
---
Bibliografia:
Bussiness Insider, Meredith Lee/For The HSUS:
http://www.businessinsider.com/winners-of-the-chimpanzee-art-contest-2013-8# (dostęp dn. 1.09.2013).

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. 
---

poniedziałek, 28 października 2013

"Sierens of the Lambs", czyli Banksy w Nowym Jorku




Ostatnim razem, gdy pisałam o Banksym (Banksy-ego bunt wybiórczy) nie byłam zachwycona jego podejściem do zwierząt - nie odpowiadała mi zarówno jego jakość artystyczna, jak i etyczna. W performansie ulicznym "Sirens of the Lambs" podoba mi się jedno i drugie - tę akcję Banksy'ego uważam za genialny przykład artywizmu. Okazuje się, że można połączyć dobrą jakość artystyczną z aktywizmem społecznym, w dodatku bijącym rekordy popularności (według Los Angeles Times zaledwie jeden z filmów dostępnych w Youtubie 14.10. rano miał 3 miliony odsłon). "Sirens of the Lambs" obala ponadto kilka stereotypów dotyczących sztuki - okazuje się, że praca może być komunikatywna, przystępna i jednoznaczna, a jednocześnie ciekawa i przekonująca. Okazuje się więc, że dobra sztuka nie musi być pełna niedopowiedzeń i dwuznaczności (określenia te są nadużywane w tekstach kuratorskich i krytyczno-artystycznych, stając się czasami uzasadnieniem wartości prac lub wystaw). I choć Banksy wykłada kawę na ławę, to jednak ciężarówka kryje w sobie coś jeszcze - dosłownie i w przenośni.



  

W "Sirens of the Lambs" ciężarówka do przewożenia zwierząt na rzeź została wypełniona maskotkami przedstawiającymi przerażone, cierpiące zwierzęta, wyglądające przez szpary pojazdu. Wyrazy twarzy - pyszczków tych, najwyraźniej specjalnie na tę okazję uszytych, maskotek są ewidentnie wzorowane na smutnych i przerażających filmach i fotografiach dokumentalnych robionych przez aktywistów na rzecz zwierząt, przedstawiających rzeczywiste cierpiące zwierzęta wiezione na rzeź. Z wnętrza ciężarówki wydobywają się dźwięki - krzyki, piski, płacze i wołanie o ratunek. Głosy zwierząt zostały przetworzone w dźwięki zabawkowe, maskotkowe. Pracy towarzyszy audioprzewodnik, który jest autokomentarzem artysty, który jest narratorem opowiadającym o sobie w trzeciej osobie:

Oto dzieło rzeźbiarskie. I wiem, co sobie myślicie: czyż nie jest to zbyt subtelne? Artysta Banksy komentuje nieuzasadnione okrucieństwo w przemyśle spożywczym. A może próbuje wyjaśnić coś pretensjonalnego i mglistego, czym jest utrata dziecięcej niewinności? Ciężarówka wiezie ponad 60 przytulanek drogą do śmierci. Jednak aby maskotki ożyły niezbędnych jest czterech zawodowych marionetkarzy. Przywiązani do siedzeń, ubrani w czarną lycrę, poruszają maskotkami. Mają tylko jedną przerwę dziennie na skorzystanie z toalety, tym samym udowadniając, że najgorzej traktowanymi istotami wśród inwentarza, są artyści mimowie. O Banksym wiemy, że jako młody człowiek był odpowiedzialny za siekanie wołowiny w sklepie mięsnym. Wydaje się, że to doświadczenie nadal pobrzmiewa w jego życiu. 
Ciężarówka przez 2 tygodnie jeździ(ła) po Nowym Jorku, startując, naturalnie, w "mięsnej" dzielnicy.
 




--- 
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu. 
---

sobota, 12 października 2013

Artmix nr 31(21) "Kobiety w islamie"

Właśnie ukazał się nowy numer "Artmixa" poświęcony kobietom w islamie. Tymczasem wczoraj wróciłam z Rybiego Oka, na którym byłam jurorką oraz miałam okazję powymądrzać się trochę jako krytyczka w dyskusji z artystami. Piszę o tym przy okazji "Artmixa", ponieważ na wystawie znalazł się m. in. cykl niewielkich fotografii Małgorzaty Markiewicz "Świat przez zasłony", o których niestety nie piszemy w numerze, ale które by się do tego doskonale nadawały. O Rybim Oku może uda mi się jeszcze coś napisać, obiecuję też zamieścić niebawem dwa ważne wpisy dotyczące zwierząt w sztuce, ale ciągle nie mam czasu.



Agnieszka Kołek, Islam zamykający usta feministkom za ich przyzwoleniem? – w poszukiwaniu odpowiedzi w sztuce i kulturze postmodernizmu
Karina Mbatha, No-body – notatki o kobiecym ciele i nagości. Amina Tyler, Alaia Magda Elmahdy, Boushra Almutawakel
Patrycja Dołowy, Ciało pod tkaniną to pole walki. O wystawie „Unexposed”
Katarzyna Kowalska, Shirin Neshat
Ewa Łukaszyk, W poszukiwaniu nowego erotyzmu. Od projektu intelektualnego Fatémy Mernissi do interpretacji wizualnej Mohameda Bannoura i Fatimy Louardighi
Maja Wolna, Spoza zasłony. Próba spojrzenia na kobietę w islamie w 15 odsłonach
Abdullahem Quareshim rozmawia Agnieszka Kołek
Sarah Maple rozmawia Agnieszka Kołek
Haleh Jamali rozmawia Agnieszka Kołek

W tym numerze poruszamy kwestie sytuacji kobiet w islamie, w krajach muzułmańskich lub społecznościach muzułmańskich na świecie, a także w Europie. Problem ten nabiera znaczenia ze względu na globalny przepływ informacji oraz powiększające się społeczności imigrantów z krajów muzułmańskich w Europie. Pojawia się tu kwestia krytyki islamu ze względu na duży stopień ingerencji religii w życie, ograniczanie wolności jednostki, dyskryminację kobiet, dziewczynek i homoseksualistów. Jest to jedna z najtrudniejszych i najbardziej niewygodnych kwestii do dyskusji w kontekście założeń dotyczących poszanowania innych kultur, a także narastającej w Europie niechęci do muzułmanów.

Tę problematykę porusza Agnieszka Kołek zwracając uwagę na wpływ islamskiego fundamentalizmu religijnego na sytuację kobiet – muzułmanek i niemuzułmanek w Europie oraz zastanawiając się nad źródłami przyzwolenia na rozwój idei ograniczających wolność oraz ich wpływie na cenzurę i autocenzurę kultury i mediów.

Karina Mbatha analizuje z kolei działalność kobiet z krajów islamskich, aktywistek i artystek Aminy Tyler, Alai Magdy Elmahdy i Boushry Almutawakel związaną z kobiecą nagością i seksualnością oraz prawem do własnego ciała.

Patrycja Dołowy relacjonuje wystawę „Unexposed”, która odbyła się w maju i czerwcu tego roku w warszawskim Muzeum Etnograficznym i prezentowała sztukę artystek irańskich tworzących po rewolucji islamskiej w 1979 roku, których prace nigdy nie zostały pokazane w ich rodzimym kraju. Dołowy pokazuje, w jaki sposób artystki irańskie poprzez sztukę konfrontują się z problematyką feministyczną w kraju islamskim.

O życiu kobiet w Iranie w kontekście przemian społecznych po rewolucji islamskiej opowiada także twórczość Shirin Neshat, irańskiej artystki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych, o której pisze Katarzyna Kowalska.

Ewa Łukaszyk analizuje twórczość intelektualistki marokańskiej Fatémy Mernisssi, opisującą relacje damsko-męskie, miłość i erotyzm, a zarazem czerpiącą z dziedzictwa kultury arabsko-muzułmanskiej. Autorka przedstawia wizualne interpretacje intelektualnego projektu Mernissi w postaci kaligramów Mohameda Idalego oraz malowideł Mohameda Bannoura i Fatimy Louardighi.

W tym numerze prezentujemy także serię plakatów Mai Wolnej wraz z krótkimi komentarzami artystki, odnoszących się do cytatów z Koranu oraz opartych na nim praw i obyczajów obecnych w kulturach muzułmańskich.

Uzupełnieniem numeru są trzy wywiady Agnieszki Kołek z artyst(k)ami pochodzącymi z krajów islamskich. Abdullah Quaresi opowiada o swoich pracach poruszających problematykę homoseksualizmu w kulturze muzułmańskiej. Sarah Maple mówi o swojej sztuce w odniesieniu do dyskursu feministycznego oraz o wpływie wychowania muzułmańskiego na drogę twórczą. Haleh Jamali zwraca uwagę między innymi na wpływ studiów w Iranie i emigrację do Wielkiej Brytanii na jej twórczość.

Na koniec informujemy, że wczoraj w Londynie zakończył się festiwal artystyczny „Passion for freedom”, skupiający artystów, którzy w swojej twórczości poruszają zagadnienia związane z wolnością i prawami człowieka.

Dorota Łagodzka i Izabela Kowalczyk 

 Boushra Almutawakel, Hijab series: Mother, daughter & doll.

piątek, 23 sierpnia 2013

Artmix - call for papers




Informujemy o możliwości nadsyłania tekstów do następnego numeru „Artmixa”
http://obieg.pl/artmix

MIGRACJE - styczeń 2014
Ten numer odnosić się będzie do tematu migracji, przemieszczania się, nomadyzmu. Na ile sztuka odpowiada na kwestie związane z dobrowolnym i przymusowym przemieszczaniem się ludzi? W jaki sposób podejmuje wątki bycia w podróży? Zadajemy też pytanie, jak sztuka odnosi się do problemu imigrantów, którzy najczęściej traktowani są jak ludzie drugiej kategorii? Czy zwielokrotnione wykluczenia, które często dotyczą imigrantów, są problemem zauważanym i poddawanym analizie przez artystów? Interesuje nas także problem styku kultur, wiążący się coraz częściej z konfliktem wartości reprezentowanych przez przybyszów i tubylców. Czy emigracja jest pogonią za czymś, za lepszym życiem czy może ucieczką przed czymś, na przykład tradycją i prawem rodzimego kraju? Zadajemy też pytanie o to, co w tym wypadku oznacza poszanowanie innych kultur i czym się różni od konformizmu, jeśli przeczą one prawom człowieka?
Jak te kwestie wyglądają w przypadku Polski, z której wiele osób wyjeżdża zagranicę w celach zarobkowych, ale też wielu imigrantów szuka właśnie tutaj schronienia? Chcemy też zastanowić się nad tym, na ile migracje ludzi, w tym artystów, do centrów, osłabiają peryferie? Jak zmienia się w ten sposób krajobraz sztuki współczesnej? I czy można jeszcze uratować to, co lokalne?

Proponujemy zastanowienie się nad następującymi problemami:
Sztuka wobec emigracji i imigracji
Tożsamość artysty-e/imigranta
Artyści jako nomadzi
Sztuka i podróż
Migracje a problem styku kultur i konfliktu wartości
Migracje a umacnianie się centrów
Migracje i biopolityka

Deadline: 15.11.2013

Teksty prosimy przesyłać na adres: artmix_obieg@tlen.pl

Pozdrawiamy serdecznie - Izabela Kowalczyk i Dorota Łagodzka

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wykład w Zielonym Jazdowie



Henri Rousseau, The Lion Hunter


Zapraszam na mój wykład pt. "Animal studies - nowa perspektywa w badaniach nad sztuką", który odbędzie się 17 sierpnia o 19.00 w ramach projektu Zielony Jazdów, letniej akcji Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (więcej informacji pod adresem http://www.csw.art.pl/index.php?action=aktualnosci&s2=1&id=793&lang=)

Opis wykładu:
Współczesna sztuka, jako rodzaj teorii i praktyki zarazem, jest jednym z obszarów, na których wyraźnie rysują się zmiany związanie z kwestionowaniem antropocentrycznego paradygmatu. Szczególnie ciekawe, istotne etycznie i nabierające coraz większego znaczenia społecznego wydają się zmiany odnoszące się do relacji między homo sapiens a innymi zwierzętami. Czym są studia nad zwierzętami, jak je rozumieć w odniesieniu do posthumanizmu i jakie mają znaczenie dla sztuki? W jaki sposób sztuka uczestniczy w duskursie animal studies? Jakie ważne zagadnienia związane ze zmianami w postrzeganiu zwierząt poruszane są na gruncie sztuki oraz jak sztuka uwikłana jest w tradycyjny antropocentryzm? W jaki sposób zwierzęta pojawiają się w sztuce i jakie może mieć to znaczenie dla nich samych? Podczas wykładu w Zielonym Jazdowie Dorota Łagodzka przedstawi zarys problematyki związanej ze zmianą statusu zwierząt w sztuce w szerszym kontekście filozoficznym i społeczno-etycznym.

Strona wydarzenia na Facebooku: https://www.facebook.com/events/517332048342411/

Zielony Jazdów jako projekt ekologiczny nie używa materiałów drukowanych. Z tego względu bardzo prosimy o udostępnienie informacji o wydarzeniu, np. poprzez mail i Facebook. A poza tym to będzie weekend, więc leżaki, hamaki, kawa i wykład w parku jak znalazł. Oby tylko nie lało.

Kontakt:
Maciej Łepkowski
Koordynator i kurator projektu Zielony Jazdów
Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
ul. Jazdów 2, 00-467 Warszawa
tel. +48 22 628 12 71 (124)
tel. +48 510 160 776
m.lepkowski@csw.art.pl



wtorek, 30 lipca 2013

Kozyra, wypchaj się! Spichlerz Sztuki Wejcherowo 2013


Dariusz Paczkowski, Wypchaj się!, wystawa zbiorowa Budowla i Człowiek w Spichlerzu Sztuki Wejherowo 2013, Foto Art Vyrzecky.


Dariusz Paczkowski, Wypchaj się!, wystawa zbiorowa Budowla i Człowiek w Spichlerzu Sztuki Wejherowo 2013, Foto Art Vyrzecky.

Zawsze wiedziałam, że przyjdzie taki moment, w którym recepcja "Piramidy zwierząt" Katarzyny Kozyry zacznie się zmieniać. Stopniowo przełamuje się jednostronne spojrzenie jako na "wielkie dzieło", "klasykę polskiej sztuki" etc. na rzecz spojrzenia mniej jednoznacznego, a bardziej krytycznego. Niedawno ukazał się tekst Karoliny Plinty o całokształcie twórczości Kozyry, moje teksty figurują  w bibliografii na Wikipedii pod hasłem "Piramida zwierząt", a teraz Dariusz Paczkowski robi w swojej pracy niedwuznaczną aluzję. Wykorzystywanie zwierząt jako materiału sztuki zaczyna być więc coraz częściej komentowane krytycznie nie tylko w środowisku tzw. obrońców zwierząt (ci już powiedzieli, co mieli powiedzieć, ale też uczą się w bardziej konstruktywny sposób krytykować sztukę bazującą na krzywdzie zwierząt), lecz również w środowisku artystycznym. Ferment rodzi się wewnątrz tego hermetycznie zamkniętego słoika i tylko taki ferment ma szansę rzeczywiście zmienić smak. 

 Otwarcie Spichlerza Sztuki Wejcherowo 2013

Na drugiej edycji festiwalu artystycznego w Spichrzu Sztuki w Wejcherowie pojawiła się praca Dariusza Paczkowskiego "Wypchaj się". Aluzja do "Piramidy zwierząt" jest oczywista, oczywista jest też podwójność znaczenia tej aluzji - z jednej słowa te, są wyrazem wkurzenia na czyn Kozyry i lekceważenia wobec jej prestiżu i sławy, z drugiej pojawia się sugestia, żeby zwolennicy zabijania i wypychania zwierząt sami się wypchali w sensie dosłownym angielskiego taxidermy. Niech sami siebie uprzedmiotowią, niech poświęcą własne życie i ciało. Wtedy mogą liczyć na jeszcze większy rozgłos, choć sława już na niewiele im się przyda, podobnie jak na niewiele przydaje się zwierzętom. Można by jeszcze analizować znaczenie trójkąta w pracy Paczkowskiego - symbolikę piramidy egipskiej jako znaku władzy i sławy oraz jej budowy kosztem innych czy piramidy żywieniowej, w której jeszcze niedawno mięso zajmowało sporo miejsca, ostatnimi czasy zaś coraz mniej, ba, nawet polski Instytut Żywności i Żywienia uznał dietę wegetariańską za pełnowartościową. 

 widok wystawy Budowla i Człowiek w Spichlerzu Sztuki Wejherowo 2013

Paczkowski pisze: To mój komentarz do pracy dyplomowej Katarzyny Kozyry pt.: Piramida zwierząt. Zwierzęta użyte zostały przez artystkę, wyłącznie, jako materiał wykorzystany do budowy instalacji artystycznej i zdobycia dyplomu. I ma w zupełności rację. Później jednak dodaje: Wyselekcjonowane, zabite i spreparowane. Przekroczone zostały granice między sacrum a profanum. Sztuka, która moim zdaniem powinna zawsze stać po stronie niepodważalnej świętości życia, została zbrukana dla zaspokojenia przyziemnych doraźnych potrzeb. Tym zdaniem Paczkowski wpisuje się w jedną z postaw wyrażających oczekiwania wobec sztuki i postrzeganie jej pozycji w stosunku do etyki, wspomnianych przeze mnie w tekście, który dopiero się ukaże. Jedna z tych postaw wymaga od sztuki dobra i piękna, moralności i dobrego przykładu, nie pozwalając sztuce być taką, jak pozostałe obszary ludzkiej działalności, a artystów zobowiązując do bycia kimś lepszym od większości ludzi, druga postawa daje artyście absolutny immunitet, wychodząc z założenia, że w sztuce wolno więcej. 




 Dariusz Paczkowski, Wypchaj się!, wystawa zbiorowa Budowla i Człowiek w Spichlerzu Sztuki Wejherowo 2013, Foto Art Vyrzecky.

--- 
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
---

środa, 17 lipca 2013

My life as a bird


Christan Jankowski, Discourse News, kadr z filmu

Odwiedziłam dzisiaj warszawskie CSW, ponieważ prof. Joanna Sosnowska powiedziała mi o prezentowanych tam pracach ze zwierzętami Christiana Jankowskiego.  Ale nie tylko dlatego, i tak od czasu do czasu odwiedzam to miejsce. Ostatni raz byłam, gdy jeszcze trwała wystawa Maurizio Cattelana, o której jednak nie chciało mi się pisać. Maurizio - jak to imię pięknie brzmi po włosku. Gorzej z wystawą i Cattelanem w ogóle. Ale nie o tym zamierzam tu pisać. 

 Christian Jankowski, Direktor Pudel, 1998
(źródło zdjęcia:
www.helgamariaklosterfelde.de)

Na początek dwa słowa o "niezwierzęcych" pracach Christiana Jankowskiego, które zwróciły moją uwagę. Zabawny jest Casting na Jezusa, choć nie wiem, czy obnaża tak znowuż wiele mechanizmów funkcjonowania współczesnej kultury, z pewnością jednak nie jest nudny. Najbardziej podobała mi się chyba praca "Discourse News", w której następuje spiętrzenie, zapętlenie i sprzężenie zwrotne znaczeń związanych ze statusem dzieła sztuki w sensie ontologicznym, ale także jako wytworu kultury, przedmiotu handlu i budowania prestiżu, a także krytyki artystycznej, PR-u, sławy i mechanizmów, które tym wszystkim rządzą. Jak pisze kuratorka, Ewa Gorządek, znana prezenterka telewizyjna Annika Pergamnent prowadzi program informacyjny przy swoim biurku w studio NY1. Przekazuje widzom definicję sztuki według Jankowskiego oraz prowadzi rozmowy o jego twórczości z ekspertami - wszytko w dobrze zrobionej formule wiadomości telewizyjnych.


 Christian Jankowski, Flock, 2002 
(źródło zdjęcia: www.helgamariaklosterfelde.de)

Jeśli zaś chodzi o prace, w których pojawiają sie zwierzęta, to w jednej z sal Jankowski ustawił jeden na drugim trzy telewizory, a w każdym z nich wyświetlana jest jedna część trylogii, czyli: Moje życie pod postacią gołębia (My life as a dove), Dyrektor Pudel i Stado. Dodatkowo na ścianach wiszą fotografie-plakaty ze scenami z filmów. Przyznam szczerze, że gdyby nie opis w folderze, trudno by było do końca zrozumieć przedstawione historie. W Dyrektorze Pudlu Jankowski proponuje dyrektorowi galerii, by wybrał zwierzę, którym chce się stać i, jak pisze kuratorka, w rezultacie dyrektorem zostaje biały pudel. Zastanawiam się jednak, co to znaczy, ze pies zostaje dyrektorem, bo przecież tak naprawdę nim nie zostaje. Kim jest ów pudel? I czemu służy taka zabawa? Z kolei w stadzie - pisze Gorządek - widownia, trzeci element "magicznego koła" zostaje zamieniona w stado owiec i pod ich postacią wpuszczona do galerii. Hmm... te owce są chyba po prostu zdezorientowane i głównie to mi się rzuca w oczy.

 Christian Jankowski, Flock, 2002
(źródło zdjęcia: bureauforopenculture.org)


 Christian Jankowski, Moje życie pod postacią gołębia (My life as a dove), 1996
(źródło zdjęcia: www.helgamariaklosterfelde.de)

A więc artysta, kurator i widownia zostają przemienieni w zwierzęta. No tak, tylko dlaczego akurat w te zwierzęta, jak mają się gatunki do owych ról w artystycznym światku? I czy oby na pewno zwierzęta miały ochotę brać udział w całym przedsięwzięciu? Ja zawsze jednak nieodmiennie zadaję sobie pytanie, co się stało z nimi potem.

Każda z części trylogii Jankowskiego oparta była na magicznych przemianach postaci w magicznym teatrzyku. Jak napisano w folderze do wystawy, pierwszy pełen humoru film pokazuje jak w obecności zgromadzonej na wystawie publiczności Jankowski zostaje zmieniony przez magika Wina Brando w ptaka i pod tą postacią żyje w galerii w trakcie wystawy. Biały gołąb staje się alter ego artysty. Praca prowokuje pytanie o wiarę w moc przemiany, jaką przypisuje się artystycznej kreacji. Czym jest więc tu gołąb jak nie wzniosłym symbolem, elementem dyskursu, który do niego samego się nie odnosi? Zastanawiam się co to za gołąb, bo w końcu wiadomo, że nie Jankowski. Wiadomo, że to mistyfikacja.  I to podwójna: po pierwsze dzieło sztuki - film jest kreacją, grą, po drugie to, co przedstawia też jest udawaniem, sztuczkami. W tym pierwszym gołąb jest aktorem, w tym drugim - rekwizytem. Można mniemać, że życie Jankowskiego pod postacią gołębia, jako żywego rekwizytu teatrzyku magicznych sztuczek, nie będzie zbyt szczęśliwe. Z pewnością szczęśliwszy jest Charalie Winston pod postacią kaczki, czy też kaczora. W każdym razie jego utwór "My life as a duck" jest jedną z moich ulubionych piosenek wszechczasów. Ale może on wcale nie śpiewa o sobie, lecz po prostu o kaczce, która jest sobą. Na Youtubie utwór ilustruje jednak zdjęcie Winstona z gołębiem. Jest to utwór piękny muzycznie i gęsty znaczeniowo, intrygujący i ujmujący, filozoficzny, nostalgiczny i pełen spokojnego optymizmu.



They laugh at me at my life.
My life as a duck;
But I don't get worked up.
It's my life as a duck.

You may think this is funny;
You may think I had bad luck;
Or did you think that I was stuck,
In my life as a duck?

For all my life I've tried to hide
the animal in me
Now it's time to open up and
breathe
And breathe

I don't know where I'm going
Or from which place I have come.
But as long as I'm floating
The don't can be undone

You must be thinking 'what is he on?'
But things are looking up
I've started to believe in living
My life as a duck

For all my life I'v tried to hide
the animal in me
Now it's time to open up and breathe
And breathe

So listen!

I know everything about you
Your father was a duck
(x4)
For all my life...

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
---

czwartek, 4 lipca 2013

Rybie Oko 7

Jako, że przypadło mi w udziale  trudne zadanie oceniania wysiłków młodych artystów, wyniki ogłaszam na blogu. Jury dyskutowało przy okazji także sprawę regulaminu konkursu, także istnieje szansa, że w kolejnej edycji ulegnie on pewnym drobnym zmianom, które mają sprzyjać zarówno twórcom, jak i sztuce. Tymczasem...

Decyzją jury Biennale Sztuki Młodych RYBIE OKO 7 w składzie:
Cichocki Sebastian
Łagodzka Dorota
Ryczek Justyna
oraz z ramienia organizatora:

Lewandowski Roman
Wolska Edyta

do wystawy zostali zakwalifikowani:
BAŻOWSKA NATALIA
BRANDYS ANNA MARIA
BUGALSKI MICHAŁ
CHORÓBSKI MATEUSZ
DOROSZENKO EWA
DRAGOSZ EMILIA
HYJEK MICHAL
KOSZEWNIK TOMASZ
KOZIOŁ OLA
KÜHL ALEKSANDER
LIS PIOTR
ŁAZARCZYK MAGDALENA
ŁUCZYNA MAŁGORZATA
MANIAK KRZYSZTOF
MARKIEWICZ MAŁGORZATA
MATYSZEWSKI PAWEŁ
PIEREGOŃCZUK URSZULA
SZCZYPIŃSKI MATEUSZ
SZUSZKIEWICZ MICHAŁ
SZYMANKIEWICZ MAŁGORZATA
TRUSEWICZ ŁUKASZ
WOLNY MARIUSZ
WYJADŁOWSKI ERWIN

http://www.baltic-gallery.art.pl/archiwum/rybieoko7/

Nazwiska laureatów I i II nagrody oraz wyróżnienia honorowe zostaną ogłoszone podczas otwarcia wystawy pokonkursowej. Wszystkim laureatom serdecznie gratuluję, a tych, którzy nie zostali zakwalifikowani do wystawy proszę, by się nie zrażali i spróbowali za rok, może z innymi pracami, może z większą ilością prac oraz by prześledzili ewentualne zmiany w regulaminie, które być może dadzą niektórym większe pole do popisu.

piątek, 14 czerwca 2013

O blogowej krytyce sztuki w radiowej Dwójce

Zapraszam do wysłuchania rozmowy Marty Strzeleckiej z prof. Waldemarem Baraniewskim, Dawidem Radziszewskim oraz ze mną.


Jak to bywa w rozmowach na żywo nie udało mi się powiedzieć wszystkiego co chciałam, nie zdążyłam dokończyć ostatniej myśli, więc kontynuuję ją na blogu. Mój wniosek jest rzeczywiście pesymistyczny. Popsułam Marcie Strzeleckiej próbę zakończenia audycji stwierdzeniem pełnym nadziei (ale to nie dlatego, że chciałam ponarzekać, tylko dlatego, że dopiero w połowie zdania zorientowała się, że czas nam się kończy ;-)

Krytyk - zawód czy hobby?

Gdyby nie to że mój blog jest raczej blogiem naukowczynii kolekcjonującej spostrzeżenia i przemyślenia na dany temat niż krytyczki sztuki, powinnam zmienić jego nazwę na zbliżoną do blogu Magdy Ujmy. W dzisiejszym świecie nie da się bowiem poświęcić życia krytyce artystycznej, a tym samym trudno być naprawdę dobrym i profesjonalnym krytykiem. Ok, jeśli ktoś dostał od rodziców mieszkanie w śródmieściu i nie ma dzieci, może jakoś wyżyje z kolejnych tekstów na umowy o dzieło, ale normalnie żyć się z tego nie da. W rozmowie padło określenie "etat w czasopiśmie o sztuce" - nie wydaje mi się, żeby coś takiego istniało. Nawet redaktorzy "Obiegu" są/byli również kuratorami. Można być kuratorką i przy okazji krytyczką, dziennikarką i przy okazji krytyczką, galerzystką i przy okazji krytyczką, naukowcem i przy okazji krytyczką, ale krytyczką po prostu, tylko lub głównie być się nie da. 

Ja wybrałam drogę pracy naukowej, która wydaje mi się najmniej uwikłana w lansiarską śmietankę towarzyską, a tym samym daje najwięcej niezależności intelektualnej. Ale w obliczu obecnych procesów stopniowej zamiany uniwersytetu w korporację, coraz trudniej będzie być krytyczką dodatkowo, obok pracy naukowej. Wiedza zaczyna być mierzona, przeliczana, punktowana. Dobry tekst krytyczno-artystyczny przestaje się liczyć na uczelni, liczy się za to choćby słaby tekst, ale w punktowanym czasopiśmie naukowym. Z przykrością więc stopniowo porzucam aktywność krytyczno-artystyczną, gdyż w obliczu nowych akademickich standardów takie publikacje to żadne publikacje, ponieważ nie są recenzowane i punktowane.O problemach w godzeniu funkcji kuratora i krytyka pisano już parokrotnie, więc nie będę się w to wdawać. Natomiast krytyków etatowych w gazetach codziennych jest jak na lekarstwo. Poza tym taka krytyka w dzisiejszych czasach tabloidyzacji gazet, jest zmuszona mówić o tym, co atrakcyjne lub przynajmniej o tym, co może sprawiać wrażenie atrakcyjnego, w taki sposób, by wydawało się atrakcyjne. Oczywiście zawsze można pracować w korporacji i wieczorami pisać teksty o sztuce. Tylko czy w którymkolwiek z powyższych przypadków jest się zawodowym krytykiem sztuki?

Z tych powodów krytyka po trochu umiera, staje się jałowa (w znaczeniu, o którym pisała Magda Ujma) lub staje się "pisaniem o sztuce" (w znaczeniu o jakim mówił prof. Waldemar Baraniewski, pisaniem przybierającym czasem charakter tekstu informacyjno-promocyjnego (na ten problem zwrócił kiedyś uwagę Grzegorz Borkowski), pisaniem teoretyczno-naukowym, najrzadziej chyba pisaniem krytyczno-artystycznym we właściwym znaczeniu tego pojęcia. I na niewiele się zdała próba ratowania krytyki np. poprzez konkurs "Wielka Nadziej Młodej Krytyki", skoro wygrana nie przekłada się na żadną pracę, żaden etat, nic co pozwalało by młodej krytyczce pomyśleć, że warto i że da się być krytyczką zawodowo. Można pisać o sztuce, nawet pisać dobrze, ale nie łudźmy się, że krytyk sztuki to zawód. Krytyka sztuki może być hobby, pasją. Można się starać realizować swoje pasje jak najlepiej.

 O krytykach, środowiskowych zależnościach i języku

W języku pisania o sztuce w internecie, w takim na przykład jakim posługuje się autorka blogu "Sztuka na gorąco", widzę pewne niebezpieczeństwa. Język nadmiernie luzacki czasami jest powierzchowny, a także przestaje być precyzyjny. Zastanawiam się czasami, czy to, co mówi Karolina Plinta da się powiedzieć innym językiem. W języku wyraża się sposób myślenia. Sama staram się używać języka bardziej zbliżonego do tego używanego w czasopismach drukowanych czy naukowych, ponieważ wydaje mi się, że taki bardziej klasyczny, wyważony język zmusza do sformułowania pewnych myśli, a próba przełożenia myśli na słowa, pozwala precyzować myśli (Gadamer się kłania). Niemniej, mimo iż nie chcę Dawida Radziszewskiego łapać za słówka (z całą sympatią dla niego i szacunkiem dla jego ciekawych wypowiedzi), wydaje mi się, że w jego stwierdzeniu, że "Karolina Plinta się wyrabia" jest odcień mimowolnej wyższości. Nie wydaje mi się także, by w "Obiegu" pisali ludzie z ulicy. Gdy wczoraj zajrzałam do "Obiegu" ukazał się moim oczom zestaw nazwisk wcale nie przypadkowych i już wcześniej czytanych. A jeśli w "Obiegu" pisze coraz więcej nowych, mało znanych osób, to uważam to za dobry znak. Zamkniętemu, wąskiemu środowisku sztuki współczesnej przyda się chyba właśnie krytyczne spojrzenie z zewnątrz. Nie spojrzenie wrogie, nie opozycyjne, ale będące poza rozgrywkami politycznymi "lewa-prawa", świeże, spoza kręgu. W tym chyba cała nadzieja współczesnej krytyki. Pamiętam, gdy pod koniec studiów zaczynałam czytać czasopisma o sztuce, m. in. "Obieg" właśnie, po chwilowej fascynacji, miałam nieodparte wrażenie zawodu i nudy wynikającej z tego, że ciągle czytam tych samych autorów, mających tych samych faworytów, ten sam krąg znajomych wśród śmietanki towarzysko-kuratorskiej, a co za tym idzie promujących tych samych artystów, aż do znudzenia. I niekoniecznie byli to artyści najciekawsi. 
 
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
---

piątek, 24 maja 2013

Po premierze "The Ghosts in Our Machine"

 kadry z filmu "The Ghosts in Our Machine"

Po warszawskiej premierze filmu Liz Marschall "Duchy naszego systemu" w ramach festiwalu Planete+Doc odbyła się debata poprowadzona przez Mikołaja Jastrzębskiego, w której udział wzięli prof. Andrzej Elżanowski - zoolog z PAN, dr Michał Bilewicz - psycholog z UW, Cezary Wyszyński - prezes Fundacji Viva oraz ja, czyli historyczka sztuki z UW. Debatę uważam za udaną, było bowiem sporo osób, sporo pytań, dość ożywiona dyskusja, która trwała trzy godziny, a zakończyła się tylko dlatego, że przyszedł czas na kolejny seans.

Podczas dyskusji starałam się poruszyć nie tylko problematykę społeczno-etyczną, która jest przedmiotem samego filmu, ale także poddać analizie sam film jako film właśnie, pokusić się o jakąś ocenę, porównać go z innymi filmami dokumentalnymi na pokrewne tematy oraz poruszyć kwestię siły i sposobów oddziaływania tego typu kina. W jaki sposób za pomocą medium filmowego można mówić o cierpieniu i śmierci zwierząt oraz ich uwikłaniu w system i nasze codzienne życie? Nie udało mi się powiedzieć wszystkiego, co chciałam, częściowo dlatego, że  nikt nie podjął tematu filmu jako dzieła sztuki i jako części kultury wizualnej, a szkoda, bo jak się okazało na sali było 99% wegetarian, więc była to okazja, żeby porozmawiać o tym, jak za pomocą filmu mówić o problemie wykorzystywanie zwierząt w celach konsumpcyjnych w taki sposób, by do kina przyciągnąć nie tylko wegetarian. Być może na filmie było więcej niewegetarian niż na debacie, niemniej mały odsetek niewegetarian świadczy o tym, że filmy poruszające kwestie cierpienia zwierząt nie mają siły oddziaływania odpowiadającej skali i powadze problemu wykorzystywania i zabijania zwierząt. Warto więc zastanowić się na czym polega problem z niedoborami publiczności spoza środowisk prozwierzęcych i czy można coś z tym zrobić.

 kadr z filmu "The Ghosts in Our Machine" 

"Duchy naszego systemu" jest dość klasycznym dokumentem opowiadającym o problemach społeczno-stycznych przez pryzmat jednej głównej bohaterki, czyli Jo-Anne McArthur, fotografki, fotoreporterki, której niezwykle dobre i wymowne zdjęcia ukazały w wielu prestiżowych i poczytnych gazetach i czasopismach oraz na okładkach książek z dziedziny animal studies, jak choćby "Teaching The Animal" pod red. Margo DeMello wydanej przez Animals&Society Institute. 

 kadr z filmu "The Ghosts in Our Machine" 

Niewątpliwie ciekawym tematem jest praca fotoreporterki. Film pokazuje charakter takiej pracy i trudności, które się w niej napotyka: praktyczne, takie jak wkradanie się na fermę futrzarską i psychiczne - dla Jo-Anne najtrudniejszy jest moment, gdy po sfotografowaniu zostawia zwierzęta, wiedząc, że nie może im wszystkim pomóc i wierząc, że za pomocą zdjęć może im bardziej pomóc niż interweniując bezpośrednio. Ten sam problem napotykają fotoreporterzy dokumentujący cierpienie ludzi, np. podczas wojny, ale także w ramach struktur współczesnej globalnej gospodarki, np. wyzysk dzieci na plantacjach w Afryce. Ujawnia się tu problem dobra ogółu i jednostki. Konkretne zwierzęta, często chore, poranione, bardzo cierpiące, przeznaczone na pewna śmierć Jo-Anne zostawia, ale jednocześnie  fotografowanie jest misją mającą na celu poprawę sytuacji zwierząt poprzez ujawnienie faktów związanych z warunkami ich życia i umierania, informowanie opinii publicznej i wpływanie na postawy społeczne. Jo-Anne, będąc świadoma banalności tego stwierdzenia, nieco przekornie mówi "Yes, I'm trying to save the world". Opowiada także o potrzebie regeneracji psychicznej po oglądaniu zła w tak dużej dawce. By móc dalej fotografować cierpiące zwierzęta, musi przez jakiś czas pobyć z tym szczęśliwymi, z tego względu co jakiś czas odwiedza przytulisko dla zwierząt (tzw. farm sanctuary), gdzie przebywają krowy, świnie i inne zwierzęta uratowane z rzeźni, hodowli lub transportu. Co istotne obcowanie z tymi zwierzętami jest wchodzeniem w relację z konkretnymi jednostkami, poznawaniem ich osobowości i obserwowaniem przemiany jaką przechodzą w przytulisku.

Dobre są zarówno zdjęcia McArthur, które zostały pokazane z filmie, jak i zdjęcia w sensie materii medium filmowego.
kadr z filmu "The Ghosts in Our Machine" 

Niestety film jest niemiłosiernie amerykański i po amerykańsku sentymentalny. Jest też bardzo spokojny, co samo w sobie nie jest co prawda wadą, ale staje się nią, gdy zbyt banalne sceny są pokazywane zbyt długo. Takiem momentem jest m. in. ten, w którym pokazywane są zdjęcia Maggie - suczki rasy beaggle zaadoptowanej po eksperymentach w laboratorium. Maggie jest oczywiście cudownym psiakiem i nie wątpię, że w bezpośrednim kontakcie wcale nie jest nudna, niemniej zdjęcia szczęśliwego małżeństwa z pieskiem w przesadzonej ilości nie sprzyjają wciągnięciu się widza w opowiadaną historię.Cenne są sceny pokazujące wytatuowane numery w uszach obydwu polaboratoryjnych piesków. Są symbolicznym i dosłownym piętnem, jakie odcisnęło na nich laboratorium, kojarzą się także w dość oczywisty sposób z tatuażami więźniów z niemieckich nazistowskich obozów pracy i zagłady, przede wszystkim tych, którzy byli ofiarami doktora Mengele. 

 kadr z filmu "The Ghosts in Our Machine" 

Jednym z ciekawszych momentów jest scena wkradania się na fermę futrzarską, ponieważ najzwyczajniej w świecie podkręca fabułę i buduje napięcie. Cennym momentem w filmie jest także ten omawiający projektowanie rzeźni. Naukowczyni z amerykańskiego uniwersytetu wypowiada się fachowo na temat opracowanego przez siebie projektu ubojni dla krów, która została opracowana w taki sposób, by była jak najwydajniejsza i sprawiająca jak najmniej problemów pracownikom. Badania z zakresu etologii i psychologii krów zostają wykorzystane do zaplanowania architektury i maszynerii rzeźni w taki sposób, by działała szybko i sprawnie. Nie do uniknięcia jest skojarzenie z planowaniem obozów zagłady, które miały w jak najwydajniejszy sposób unicestwić jak największą ilość Żydów, a jednocześnie pozyskać z nich jak najwięcej: ubrania, obuwie, cenne przedmioty, biżuterię i złote zęby w przypadku Żydów, a niekiedy nawet tłuszcz, zaś mięso, wnętrzności, skóry i kości w przypadku zwierząt. Warto przy tym pamiętać, że projekty techniczno-organizacyjne niemieckich obozów zagłady z czasów II wojny zostały opracowane w dużej mierze na podstawie projektów ówczesnych amerykańskich rzeźni przemysłowych, co opisuje dr Charles Patterson w "Wiecznej Treblince" (którą polecam czytać także w oryginale, gdyż polskie tłumaczenie jest fatalne pod względem językowym, chyba w ogóle niezredagowane). 


kadry z filmu "The Ghosts in Our Machine" 
 
"Duchy naszego systemu" są filmem niespecjalnie różniącym się od "The Witness" czy "Peacable Kingdom". Wydaje mi się, że trzeba znaleźć nową formułę dokumentu mówiącego o kwestii praw i wyzwolenia zwierząt, ich cierpienia i śmierci w masowych hodowlach i rzeźniach.  Przyszło mi do głowy kilka pytań, na które należałoby poszukać odpowiedzi tworząc kolejne filmy:

Jak kręcić filmy o problematyce wegetariańskiej tak, by nie były nudne i moralizatorskie?

Jak zaznaczyć obecność moralnego problemu bez nadużywania banalnych porównań typu: krowa na zielonej trawie versus zmaltretowana krowa w przemysłowej hodowli?
 
Jak mówić o uwikłaniu zabijania zwierząt w system, w codzienne życie i codzienne wybory większości ludzi bez wzbudzania w widzu mechanizmu psychologicznego polegającego na odrzuceniu problemu, dystansowaniu się do niego, chęci odsunięcia go od siebie z powodu poczucia winy?

Jak mówić o tych sprawach tak, by przemówić do ludzi, by uzmysłowić skalę zła, ale jednocześnie, by nie epatować okrucieństwem na ekranie? "Duchy naszego systemu" próbują temu sprostać serwując widzom minimalną dawkę okrucieństwa, bez której obraz byłby fałszywy. Wydaje mi się, że film został pomyślany tak, by można go było puścić w telewizji w godzinach kina familijnego lub zabrać na niego do kina grupę młodzieży szkolnej. Jest to niewątpliwą zaletą tego filmu, choć jednocześnie nie unaocznia on skali i ogromu zła, które w rzeczywistości jest niepojmowalne, niewypowiadalne... Czy da się w ogóle znaleźć taką formułę filmu dokumentalnego, która pozwoliła by to zło wypowiedzieć z całym jego przerażającym ogromem? Czy możliwa jest sztuka po Holokauście - pytał Adorno. Czy mówienie o tym w jakikolwiek inny sposób niż pokazanie gołych faktów nie jest estetyzacją holokaustu (zwierząt)?

  kadr z filmu "The Ghosts in Our Machine" 

Jednym z filmów, w których się to udało jest "Erthlings", który, pomijając sam początek (nieco zbyt wzniosły jak na europejskiego widza), jest nagą prawdą, czystym dokumentem, co stwierdzam z całą świadomością tego, co pisała Susan Sontag o manipulacji obecnej zawsze w jakiś sposób w dokumencie. Ów wstęp do "Earthlings" nie ingeruje jednak w sam dokument, w to, co zostaje pokazane później, sugeruje jedynie możliwy (słuszny) sposób postrzegania tego, co zobaczymy dalej. "Earthlings" jest tak trudny do obejrzenia jak trudne do zaakceptowania są fakty, o których mów. Film jest tak jak owe fakty przerażający, szokujący, unieruchamiający. "Earthlings" obejrzałam z zamkniętymi oczami, inaczej się nie da. Oczy spuchły mi od płaczu, było mi fizycznie niedobrze, długo odchorowywałam ten film. Był tak trudny jak trudna jest prawda. Ale pytanie ile osób go obejrzy, kto go obejrzy, kto dotrwa do końca, kto w ramach psychicznej reakcji obronnej go nie wyprze i nie wyjdzie z kina mówiąc sobie: nie, to nie możliwe, nie, ja się do tego nie przyczyniam? Może zatem estetyzujemy Holokaust, by móc o nim mówić, może potrzebujemy złagodzonych form , by pewne fakty w ogóle móc przyjąć do wiadomości?
Wiem jednak, że istnieją osoby, które potrafią się emocjonalnie zdystansować do wszelkiego rodzaju obrazów i faktów. O problemie tego, dlaczego dany obraz lub dana informacja w jednych budzi empatię, a w innych nie, mówił podczas debaty psycholog dr Michał Bilewicz.

  kadr z filmu "The Ghosts in Our Machine" 

Nie zrażajcie się nudnawym zwiastunem "Duchów naszego systemu", idźcie do kina.
Tu można obejrzeć krótkie historie wybranych bohaterów filmu, takich jak świnia Nikki, indyczka Hildy czy suczka z laboratorium, Maggie: http://vimeo.com/theghostsinourmachine/videos
Nie zniechęcajcie się trochę patetycznym kilkuminutowym początkiem "Earthlings", obejrzyjcie ten film - producent udostępnia go bezpłatnie: http://earthlings.com/.
---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
 ---