piątek, 1 marca 2013

Plagiat i granice sztuki oraz istotne szczegóły związane z pijawką

performens Angeliki Fojtuch, Festiwal „Pigs&Rabbits”, Sopot, 2013, kadr z filmu Artura Trzcińskiego

W związku z opisanym przeze mnie w "Artmixie" performensem interwencyjnym Angeliki Fojtuch odbędzie się dyskusja w toruńskim CSW. Wezmą w niej udział zarówno Angelika Fojtuch jak i Arti Grabowski, a także krytycy sztuki, kuratorzy i pedagodzy: Hubert Bilewicz, Stanisław Ruksza i ja oraz filozof-etyk dr Marcin Zdrenka. Zabraknie niestety prawnika, który, jak się okazało, nie będzie mógł przyjechać. Johannes Deimling również został zaproszony, ale odmówił.

Poniżej zamieszczam zapowiedź dyskusji sformułowaną przez CSW, ja natomiast chciałabym poruszyć inną jeszcze kwestię związaną z performensem Angeliki Fojtuch i dyskusjami na temat granic sztuki. Otóż do tej pory zajmowałam się granicami sztuki w odniesieniu do używania zwierząt w sztuce. Z jednej strony można tu znaleźć punkty styczne, ponieważ pojęcie przekraczania granic sztuki można odnieść zarówno do tego, co zrobiła Fojtch, jak i do tego, co zrobił Grabowski, a wreszcie do tego, co zrobił Deimling.

Bardziej bezpośrednim punktem stycznym jest jednak użycie przez Fojtuch pijawki. Jak napisałam w "Artmixie"
pijawka przyczepiona do czoła symbolicznie wysysała myśli artystki, a pozostała po tym krwawiąca rana była raną emocjonalną, krzywdą, której doznała przez kradzież. Ściskaną (symbolicznie miażdżoną) w ręku pijawkę obnoszoną dookoła sali można rozumieć jako zapowiedź zwycięstwa Fojtuch w wojnie o prawo autorskie do credo artystycznego. W tym miejscu na prośbę artystki chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że pijawka nie była miażdżona dosłownie i nie stała jej się żadna krzywda. Wręcz przeciwnie, żyje nadal w mieszkaniu Fojtuch. Tak jak wspomniałam artystka użyła jednak zwierzęcia, nad którym miała przewagę i które zostało potraktowane przedmiotowo, co może stanowić precedens do używania w sztuce innych zwierząt, których losy bywają często niewesołe. W tym wypadku jednak, paradoksalnie, zwierzę zostało uratowane właśnie dzięki wykorzystaniu go w sztuce. Gdyby bowiem Fojtuch nie zaangażowała pijawki do swojego performensu  zostałaby ona zutylizowana niezwołocznie po użyciu w celach medycznych (w hirudoterapii). Jest to kolejny przykład na to, że komentowana przeze mnie wcześniej wersja zapisu dotyczącego sztuki proponowanego przez Ewę Chudybę do ustawy o ochronie zwierząt, mimo słusznych celów, jest wyrazem zbyt małej wnikliwości i nieuwzględniania różnorodności sztuki i sytuacji etycznych, które w jej obrębie mogą zaistnieć. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że pojęcie krzywdy jest kluczowe dla wspomnianej inicjatywy ustawodawczej. Tutaj bowiem w sztuce pojawiło się żywe zwierzę, ale nie zostało skrzywdzone, tylko uratowane. Jest to jednak raczej wyjątek.

Wracając jednak do samej dyskusji w CSW, dotyczy ona przede wszystkim zjawiska plagiatu. Nie będę się tu rozpisywać, żeby mieć o czym mówić podczas panelu, ale wspomnę jedynie, że zjawisko plagiatu szerzy się ostatnio także w świecie naukowym. W tym temacie polecam artykuły na Forum Akademickim, ponieważ wydaje mi się, że plagiat, wbrew któremu protestuje Fojtuch nie różni się jakością (choć wielkością - owszem) od plagiatu Magdaleny Otlewskiej, którego ofiarą stała się przede wszystkim dr hab. Małgorzata Kowalewska Warto porównać fragmenty doktoratu Otlewskiej i doktoratu Kowalewskiej (na zdjęciach w prawej kolumnie artykułu), by nie mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z plagiatem. Podczas spotkania w CSW będzie okazja, by Fojtuch w ten sam sposób porównała dwa katalogi. W środowisku akademickim obowiązują określone procedury związane z plagiatem, a jak to wygląda w środowisku artystycznym? Czym się różni plagiat od cytatu, od parafrazy oraz od appropriation art i sztuki pirackiej, o której pisała na swoim blogu Iza Kowalczyk? :
 http://strasznasztuka.blox.pl/2012/11/O-pochwale-sztuki-pirackiej-i-pracy-Oli-Ska.html
 http://strasznasztuka.blox.pl/2012/11/Obrazy-w-internecie-jak-zombie.html

GRANICE SZTUKI - panel dyskusyjny
czwartek, 7 marca, godz.18.00, LabSen

Jak daleko może posunąć się artysta? Czy może dowolnie przesuwać granice? Czy działanie artystyczne podlega normom społecznym i prawnym?
7 marca w toruńskim CSW odbędzie się debata z udziałem zaproszonych gości, którzy będą próbowali odpowiedzieć na powyższe pytania.
Punktem wyjścia debaty będzie konflikt dwojga artystów: Angeliki Fojtuch oraz Johanesa Deimlinga. Artystka zarzuciła niemieckiemu performerowi kradzież credo artystycznego. Je protest nie doczekał się żadnej reakcji ze strony środowiska artystycznego, akademickiego i instytucjonalnego. Frustracja Fojtuch, spowodowana ignorowaniem problemu i środowiskową inercją  – rosła. Okazją do inteligentnej reakcji, która stała się jednocześnie działaniem artystycznym, był „interwencyjny  performance” artystki, wykonany podczas męskiej edycji festiwalu „Pigs&Rabbits”. Akcja miała miejsce 11 stycznia 2013 roku w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie (materiał video z akcji: http://www.youtube.com/watch?v=JHMybEOWN60&feature=youtu.be ).
Zaproszeni do CSW goście, reprezentujący zarówno środowisko artystów, jak i krytyków i teoretyków sztuki, włączą się w ten trudny dyskurs, próbując uczciwie przedstawić swoje stanowisko dotyczące zjawiska plagiatu w przestrzeni artystycznej i jego konsekwencji etycznych i prawnych. Czy artystka miała prawo zakłócić działanie performatywne Deimlinga? Dlaczego to zrobiła? Czy reakcja kuratora Artiego Grabowskiego była prawidłowa, czy wręcz przeciwnie – niedopuszczalna?
Zapraszamy na dyskusję!
Paneliści:
Angelika Fojtuch
Arti Grabowski
Hubert Bilewicz
Stanisław Ruksza
Dorota Łagodzka
dr Marcin Zdrenka

Notki biograficzne panelistów można znaleźć na stronie CSW

3 komentarze:

Leszek pisze...

Szanowna Pani Blogerko,
to bardzo ciekawa dla mnie wypowiedź. Zarazem dostrzegam Pani starania w dochowaniu inteligenckiej formy. Ale czy mogłaby Pani poprzedzać nazwiska imionami? To przecież tak niewiele, proszę. We wszystkich językach świata najważniejsze jest imię, nazwisko to konsekwencja administracyjnych, żeby nie powiedzieć "ewidencyjnych", wymogów.
Pozdrawiam.

Nie-zła sztuka pisze...


Hmm... Nie we wszystkich językach i kulturach tak jest. Np. na Węgrzech (by nie szukać daleko) podaje się najpierw nazwisko, nawet w profilach na Facebooku. Nie chcę tu jakoś specjalnie walczyć w obronie nazwisk, ale raczej stosuje się pełne imię i nazwisko, gdy się wymienia daną osobę po raz pierwszy w danym tekście, a później można już stosować samo nazwisko. Tak się robi w artykułach w gazetach i tekstach akademickiech. Wiem, że blog i Facebook sprzyjają większej bezpośredniości i poufałości, ale ja stosuję raczej formę publicystyczną lub akademicką. W internecie ludzie się do siebie dużo częściej zwracają po imieniu niż przy spotkaniach rzeczywistych lub telefonicznych. Czułabym się raczej niezręcznie używając samego imienia, gdy piszę o osobach, których nie znam osobiście, np. o Grabowskim per "Arti". Z kolei wymienianie za każdym razem i imienia i nazwiska jest męczące dla czytelnika, bo niespecjalnie sprzyjające jeśli chodzi o płynność samego tekstu.

Anonimowy pisze...

To co zrobił "kuratorek" to zwykła obrzydliwa przemoc. Nawet policja najpierw prosi, ostrzga, a potem zabiera sie za "działanie". koleś kuratorek ukończył jakieś studia, odbył na nich kurs filozofii, zachaczył o etykę, ale wewnętrznego chamstwa nic nie wykorzeni. I ta bierność oglądających. Nikt palcem nie kiwnął. A ku(tas)ratorek nadal pracuje w państwowej galerii, (na niego idą moje podatki) ma się dobrze, nie odpowiedział w żaden sposób za użycie przemocy, dyrektor (facet) no cóż, też prozwolił na to (brakiem reakcji), a na dodatek przemocowy koleś będzie kuratorem damskiecj części "świń i królików. TOż to szyderczy śmiech i naplucie w twarz. A co zrobili inni krytycy, kuratorzy, ot porozmawiali: jakie to niskie. I tyle.
Czy artystka mogła to zrobić? Mogła. To był performance, więc trzeba sie liczyc z reakcją w akcji, a nie siedzeniem cicho.
A artysta zwiał z podkulonym penisem.
Piszę "koleś", dyrektorek" by okazać brak szacunku. Komentarz Lesia budzi wesołość.
Jga