czwartek, 25 listopada 2010

Banksy' ego bunt wybiórczy



Do polskich kin wchodzi właśnie "Wyjście przez sklep z pamiątkami", film Bansy- ego, jednego z najbardziej znanych artystów sztuki ulicy na świecie. Zbuntowanego anarchisty, krytykującego neoliberalny, kapitalistyczny porządek społeczny i struktury władzy, zaangażowanego w walkę o prawa zniewolonych i krzywdzonych. Przy tym wszystkim Banksy uparcie okazuje się całkowicie niewrażliwy na kwestię zwierząt. Gdyby chodziło tylko o to, że zwierzęta nie są w jego twórczości podmiotem, że pełnią co najwyżej funkcję symboli ludzi i ich spraw, nie byłoby jeszcze tak źle, choć już świadczyłoby to o wybiórczej empatii tego twórcy. Problem jednak nie w tym, że Banksy nie dostrzega potrzeby walki o prawa zwierząt, ale o to, że sam te prawa łamie, traktując zwierzęta skrajnie przedmiotowo, używa ich jako materiału dla swojej sztuki.

Wielokrotnie malował on farbami na zwierzętach i umieszczał je w różnym otoczeniu, niekoniecznie dla zwierząt komfortowym. Można powiedzieć, że Banksy krzywdzi zwierzęta, choć w rożnym stopniu. Z pewnością nie we wszystkich przypadkach można mówić o znęcaniu się. Zazwyczaj są to łagodniejsze lub mniej oczywiste formy krzywdzenia. Zazwyczaj artysta nie sprawia zwierzętom bólu, nie zabija ich, niemniej naraża je na sytuacje, które w żaden sposób im nie służą. Służą jedynie realizacji artystycznej fantazji Banksy' ego.






instalacja Banksy' ego we wschodnim Londynie

Podobnie jak niektórym ludziom ich czworonożni przyjaciele (a raczej żywe zabawki).



Dotychczas Banksy malował na krowach, świniach czy owcach i umieszczał w bardziej lub mniej wskazanym dla nich otoczeniu. Ostatnio jednak najwyraźniej wraz z rosnącą popularnością Banksy uważa, że może sobie pozwolić na coraz więcej. W ramach wystawy "Barely Legal" w Los Angeles pokazał pomalowanego słonia jako dzieło sztuki. 38-letnia słonica Tai została wypożyczona z prywatnego zoo, pomalowana we wzór tapety wpasowujący się w dizajn pomieszczenia stylizowanego na salon; pasujący więc do ścian, mebli, dywanów, lampy, nie pasujący jednak z pewnością do dzikiego zwierzęcia. Jak powiedział Ed Boks z Animal Services Department, ta praca zawiera bardzo niewłaściwy przekaz, że " (...)krzywdzenie zwierząt jest nie tylko w porządku, ale że jest formą sztuki."(1)

Zwierzę jest zdezorientowane i osaczone na wiele sposobów - przez ściany pomieszczenia i znajdujące się w nim przedmioty, przez płot i tłum ludzi, przez jaskrawe światła reflektorów i błyski fleszy, przez hałas ludzkich głosów. Podobna sytuacja miała miejsce na Biennale Mediations w Poznaniu, była jednak chyba o wiele mniej drastyczna i mniej uprzedmiotawiająca.(2) Przyprowadzona tam koza czuła się jednak źle, co wiem z relacji naocznych świadków, w tym osób profesjonalnie zajmujących się sztuką, niekoniecznie zaangażowanych w problem praw zwierząt, co chyba obiektywizuje w jakimś stopniu ich wrażenia. Słoń wykorzystany przez Banksy' ego czuł się chyba co najmniej tak samo źle, a raczej dużo gorzej, jest bowiem zwierzęciem dzikim, w dodatku został nie tylko przyprowadzony w sztuczne, pełne ludzi miejsce, ale i pomalowany. Nie będę tu analizować mętnych tłumaczeń organizatorów całego tego cyrku (dosłownie i w przenośni), że podobno farby były nietoksyczne, a zwierzę miało dostęp do wody, gdyż nie zmienia to sedna problemu, jakim jest coraz powszechniejsze uprzedmiotowianie, upokarzanie i krzywdzenie zwierząt w sztuce czy też dla sztuki.









Krytyczne analizy takich zjawisk nie są tylko "histeryzowaniem nie rozumiejących współczesnej sztuki obrońców zwierząt", ale wpisują się w nurt, który określić można by mianem antygatunkowistycznej historii sztuki (3), lub szerzej, w nurt ekokrytyczny w humanistyce. Są krytycznym widzeniem zjawisk artystycznych i mechanizmów działania świata sztuki, popularności artystów, rynku. Wszak na wernisażu aletrnatywnego(?) artysty Banksyego pojawili się Angelina Jolie, Brad Pitt, Collin Farell, Orlando Bloom, Cameron Diaz, a jego prace osiągają ceny 10,000 £. Damien Hirst jest chyba najdroższym artystą na świecie, Katarzyna Kozyra stała się sławna dzięki "Piramidzie zwierząt". Czyżby bezwzględne wykorzystywanie zwierząt i szum wokół tego były jedną z recept na artystyczny sukces? W końcu działa to tak, że ja sama także napisałam o Banksym z tego powodu...

***
(1) Oryginalny cytat brzmi: "I think it sends a very wrong message that abusing animals is not only OK, it's an art form." (www.thisislondon.co.uk)
(2)Zob. "Koza na Biennale Mediations".
(3)Por. "Antygatunkowsityczna historia sztuki".


***
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

prawdę mówiąc nie uważam, żeby namalowanie na krowie jakiegoś napisu było jej krzywdzeniem. O ile trzymanie zwierząt w jakichś złych warunkach itd po to zeby zrealizowac jakieś artystyczne wizje faktycznie nie jest w porządku, to napisanie czegoś na krowie chyba jej nie szkodzi? tzn ona nie czuje się upokorzona, czy coś. Nie chcę przez to powiedzieć, że zwierzęta nie mają uczuć :P ale nie sądzę, żeby znały taką ich gamę jak ludzie. No, chyba, że jakieś związki chemiczne w farbie mogłyby jakoś zaszkodzić, to wtedy rzeczywiście nie jest zbyt okej.
ann

Nie-zła sztuka pisze...

Co do krów to zgadzam się w dużej mierze, napisałam z resztą , że NIE sprawia im to bólu i NIE można tego uznać za znęcanie się, ale jednak jest to przedmiotowe traktowanie. To trochę tak jakby pomalować niemowlę. Niby krzywda mu się nie stanie, jeśli farby są nietoksyczne, ale jednak czy ktoś miałby prawo używać niemowlaka jak zabawki czy materiału sztuki, żeby sobie pomalować?! Byłoby to co najmniej dyskusyjne (mam na myśli niemowlę, a nie dziecko, które jest w stanie powiedzieć "Mamo, ja chcę się pomalować"). Czy krowa jest ścianą, żeby robić na niej street art? Skąd możemy wiedzieć, czy ona ma ochotę być malowana, a potem szorowana, by zmyć farbę?
Sednem problemu jest jednak uprzedmiotowienie krowy, które w tym wypadku stosunkowo nieszkodliwe, posuwa się coraz dalej. No właśnie, a co myślisz o słoniu? Czy w ogóle powinien się znaleźć w amerykańskim zoo, a tym bardziej być narażany na dodatkowy stres, transport ulicami Los Angeles do galerii, tłum ludzi i blaski fleszy itd. Czy następnym razem Banksy posunie się jeszcze dalej? Może nie, ale skąd mam to wiedzieć. A akceptując praktyki krzywdzące tylko minimalnie, zwiększam przyzwolenie na te krzywdzące bardziej.

Anonimowy pisze...

No tak, w przypadku niemowlęcia sprawa by wyglądala inaczej, bo to jednak człowiek. A od zawsze uważa się, że człowiek jest ważniejszy od zwierzęcia. I prawdę mówiąc to chyba racja... Ale nie chcę przez to powiedzieć, że oznacza to przyzwolenie na złe traktowanie zwierząt. Jednak mając do wyboru np. uratowanie przed śmiercią człowieka lub zwierzaka sądzę, że wybór byłby jasny. Nie wiem jednak czy się z tym zgodzisz.
Jeśli chodzi o słonia - biorąc pod uwagę sam artystyczny aspekt myślę, że Banksy'emu lepiej wychodziło mazanie na murach, pokaz ze słoniem moim zdaniem nie jest już sztuką tylko raczej prowokacją, czy nawet popisywaniem się. I niezbyt to smaczne. Zgodzę się, że w tym wypadku to było już przegięcie i niepotrzebne męczenie tego słonia.
ann

Nie-zła sztuka pisze...

Sprawa rozstrzygania czyje życie jest ważniejsze nie wydaje mi się aż tak oczywista (to osobny temat na olbrzymią dyskusję), ale w tym wypadku nie chodzi o taki dylemat. Myślę, że w przypadku niemowlęcia sprawa mogłaby wyglądać NIECO inaczej, ale też wcale nie CAłKIEM inaczej. Czułabym podobny niesmak jak w wypadku cielaka, mimo iż ani niemowlę ani cielak nie czułoby się upokorzone tym, że ktoś je pomalował i pokazał w galerii lub na ulicy. Nie chodzi mi o całkowite utożsamienie krowy z niemowlęciem ludzkim, ale wykazanie pewnej analogii sytuacji uprzedmiotowienia.

Nie-zła sztuka pisze...

P.S. Pod wpływem dyskusji dodaję zdjęcie pudla. Jeżeli porównanie z niemowlęciem ludzkim wydało ci się zbyt daleko idące, to zastosuję porównanie z psem. Czy uważasz, że traktowanie w ten sposób psa jest w porządku? Według mnie nie, podobnie jak krowy przez Banksy' ego. Ludzie, którzy robią z tego psa swoją zabawkę postępują w gruncie rzeczy podobnie jak Banksy, tyle, że nie są uznawani za artystów, a to, co robią za sztukę. Zaspokajają jakieś swoje, niezrozumiale dla mnie, ambicje, podobnie jak Banksy ambicje artystyczne.

zakład ślusarstwa koncepcyjnego pisze...

Pani Doroto
Jako fani Baudrillarda natknęliśmy się kiedyś na fragment poświęcony zwierzętom w "Symulakrach..." Ciekawi jesteśmy co Pani myśli o tym, co Baudrillard napisał. Najważniejsza wydaje nam się kwestia sentymentalizmu jako formy przemocy przeciwstawionego dawnej "ofiarniczej" przemocy. Służymy cytatem poniżej.

"Nasz sentymentalizm w stosunku do zwierząt jest w szczególności swego rodzaju znakiem pogardy, jaką je darzymy. Jest do owej pogardy wprost proporcjonalny. W miarę, jak zwierzęta odsyłane są w sferę nieodpowiedzialności, spychane w obszar tego, co nieludzkie, stają się godne ludzkiego rytuału współczucia i opieki, tak samo jak dzieci, w miarę jak ich istnienie sprowadzone jest do statusu niewinności i infantylności. Sentymentalizm jest niczym więcej, jak nieskończenie upodloną postacią zwierzęcości. Rasistowskie współczucie i litość, w to właśnie przystrajamy zwierzęta, aż do chwili, gdy je same uczynimy sentymentalnymi
Ci, którzy składali niegdyś ofiary ze zwierząt, nie uważali ich za bestie. Nawet średniowiecze, które zgodnie z obowiązującymi zasadami potępiało je wydawało na nie wyroki i karało było w ten sposób bliższe im, niż my, których praktyki te napełniają wstrętem. Wówczas uważano je za winne, a tym samym oddawano im cześć. My mamy je za nic, na tej podstawie jesteśmy "ludzcy" w stosunku do nich. Już nie składamy ich w ofierze, już nie karzemy i jesteśmy z tego dumni, dzieje się tak po prostu dlatego, że je udomowiliśmy, a nawet gorzej, uczyniliśmy z ich istnienia świat rasowo podrzędny, niegodny już nawet naszej sprawiedliwości, a najwyżej naszego współczucia i społecznej dobroczynności, niegodny już nawet kary ani śmierci, a zaledwie eksperymentów i zagłady pod postacią mięsa w sklepie rzeźniczym.
Ta eliminacja wszelkiej przemocy wobec nich nadaje dziś kształt zwierzęcej potworności. Miejsce ofiarniczej przemocy, zakładającej "intymność" (Bataille), zajęła przemoc sentymentalna i eksperymentalna, opierająca się na dystansie"

zakład ślusarstwa koncepcyjnego pisze...

Przepraszamy za zamieszanie ale po wpisaniu pierwszego komentarza wyświetlił nam się komunikat że komentarz jest za duży.

Nie-zła sztuka pisze...

Ok, wykasowałam ten drugi, skoro pierwszy wskoczył jednak w całości.

Przyznam, że nie czytałam jeszcze "Symulakrów...", ale mam w planie.
Trochę trudno mi się więc odnieść do fragmentu wyrwanego z szerszego kontekstu. Niemniej na podstawie tego fragmentu nie do końca rozumiem tok rozumowania autora. Na jakiej właściwie podstawie stwierdza to, co twierdza. Wydaje mi się też, że trochę sobie przeczy, bo brzmi to tak, jakby obecnie nie było przemocy wobec zwierząt i jakby jednocześnie ten brak przemocy był przyczyną(lub symptomem)istnienia rzeźni. Coś tu nie gra, ale może odnoszę takie wrażenie, dlatego że czytam to wyrwane z kontekstu. Nie jest też dla mnie jasne, co autor nazywa sentymentalizmem ani dlaczego mechanizm, który opisuje miałby powodować brak szacunku, tym bardziej, że porównuje nasz stosunek do zwierząt do stosunku do dzieci. Dlaczego współczucie i opieka mają być źródłem upodlenia??
"Sentymentalizm jest niczym więcej, jak nieskończenie upodloną postacią zwierzęcości." - jak sentymentalizm może być postacią zwierzęcości...? Jak już to naszym podejściem do zwierzęcości, które ją upadla.

No nic, zainteresował mnie ten fragment, dzięki temu szybciej przeczytam tę książkę, może wtedy zrozumiem, co autor ma na myśli i uzupełnię moją odpowiedź.

Anonimowy pisze...

Nie sądzisz jednak, że napis na krowie nie jest tak drastyczny jak ufarbowanie psa na wszystkie kolory tęczy? Krótko mówiąc - farbowanie, zakładanie okularków, ubieranie w kostium księżniczki itd itp zwierząt domowych uważam za żenujące. Jednak jeśli nie idzie to zbyt daleko, to chyba jest okej. (nie zbyt daleko czyli np gdy własciciel założy jakiś "sweterek" małemu psu na spacer, gdy na dworze jest -20 stopni). Uważam, że ten napis na krowie też nie jest jeszcze przekroczeniem granicy, choć może mówię tak mając w pamięci obraz fioletowej krowy reklamującej czekoladę milkę :P
Ale ogólnie zgadzam się z Tobą, sztuka i w ogóle ludzie nie powinni wykorzystywać w ten sposób zwierząt, ani zaspokajać swoich głupich zachcianek o posiadaniu niebieskiego pudelka, bo właściwie niczemu to nie służy. I tym samym zaprzeczyłam samej sobie :P bo jeśli to niczemu nie służy to po co malować krowę? ech :)
ann

Nie-zła sztuka pisze...

No to mnie natchnęłaś do zamieszczenia jeszcze kilku zdjęć ilustrujących moje przemyślenia, m. in. krowy pomalowanej niemal jak tamten pudel. A co do krowy z napisem, to zauważ co jest treścią napisu - powierzchnia na reklamę do wynajęcia...
Ale zamieściłam też zdjęcie małego muralu, który jest przykładem antropomorfizacji i przedstawiania zwierząt jako reprezentantów spraw ludzkich, a nie samych siebie. W tym już nic złego nie ma, tylko czasem szufladkuje gatunki zwierząt a la bajki Krasickiego.

Nie-zła sztuka pisze...

A ubranko dla psa, które ma za zadanie chronienie psa przed zimnem to jednak trochę co innego niż ubranko służące przebieraniu psa jak lalki. Choć tu to już wchodzi kwestia psiej mody. Bo w końcu jak już ubranko to ładne, a jak ładne, to czemu nie z cekinami i piórkiem... ;)

Anonimowy pisze...

Zwierzę nie jest płótnem malarskim czy ścianą. Banksy w swoich pracach porusza kwestie wolnościowe, pokojowe czy 'anarchistyczne'. Wykorzystując zwierzęta jako płótna, malując po nich i potem wystawiając je jako 'dzieła sztuki', ukazuje, że nie traktuje ich jako istoty, którym należy się wolność. Swoje idee przekłada tylko na ludzi, więc jest szowinistą gatunkowym, jak większość ludzi.

Raf pisze...

Polecam film Banksy'ego, gdzie jest mowa o powyższym...

Zapraszam do mnie na bloga.

Nie-zła sztuka pisze...

Chciałam zobaczyć ten film, choć tak bardzo mi nie zależało, ale w takim układzie muszę go zobaczyć. Dzięki za info.

mruczek pisze...

Zdaje się, że można na fakt udziału z pracach Banksy;ego zwierząt spojrzeć inaczej. Skoro te istoty odczuwają cierpienie, to prawdopodobnie nie jest im obca także radość. Takie zwierzątko, które stanowi element dzieła sztuki może właśnie bardzo cieszy się, że Banksy tworzy na nim coś, co wielu ludziom bardzo się podoba. Może te zwierzaki uznają za powód do dumy fakt, że zostały wybrane, przecież nie stało się to bez powodu, odgrywają przecież ważną rolę. Myślę, choć mogę się mylić, że gdyby Pani Banksy chciał namalować serduszko na brzuchu i poprosiłby, żeby na czas wernisażu leżała Pani na łóżku, to nie mówiłaby pani o fakcie, jakie to niehumanitarne i antyfeministyczne... ;p

Nie-zła sztuka pisze...

Cieszy mnie, że pojawił się jakiś nowy komentator.

Mruczku, akurat nie miałabym najmniejszej ochoty, by Banksy mi malował cokolwiek na brzuchu, choć na pewno łóżko i wernisaż byłyby dla mnie stosunkowo normalnym otoczeniem, podczas gdy dla słonia są nienaturalnym i niekomfortowym.
Oczywiście, że zwierzęta mogą odczuwać radość, ale jednak warto zastanowić się, że niekoniecznie musi im sprawiać radość to samo co nam. Chyba podobnie jak Ty zakładasz, że zarówno człowiekowi jak i zwierzętom musi sprawić przyjemność, że stają się częścią dzieła wielkiego twórcy, tak zakładał i Banksy. Tylko, że człowieka można spytać o zdanie, a zwierząt nie. Inną kwestią jest to, na ile wielkim artystą jest Banksy i czy jego sztuka musi się każdemu podobać.
Myślenie o zwierzętach, że się cieszą, gdy maluje na nich znany artysta może być tylko wyrazem infantylności lub ludzkiej pychy. Nie gniewaj się, ale wydaje mi się, że Twoje słowa są bardzo naiwną próbą usprawiedliwienia działań tego twórcy.
Zwierzęta raczej nic nie obchodzi sława artysty, i w ogóle to, czy ten, kto po nich maluje jest artystą, a to czym się stają sztuką. Mają raczej te nasze ludzkie wymysły po prostu gdzieś, gdyż nie są ich świadome. A przynajmniej nie możemy być tego pewni.
Być może można współpracować ze zwierzętami w tworzeniu sztuki, nie krzywdząc ich. Opisywałam z resztą takie próby. Jednak Banksy to nie jest ten przypadek. Banksy to przypadek bezrefleksyjności w kwestii zwierząt. Wybiórcza empatia, wybiórczy bunt, bo niedotyczący zwierząt.

Anonimowy pisze...

Porównywanie jednorazowego pomalowania krowy, która pasie się komfortowo na świeżym powietrzu, do tego, co ze zwierzętami wyprawia przemysł spożywczy (i nie tylko) jest ABSURDALNE i nie służy próbom zrobienia czegoś z tym ostatnim. Mam nadzieję, że autor w ciągu tych 6 lat zmądrzał.

Nie-zła sztuka pisze...

Przez 6 lat z pewnością zmieniłam spojrzenie na wiele spraw i zapewne dziś napisałabym ten tekst nieco inaczej.
Nie wydaje mi się jednak, bym napisała to, co mi zarzucasz. Zwracam uwagę na to, że Banksy traktuje zwierzęta przedmiotowo, ale nie piszę przecież, że robi to, co przemysł spożywczy. Piszę: "Zazwyczaj są to łagodniejsze lub mniej oczywiste formy krzywdzenia. Zazwyczaj artysta nie sprawia zwierzętom bólu, nie zabija ich, niemniej naraża je na sytuacje, które w żaden sposób im nie służą. Służą jedynie realizacji artystycznej fantazji Banksy' ego.".