czwartek, 30 grudnia 2010

Zwierzęce wątki na wystawach w Krakowie i Przemyślu

W Przemyślu:


Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (fot. materiały BWA w Przemyślu)

...i w Krakowie:


Jarosław Modzelewski, "Zabijanie świni", 1983

W Muzeum Narodowym w Krakowie do 16 stycznia 2011 trwa wystawa "POKOLENIE'80. Niezależna twórczość młodych w latach 1980-1989", w ramach której prezentowany jest niezwykły obraz Jarosława Modzelewskiego przedstawiający człowieka zabijającego świnię. Obie postacie, w szczególności zaś człowiek, przedstawione są w syntetycznej formie lekko zgeometryzowanych kształtów figur, wypełnionych plamami niemal jednolitych kolorów. Taki sposób malowania charakterystyczny jest dla twórczości Modzelewskiego z wczesnych lat osiemdziesiątych, a zatem z czasów, gdy m. in. z jego inicjatywy powstała Gruppa - grupa artystyczna działająca poza głównym, oficjalnym obiegiem sztuki. Wystawa w MNK jest w założeniu - jak można przeczytać na stronie instytucji - prezentacją prac powstałych w tzw. „drugim obiegu” w latach 1980-1989, tworzonych przez artystów, którzy debiutowali w kręgu Kultury Niezależnej. Okazją do zorganizowania tej wystawy jest przypadająca w 2010 roku 30. rocznica powstania NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Do Gruppy należał także Marek Sobczyk, w którego obrazach bardzo często pojawiają się zwierzęta, choć nie ma to nic wspólnego z programem artystycznym Gruppy. Na krakowskiej ekspozycji znajduje się na przykład jego obraz "Afrykańskie pieski".


Marek Sobczyk, "Dwa afrykańskie pieski", 1983.

Znajdziemy tu także obraz Włodzimierza Pawlaka "Droga z piekła do piekła", na którym zwierzęce postacie - również ujęte syntetycznie, w formie jednokolorowej plamy w uproszczonym kształcie ciała - wprzęgnięte zostają w symbolikę społeczno-polityczną. Ich nogi widniejące an tle sowieckiej gwiazdy, układają się w kształt swastyki. Interpretując ten obraz w perspektywie antygatunkowistycznej, można powiedzieć, że tytuł i przedstawienie jest o tyle trafne, że żaden z XX-wiecznych systemów politycznych, żadna z władz, żaden z masowych ruchów społecznych, nie miał na celu zmiany sytuacji zwierząt i nie podejmował kwestii etyki wobec nich. Dla zwierząt piekłem był nie tylko faszyzm i komunizm, dla nich piekłem jest także dzisiejsza demokracja z jej kapitalizmem, który napędza przemysłową hodowlę i rzeź - współczesne obozy śmierci, współczesne łagry.


Włodzimierz Pawlak, "Droga z piekła do piekła", 1985.

Dla równowagi wątki zwierzęce na wystawie "Artefakty" w BWA w Przemyślu prezentują się zupełnie inaczej - dowcipnie, ironicznie, z nutką kiczu. Jaskraworóżowe, antropomorfizowane pieski, ubrane w lateksowe miniówy i dresy otoczone są uroczymi, milusimi, różowymi kupami z tkaniny i równie sympatyczną plamą moczu pod murkiem, uszytą z połyskującego materiału. Abiekt, jakim są odchody został przez artystkę, Iwonę Demko, przetworzony na ładny, przyjemny w dotyku przedmiot, przypominający zabawkę. Mimo ładnego koloru i gładkiej, miękkiej tkaniny, pozostaje w nich coś odrzucającego, przypominają też robale.


Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)

Jak pisze Agata Sulikowska-Dejena, kuratorka wystawy, projekt Demko to komentarz do agresywnej urbanizacji, która wyrywa miastu każdy skrawek zieleni. Psy miejskie pojawiły się jako reakcja na toczącą się aktualnie w Paryżu walkę z opiekunami zwierząt i zabetonowywanie wysepek zieleni. Artystka tworzy miękkie, kolorowe, domagające się dotyku prace, w których ze zjadliwą ironią paradoksalnie wypowiada się o poważnych sprawach.


Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)

Demko operuje estetyką kiczu, tak charakterystyczną dla otaczającego nas nadmiaru byle jakich przedmiotów, efektów masowej produkcji i importu z Chin. Rzeźby te atakują widza nie tylko kolorem, ale też hałasują na różne sposoby, przez co stają się metaforą nadmiaru bodźców, którymi traktuje nas rzeczywistość współczesnych miast, przepełniona obrazami i dźwiękami. Wczoraj byłam z koleżanką na kawie w warszawskim centrum handlowym Złote Tarasy, gdyż spotkałyśmy się przypadkiem w przebieralni sklepu z ciuchami. Wybrałyśmy najspokojniejsze piętro -1, ale wypicie tam herbaty okazało się czynnością niebywale męczącą, ponieważ wszelakie dźwięki (nasz rozmowa, reklamy, muzyka) rozlegały się nie w ciszy, ale we wszechogarniającym przestrzeń szumie. Mam wrażenie, że współcześni architekci często zapominają o akustycznych właściwościach projektowanych przez siebie budynków i w ogóle o wpływie przestrzeni na samopoczucie przebywających w nim osób, w szczególności zaś na "efekt zmęczenia".


Iwona Demko, "Uroki miasta", 2010 (z archiwum artystki)

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Te robale coś mi przypominają...