UWAGA! Uprzedzam, że wpis zawiera przedstawienia odchodów i aktu defekacji.
Ostatnimi czasy Gazeta Wyborcza, szczególnie Stołeczna uwzięła się na temat psich kup w mieście, przedstawiając go bardzo jednostronnie. Otóż jest dla nich oczywiste i bezdyskusyjne, że ich sprzątanie to problem wyłącznie opiekunów psów. Ja widzę ten problem nieco inaczej, a gdy swój punkt widzenia przedstawiałam na Facebooku, wywołał on dyskusje jakich mało. Tyle ważnych spraw nieraz poruszałam na tym portalu, ale żaden nie wywołał takiego zaangażowania intelektualnego i emocjonalnego jak temat psich odchodów. W toku dyskusji wyłoniło się kilka argumentów przeciwko nakazowi sprzątania psich kup przez opiekunów psów, które prezentuję w odpowiedzi na prowadzoną ostatnimi czasy nagonkę na opiekunów czworonogów. Zgadzam się, że ilość psich odchodów w miastach jest problemem, ale moim zdaniem należy poszukać innego sposobu na jego rozwiązanie niż zrzucanie całej odpowiedzialności na opiekunów zwierząt. Powodów jest kilka...
Wbrew pozorom zdrowie, higiena i estetyka to argumenty przeciwko nakazowi sprzątania kup przez opiekunów psów. Powinny istnieć odpowiednie służby porządkowe, mające do tego odpowiedni ubiór i sprzęt. Tak samo jak szambiarze, śmieciarze, myjący dworce, grabiący liście. Taka osoba po pracy się myje i przebiera w czyste ciuchy. A w niedzielę może sobie iść jak każdy na spacer z dziećmi i psami w normalnym ubraniu. Dlaczego osoba idąca na spacer z dzieckiem w zwykłym ubraniu, bez rękawic itd. ma brać do ręki kupę, a potem, nie mając gdzie umyć rąk, nakarmić niemowlę, wytrzeć nos dziecku w wózku albo podać mu biszkopcik?? A dziecko idące samo z psem na spacer też ma zbierać kupy? Powinien to raczej zrobić dorosły w stroju roboczym i po szkoleniu bhp, szczególnie, że wiele kup może zawierać np. robaki. A jak posprzątać, gdy pies ma rozwolnienie? A czy w toalecie publicznej każdy myje po sobie sedes?
W tej chwili całe społeczeństwo jest narażone na kontakt podeszwy buta z odchodami. A jeśli wprowadzimy obowiązek sprzątania to 1/4 społeczeństwa (powiedzmy, ze tyle ludzi ma psy) będzie narażona na kontakt z kupą przez ręce i w pobliżu twarzy.
rys. Marek Raczkowski
Chyba to normalne, że do zajmowania się odpadkami, brudem, rzeczami niehigienicznymi należy mieć odpowiedni strój, sprzęt, a najlepiej też przeszkolenie bhp.
Niektórzy twierdzą, że skoro nie mają psów, to dlaczego ich podatki miałyby iść na sprzątnie psich odchodów. Uznają, że jest to sprawa wyłącznie opiekunów psów. Ale czy w innych wypadkach nasze podatki idą wyłącznie na sprawy, które nas bezpośrednio dotyczą? Ci, którzy nie mają dzieci płacą na szkoły, ci, którzy nie palą tytoniu nie mają pretensji, że sprzątnie petów jest współfinansowane z ich pieniędzy. Dlaczego więc w wypadku kup całą odpowiedzialność próbuje się zrzucać na opiekunów psów? Nasi przodkowie udomowili niektóre zwierzęta i teraz społeczeństwo musi sobie radzić z problemem rozmnażania i opieki na tymi zwierzętami. I bynajmniej nie jest to obowiązek wyłącznie tych nielicznych o dobrym sercu, którzy postanowili się zająć czworonogami. Wiele osób ma bowiem psa nie dla kaprysu, tylko dlatego, że jest mnóstwo bezdomnych zwierząt, którymi ktoś się musi zająć. Bardzo denerwujące jest, że reszty ten problem nie interesuje. Najwygodniej uznać, że nie mam psa i mnie to nie dotyczy. Tymczasem problem nadmiernej ilości tych zwierząt to nie osobisty problem opiekunów psów, tylko całego społeczeństwa. Osoby prowadzące domy tymczasowe dla psów itd. wykonują właściwie pracę, którą powinno zrobić państwo. To jeszcze dokładać im obowiązków?? Może raczej należy się w pierwszej kolejności zająć ograniczeniem nielegalnych hodowli (w komórkach, na działkach itd., gdzie są rozmnażane kundle i pół rasowe psy do sprzedaży na allegro i bazarach) i zwykłych hodowli (bo po co rozmnażać rasowe, skoro jest tyle zwierząt w schroniskach?!), zorganizować kampanie sterylizacji. Podobne problemy dotyczą z resztą kotów, które jednak rzadziej lądują w schroniskach, za to częściej gnieżdżą się w piwnicach kamienic i bloków, zanieczyszczając budynki i umierając na koci katar.
Psy i inne istoty nie-ludzkie grają istotna rolę w społecznościach miejskich i kwestia ta zaczyna być dostrzegana przez socjologów. Podkreśla się np. prospołeczną rolę psów na blokowiskach. Opiekunowie tych zwierząt częściej niż inni zawierają znajomości z sąsiadami i prowadzą pogawędki z przypadkowo spotkanymi osobami, a pretekstem zazwyczaj staje się pies. Może wreszcie należy zacząć brać pod uwagę, że psy stanowią spory procent mieszkańców miast i należy przewidzieć dla nich jakąś przestrzeń.
Skutkiem obowiązku sprzątania kup przez opiekunów będzie także produkcja ton jednorazowych szufelek i opakowań na odchody. A służby porządkowe miałyby trwały porządny sprzęt, który można czyścić i dezynfekować co jakiś czas. Skutki będą zapewne też negatywne dla samych psów, bowiem mało kto będzie miał ochotę je mieć. Jeśli zaczną wlepiać mandaty, to oczywiście mnóstwo osób pozbędzie się swoich pupili, inni natomiast nie będą ich zbyt chętnie adoptować, a znalezienie domu tymczasowego psu z interwencji stanie się jeszcze trudniejsze niż dotychczas... Po dłuższym czasie okaże się jednak, że psów w Polsce jest bardzo mało. Miałam okazję zaobserwować zjawisko zaniku psów podczas pobytu w północnych Niemczech. Miasto wyglądało jak makieta, za to psów w nim się prawie nie widywało. I szczerze mówiąc stęskniłam się za polskimi obdrapanymi ścianami, starymi plakatami na słupach i ... psimi kupami! W angielskiej Kornwalii sytuacja wygląda podobnie. Dochodzi tam do takich absurdów, że znajomy na spacerze z psami (były to chyba jedyne psy, które tam widziałam) w miejscu, gdzie w promieniu kilku kilometrów nie było żadnych zabudowań, brał do kieszeni psie kupy i nosił je przez cały długi spacer. Czyż to nie paranoja?! Przecież psie odchody nie są radioaktywne ani nie rozkładają się jak styropian przez setki lat. Za to nie najlepiej sprawdzają się w roli perfum.
Wolę sobie też nie wyobrażać, czym byłyby spacery po Parku Bydgoskim w Toruniu bez spotykania mnóstwa innych ludzi z psami, psich obwąchiwań, zabaw i moich rozmów z przypadkowo spotkanymi osobami. Dzięki psom ludzie stają się bardziej otwarci i bardziej pozytywnie nastawieni do obcych. Dostrzegli to artyści-blogerzy z nowojorskiej grupy Sprinkle Brigade, którzy z psich kupek tworzą barykady dla plastikowych żołnierzyków, posypują odchody kolorową posypką albo dorabiają im koła tworząc z nich samochodziki. Wszystko zaczęło się, gdy stali w kolejce po bilety do kina i zauważyli, że ktoś wdepnął w leżącą nieopodal kupę. Jeden z panów posypał ją wtedy popcornem. Postanowili więc oswajać psie odchody estetyzując je w dowcipny sposób, tak by wywoływać uśmiech na twarzach nawet największych frustratów (takich jak z Dnia Świta), a przy okazji poznawać przy tym panie.
Sprinkle Brigade, Nowy JorkNie wiem jak odchody, ale psy na pewno są okazją do poznania rożnych osób w anonimowym miejskim tłumie. Niekiedy może być to przystojniak, z którym można potem pójść na rolki, innym razem samotna starsza osoba, szczęśliwa, że ma z kim pogadać. W każdym razie psy pełnią bez wątpienia funkcję integracji ludzi, co dostrzega Joanna Erbel, socjolożka z UW pisząca doktorat na temat roli aktorów nie-ludzkich w społecznościach miejskich.
Na podobny pomysł co Sprinkle Brigade wpadli anonimowi twórcy w czeskiej Pradze. Ich radosną twórczość dostrzegł czeski artysta Martin Zet, które sfotografował te efemeryczne dziełka sztuki. Z kwestią psich odchodów łączy się, opisany przeze mnie wcześniej problem ilości i bezdomności zwierząt i związanej z tym odpowiedzialności społeczeństwa i państwa za istoty gatunków, które człowiek oswoił. Być może fakty te połączył także Martin Zet, który oprócz uroczo ozdobionych kup zaprezentował także serie fotografii przedstawiających bezdomne psy na ulicach europejskich miast. Jego projekt Psy też można odczytać także jako apel o dostrzeżenie w psach współmieszkańców, którzy muszą mieć swoje miejsce w mieście .
fot. Martin Zet
Martin Zet, Psy też
Martin Zet, Psy też
Martin Zet, Psy też
Martin Zet, Psy też
Psie odchody mogą także stać się narzędziem politycznej walki, jak to się stało w wypadku wtykania w nie flag z wizerunkiem Georga Busha.

Okazały się inspirujące także dla polskich twórców. Niedawno znany polski rysownik, Marek Raczkowski został postawiony przed sądem za ozdobienie psich odchodów polskimi flagami. Ma się rozumieć został oskarżony o obrazę uczuć, tym razem nie religijnych, ale narodowych. Jakże to symptomatyczne... Niedawno wznowiono proces dopiero co uniewinnionej Doroty Nieznalskiej. Podobno artystka nie stawiła się w sądzie. Nie dziwię się, ten proces to jeden z większych absurdów do jakich doszło w Polsce ostatnimi czasy. Trzymam kciuki za artystkę, żeby nie wykorkowała psychicznie, a tym, którzy spowodowali wznowienie procesu życzę, by codziennie wdeptywali w udekorowane psie kupy.
Dorota Nieznalska, Pasja
rys. Marek Raczkowski
Tematy defekacyjne w sztuce mają swoją tradycję. Z jednej strony jej korzenie tkwią w dadaistycznym absurdzie, z drugiej zaś w sztuce ciała, sztuce krytycznej, feministycznej, związanej z pojęciem abiektu (abjekt), sformułowanego przez Julię Kristevę. Wprawdzie pisuar Duchampa z 1917 roku to jeszcze nie kupa, ale już niedaleko. Natomiast w 1961 roku Piero Manzoni zapuszkował swoje odchody, przyklejając etykietę "Gówno Artysty". Praca znajduje się obecnie w zbiorach Tate Gallery w Londynie. Najbardziej abiektualny wydaje się jednak sam akt wydalania, obecny np. w pracach Alicji Żebrowskiej, Jacqueline Livingston czy Kiki Smith.
Piero Manzoni, Artist's Shit
Kiki Smith, Tale
Jacqueline Livingston, Self Portait, Better Phone Home
Jeżeli chcesz skomentować blog, a nie chcesz się logować, wybierz opcję "Anonimowy" i podpisz się w komentarzu.