wtorek, 4 grudnia 2012

Zapis dotyczący sztuki w ustawie o ochronie zwierząt?


Po gliwickiej aferze z papugą Pani Ewa Chudyba z Muzeum w Gliwicach, która była moderatorką debaty "Zwierzę - żywe tworzywo artysty?" towarzyszącej wystawie Michała Brzezińskiego "Expanded Life Definition", podjęła inicjatywę mającą na celu wprowadzenie zapisu prawnego dotyczącego wykorzystywania zwierząt przez artystów. Pani Chudyba sporządziła internetową petycję, w której sformułowała wstępnie zapis prawny wraz z uzasadnieniem


Papuga, która umarła na wystawie "Expanded Life Definition" Michała Brzezińskiego w Czytelni Sztuki (Muzeum w Gliwicach)



PETYCJĘ MOŻNA PRZECZYTAĆ TU:

Główny postulat brzmi - domagamy się dodania w ustawie o ochronie zwierząt zapisu zakazującego „korzystania” przez artystów z żywych zwierząt bądź żywych komórek w celu stworzenia dzieła sztuki, który sformułowany jest wstępnie (dopuszcza się możliwe modyfikacje w zakresie formalnym, ale nie treści) następująco:

Zakazuje się tworzenia i wystawiania dzieł sztuki, których integralną część stanowią żywe zwierzęta bądź żywe komórki lub też dzieł sztuki, które powstały w konsekwencji manipulacji (także w obszarze genotypu i fenotypu) dokonywanych na żywym organizmie bądź żywych komórkach lub też dzieł sztuki, do stworzenia których artysta wykorzystał jako tworzywo/materiał żywe zwierzę bądź żywe komórki.

Ten zapis wydaje się odpowiedni, na pewno dobrze, że zostało podjęte jakieś działanie w tym kierunku. W jaki sposób go rozumieć, czego dokładnie ma dotyczyć? Czy wyłącznie używania w sztuce w sposób bezpośredni żywych zwierząt? Wtedy jednak zabicie lub użycie zwierzęcia poza galerią, poza aktem artystycznym już nie podpadałoby pod ten paragraf. Ja ma się ono do prac, w których zwierzę nie jest bezpośrednio obecne w galerii, a praca jest rejestracją pewnych działań?

Czy zapis prawny ma obejmować wyłącznie wyżej przytoczone zdanie, czy także całą pierwszą część petycji? Moim zdaniem postulat sformułowany na końcu petycji nie zupełnie pokrywa się w jej pierwszą częścią. Sformułowania ogólne użyte przy przytoczonych przykładach wymagają chyba jeszcze przemyślenia. Przykłady podane przez autorkę są dość oczywiste, niemniej istnieje mnóstwo różnorodnych sposobów pojawiania się zwierząt w sztuce, do których również można by odnieść te sformułowania. Zacytowane poniżej sformułowania zawarte w petycji, które, jeśli miałyby zostać przekształcone w zapisy prawne, niosłyby ze sobą pewne niebezpieczeństwo - ograniczania także tej sztuki, która nie stoi w konflikcie z dobrem zwierząt.  Poniżej przytaczam wraz z komentarzem fragmenty, które budzą moje wątpliwości, a tłustym drukiem zaznaczam te, które, moim zdaniem, wymagają ponownego przemyślenia, przedyskutowania i innego sformułowania. 

"STOP bio art. Petycja w sprawie Zmiany Ustawy o Ochronie Zwierząt."

Niestety już sam tytuł petycji budzi moje wątpliwości, bio-art nie jest bowiem pojęciem oczywistym, bywa różnie rozumiany i po prostu różny - także pod względem etycznym. Faktycznie, zazwyczaj jest wątpliwy etycznie, ale żeby pokazać zniuansowanie kwestii, której dotyka petycja przytoczę tu jeden ze sztandarowych dla bio-artu projekt Kathy High "Ambracing Animal", polegający na zaadoptowaniu przez artystkę schorowanych transgenicznych szczurów laboratoryjnych i zapewnienie im jak najlepszej opieki do końca ich życia. High filmowała ich życie i opiekę nad nimi, a podtytuł projektu brzmi znacząco: Rat Love Manifesto. Na stronie projektu artystka opisuje jak starała się dbać o rzeczywiste potrzeby szczurów, w polskim prawie określane mianem dobrostanu. Być może High też by można co nieco zarzucić, np. to, że przetrzymywała szczury w galerii zamiast w domu, ale jestem daleko od jednoznacznie negatywnej oceny jej projektu.

Szczur w projekcie Embracing Animal Kathy High


Teraz przejdę do konkretnych fragmentów z petycji (wspominanych sformułowań ogólnych, którym towarzysza przykłady - zawartych w pierwszej części petycji):

3) mamy do czynienia również z pracami, których powstanie wiązało się:
a) z uśmierceniem zwierzęcia bezpośrednio przez artystę
b) wykorzystaniem przez artystę faktu uśmiercenia zwierzęcia przez osobę trzecią. 

O ile pierwszy punkt nie budzi moich wątpliwości - artystom należy bezwzględnie zabronić uśmiercania zwierząt w celach artystycznych, o tyle drugi postaram się przemyśleć. Sformułowanie w punkcie b) jest tak szerokie, że może obejmować niemal wszystko, nawet wykorzystanie do rzeźby znalezionej w lesie czaszki. Takie rzeźby tworzył np. Xavier Bayle, artysta od wielu lat zaangażowany w ruch praw zwierząt, weganin.

Xavier Bayle, rzeźba z użyciem znalezionej czaszki


Oczywiście sporo jest przypadków, w których artyści zlecają lub w inny sposób inicjują uśmiercenie zwierzęcia do swoich celów artystycznych, jak to zrobiła np. Katarzyna Kozyra do "Piramidy zwierząt" (uśmierciła dwa koguty, choć użyła tylko jednego, zleciła zabicie klaczy) czy Guillermo Hababcuc Vargas, który posunął się do próby zagłodzenia psa uwiązanego w galerii. Ale są sytuacje, w których artyści używają zwierząt już wcześniej przez kogoś zabitych. Wtedy też można poddać w wątpliwość wykorzystanie ciała zwierzęcia (np. holenderska artystka Katinka Simonse używająca pseudonimu Tinkebell nie tylko uśmierca i torturuje zwierzęta, ale później ośmiesza ich ciała, przetwarzając je tak, że wyglądają "idiotycznie").

 ośmieszone ciało psa w rzeźbie Katinki Simonse (Tinkebell) (Holandia)


 

Poddawanie eutanazji klaczy Kasi - Piramida zwierząt Katarzyny Kozyry (Polska)


 Chory, zagłodzony pies złapany na ulicy, przywiązany w galerii Codice w ramach projektu Zagłodzić psa Guillermo Habacuca Vargasa (Nikaragua)

Niemniej pod podpunkt b) sformułowany w ten sposób podpadałyby także wszystkie działania artystyczne, w których użyte zostały produkty pochodzące z uboju zwierząt, a więc niewegetariańskie. W świecie, w którym żyjemy nie można niestety uczynić wszystkich wegetarianami (choć w przyszłości kto wie), a zatem trudno zabronić artystom używania w sztuce tego, czego wszyscy używają na co dzień - trupów zwierząt, które ludzie jedzą i noszą. Można argumentować, że sztuka to rozrywka, a użycie uśmierconego zwierzęcia do celów spożywczych lub obuwniczych jest uzasadnione, jednak  logika takiego rozumowania może być łatwo poddana w wątpliwość, gdyż cele spożywcze są bodaj jeszcze mniej uzasadnione niż artystyczne.

Pojawiają się różne niuanse: wyobraźmy sobie czterech artystów, którzy stworzyli prace, w których użyli jako materiału futra. 1. Jeden z nich zlecił zabicie na futro zwierzęcia, 2. Drugi kupił futro w zwykłym sklepie futrzarskim, produkt procederu okrutnego, ale niestety legalnego i akceptowanego przez sporą część społeczeństwa. 3. Trzeci użył futra, które znalazł od dawna nieużywane u babci na strychu. 4. Czwarty użył dobrej jakości sztucznego futra, wizualnie i dotykowo przypominającego naturalne i udało mu się osiągnąć ten sam efekt, co pozostałym artystom. Przypadek czwarty nie jest wątpliwy moralnie. Przypadek pierwszy jest ewidentnie niemoralny i zapis prawny powinien być tak sformułowany, by tego zabronić) Co począć jednak z artystą drugim i trzecim? Czy można sformułować zapis w taki sposób, by w sztuce zostało zabronione coś, co w galeriach handlowych jest akceptowane? Czy zapis podpunktu b) w obecnym kształcie nie dyskwalifikuje twórczości artysty nr 3?

Tomek Rogaliński użył sztucznego futra, a ślimaki wyrzeźbił...




 Jeżeli podważalibyśmy zasadność użycia przez artystkę Iris Schieferstein skóry krowy do rzeźby, chcąc zachować konsekwencję, musielibyśmy podważyć zasadność używania skóry do produkcji obuwia...


Przytoczone sformułowanie punktu b) dotyczy w zasadzie każdej sztuki z użyciem produktów będących skutkiem zabijania zwierząt, a więc mięs, skór futer. Być może jednak należałoby na artystów nałożyć obowiązek informowania o sposobie pozyskania części ciał zwierząt, ponieważ jest to istotne dla oceny zarówno ich jako ludzi jak i ich sztuki, a także do jej interpretacji i wpisania jej w odpowiedni kontekst. Ośmielę się posunąć się do stwierdzenia, że widz ma prawo wiedzieć, czy to, co ogląda jest produktem morderstwa czy nie. Niektóre formy pozyskiwania materiałów do sztuki powinny być nielegalne. Chciałabym np. wiedzieć, w jaki sposób Iris Schiefestein pozyskuje materiały do swoich rzeźb albo skąd Nicolas Galanin miał skórę całego wilka. Jeśli zlecił zabicie zwierzęcia jego praca może zostać zupełnie inaczej rozumiana i wpisana w inny kontekst niż gdyby się okazało, że znalazł je np. w piwnicy jakiegoś starego domu. Ale nie wiem tego, więc mogę jedynie spekulować, a póki nie mam pewności, to nie wiem też, czy działanie artysty jest moralne. Gdyby podpunkt b) przytoczony w petycji potraktować jako podstawę zapisu prawnego praca ta byłaby nielegalna, niezależnie od tego, czy jest moralna (tzn. niezależnie od tego jak pozyskano futro).


 
 Rzeźby Iris Schieferstein z wykorzystaniem fragmentów ciał zwierząt 


 
Praca Nicolasa Galanina - wypchany wilk próbujacy uwolnić się od bycia dywanem, od uprzedmiotowienia...

A jak owo sformułowanie można by odnieść do akcji aktywistów z hiszpańskiej organizacji działającej na rzecz praw zwierząt Igualdad Animal? Ich uliczne happeningi mają bowiem charakter artystyczny, a moim zdaniem także dużą wartość artystyczną. Wykorzystują oni jednak ciała zwierząt zabite przez innych - zbierają ze śmietników rzeźni, ferm i schronisk zwłoki zwierząt (m. in. odpady przemysłu mięsnego, jajczarskiego, mlecznego), a zatem podpadaliby pod ten paragraf. Jeżeli podpunkt b) stałby sie podstawą postulatu prawnego doszłoby do paradoksalnej sytuacji, w której ustawa mająca służyć dobru zwierząt mogłaby wykorzystana przeciwko osobom broniącym praw zwierząt.




2) przyczyniają się do ugruntowania w świadomości społecznej przekonania, że zwierzę jest „rekwizytem” i „narzędziem” artysty, którym może on dowolnie się posługiwać - a zatem usprawiedliwiają przedmiotowe traktowanie zwierząt. Nawet jeżeli istota żywa nie doznaje bezpośredniego uszczerbku ani w wymiarze fizycznym, ani psychicznym (przy czym nie mamy środków, by jednoznacznie i ostatecznie stwierdzić brak cierpienia zwierzęcia, szczególnie w przypadku niewielkich organizmów, takich jak wypławek - płaziniec) – angażowanie zwierzęcia w działania artystyczne, których celu ani sensu nie jest ono w stanie zrozumieć ani podjąć świadomej decyzji o uczestnictwie w nich – jest naszym zdaniem nieetyczne, stanowi również przesłankę do podejmowania analogicznych działań w obszarze sztuki wobec osób niepełnosprawnych intelektualnie czy dzieci; 

Gdyby chcieć potraktować powyższe postulaty jako podstawy do zapisów prawnych, to trzebaby zanegować sporo świetnych prac artystycznych, które w żaden sposób nie przyczyniają się do cierpienia zwierząt. Faktycznie, nie wiem, co kot Rudzik na to, że wystąpił w dwóch pracach Robakowskiego, że był pokazywany w Zachęcie i w CSW, nie wiem co jamniczka Brioche na to, że jest bohaterką prac swego opiekuna Hugo Fortesa, a jej zadanie polega na spaniu i zerkaniu od niechcenia w obiektyw... Te prace mówią o podmiotowości zwierząt, i w przeciwieństwie do pracy Brzezińskiego z użyciem papugi, nie zaprzeczają swojej idei. Dlatego uważam, że we wszystkich sformułowaniach zawartych w petycji powinno być wyraźnie podkreślone, ze mowa o działaniach/zachowaniach, które wiążą się z krzywdzeniem zwierzęcia. Albo należałoby dodać zapis, że uczestnictwo zwierząt w sztuce jest dopuszczalne tylko pod warunkiem, że nie istnieje żadne ryzyko uczyniania przez to zwierzęciu krzywdy, że praca artystyczna nie naraża zwierzęcia na żaden rodzaj dyskomfortu lub cierpienia fizycznego lub psychicznego.

 
Jamniczka Brioche w pracy Hugo Fortesa

Kot Rudzik w pracy Józefa Robakowskiego
 

Wnioskujemy o zmianę Ustawy o Ochronie Zwierząt w Rozdziale 4 art. 17 (Ustawy obowiązującej na dzień 8.11.2012 r.) poprzez dodanie zapisu zakazującego „korzystania” przez artystów z żywych zwierząt bądź żywych komórek w celu stworzenia dzieła sztuki.

No właśnie pytanie co nazywamy korzystaniem z żywych zwierząt, czyż każdy film przyrodniczy lub dokumentalny nie podpada pod ten paragraf? Wydaje mi się, że wiem, co autorka ma na myśli, ale znowu - uważam, że należałoby to może jakoś  inaczej sformułować. Należałoby zaznaczyć, że chodzi o korzystanie, które naraża zwierzę na ryzyko, na jakiegokolwiek rodzaju krzywdę, którą to krzywdę należałoby jakoś zdefiniować. 

Warto by było też zaznaczyć, że zapisy nie odnoszą się wyłącznie do zwierząt kręgowych, ale także do innych, np. owadów. 

Praca na tkankach i komórkach rzeczywiście wymagasprecyzowania, nie jestem tylko pewna, czy w ustawie o ochronie zwierząt. Gdyby istniała ustawa o sztuce, o granicach swobody artystycznej, to należałoby w niej uwzględnić zarówno zwierzęta, jak i tkanki i komórki. Mowa jednak o ustawie o ochronie zwierząt, a komórki i tkanki to nie zwierzęta. Trzeba by wziąć pod uwagę pracę zarówno na tkankach zwierzęcych, jak i ludzkich. Bio-artem z pewnością można nazwać prace z zastosowanie biotechnologii lub praktyk jej podobnych, praca na tkankach i komórkach, operowanie na żywym organizmie z wnikaniem w jego szeroko rozumianą strukturę. W ustawie o ochronie zwierząt należałoby zatem uwzględnić sztukę, w której stosowane są manipulacje na zwierzęcych organizmach. Biotechnologia wraz ze swoim rozwojem z pewnością będzie wymagała coraz to nowych regulacji prawnych, choć niestety w Polsce bioetyka rzadko kiedy wykracza poza dyskusje wokół aborcji, eutanazji i in vitro. Nie jestem jednak pewna na ile użycie żywych zwierzat jako aktorów lub współuczetsników sztuki można nazwać bio-artem. W końcu nie nazywamy tak sztuki, w której występuje człowiek (zwierzę, ssak gatunku homo sapiens). Nie jestem też pewna, czy użycie fragmentów ciał zwierząt w sztuce można nazwać bio-artem, w końcu składniki pochodzenia zwierzęcego w farbach lub klejach były od wieków stosowane choćby w malarstwie. 

Na koniec dodam, że inicjatywa Ewy Chudyby jest dla mnie bardzo ważna. Moim celem nie jest jej blokowanie, ale dokładniejsze i bardziej przemyślane przygotowanie. Uważam, że radykalizm postulatu nie musi iść w parze ze zbyt szerokim jego sformułowaniem, tak jak szczegółowe sformułowanie, mające na względzie także wolność tworzenia, nie musi oznaczać konformizmu w etycznym podejściu do zwierząt. Mam nadzieję, że środowisko artystyczne i środowisko proanimalistyczne oraz organizacje na rzecz praw zwierząt podejmą wspólną inicjatywę, przedyskutują i wypracują postulaty prawne. Nie ma sensu wchodzenie w konflikt z artystami, nie ma sensu ograniczanie sztuki tam, gdzie nikomu to nie służy, a może zaszkodzić. Nie można jednak zapominać, że dobro zwierząt ma być tu wartością nadrzędną.

Podpiszecie petycję w tym kształcie czy nie? Ja mam pewne opory, ale chyba jednak podpiszę, gdyż potencjalne korzyści przewyższają potencjalne niekorzystne skutki. Dlatego proszę komentujcie, krytykujcie, wyrażajcie zdanie, piszcie spostrzeżenia!

P.S.
A ponieważ zaczęłam od afery z papugą w Muzuem w Gliwicach, i ponieważ afera ta spowodowała napisanie petycji przez Ewę Chudybę, dlatego też do niej wrócę. Informuję, że moje komentarze na blogu Pani Chudyby dotyczące pojęcia cenzury w odniesieniu do wystawy "Expanded Life Definition", dotyczące także współodpowiedzialności galerii za śmierć papugi, nie zostały opublikowane (są moderowane):
http://wersjerobocze.blogspot.com/2012/10/za-sztuka.html#comment-form 

---
Wszystkie teksty opublikowane na blogu Nie-zła sztuka objęte są prawem autorskim na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Cytując teksty z niniejszego blogu, musisz podać imię i nazwisko autorki oraz nazwę i adres blogu.
---

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Dobrze byłoby doprecyzować pewne kwestie. Boję się, że wdrażanie w życie ułomnych przepisów może skończyć się gorzej niż nie robienie nic. Przecież się nie pali. Można wspólnie napisać nową ulepszoną petycję. Czy się mylę?

Ewa Chudyba pisze...

Szanowna Pani Doroto,

rzeczywisty szacunek dla zwierzęcia jako Innego nakazywałby wyłączyć je całkowicie z obszaru działań artystycznych, które pozostają ludzką domeną – i ani zwierzęcia nie uprzedmiatawiać, ani upodmiatawiać, bo obydwie te kategorie są czysto ludzkie. Bez względu na to, czy artysta wyrządza zwierzęciu fizyczną/psychiczną krzywdę czy też nie -zwierzę zawsze pozostaje marionetką artysty. Jak pisze na swoim blogu Teoria kultury w praktyce pani Monika Popow "(...) to artysta, a nie zwierzę, wypowiada się w sztuce i, niezależnie, jakie warunki zostaną stworzone, podejmuje też wszystkie decyzje". Z tego względu dyskusji na temat angażowania zwierząt w działania artystyczne nie można sprowadzić do dychotomii krzywdzony/niekrzywdzony.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że żądanie całkowitego wyłączenia zwierząt z obszaru działań artystycznych jest nierealne.

Zresztą zawarta w petycji propozycja zakazu nie ma takiego celu - odnosi się on tylko i wyłącznie do tych dzieł sztuki, których INTEGRALNĄ częścią jest zwierzę bądź materia żywa. Taki zapis nie wyklucza zdjęć zwierząt, nawet film nagrany w rzeźni przez Katarzynę Kozyrę byłby (gdyby zakaz obowiązywał) dopuszczalny, ponieważ integralną częścią filmu nie jest zwierzę tylko zapis cyfrowy na określonym nośniku bądź taśma VHS. W przypadku zdjęcia jego integralną częścią jest octan celulozy, z którego dziś wykonuje się błonę fotograficzną bądź zapis cyfrowy i ewentualnie papier, na którym zdjęcie zostało wydrukowane/wywołane. Również praca Józefa Robakowskiego „Rozmyślania przy lizaniu” byłaby legalna - jak rozumiem kota widzimy na filmie. Filmy przyrodnicze czy dokumentalne poświęcone zwierzętom również nie byłyby zakazane, chociażby dlatego, że nie pretendują do miana dzieła sztuki. W przeciwieństwie do nich, gdyby zapis obowiązywał, zakazana byłaby instalacja Michała Brzezińskiego, którą prezentował on w ramach wystawy Life Expanded Definition, ponieważ w jej skład wchodziła klatka z żywą papugą – tu zatem zwierzę BYŁO integralną częścią dzieła sztuki. I właśnie powstawaniu takich prac, w których bezpośrednim nośnikiem wyrażanych przez artystę treści staje się zwierzę (również materiał pochodzenia zwierzęcego – np. znalezione w szafie futro z lisa czy ciało zabitego zwierzęcia) lub żywa materia - zapis miałby przeciwdziałać.

Co do performerów z Igualdad Animal i ich akcji, którą Pani przywołuje - dla mnie taki sposób walki o prawa zwierząt jest dyskusyjny i wcale niejednoznaczny - szacunek dla zwierzęcia nakazywałby pochować jego ciało, a nie traktować je jako rekwizyt w spektaklu walki o prawa zwierząt - bo taka manifestacja to w dużej mierze spektakl. Znam o wiele bardziej efektywne sposoby pomagania zwierzętom, ale oczywiście nie tak spektakularne i medialne. A co paradoksalności - z z perspektywy psychologicznej takie epatowanie obrazami cierpienia czy wręcz bezpośrednio martwym ciałem nie zwiększa wrażliwości odbiorców. Przeciwnie - prowadzi do ich zobojętnienia, niszczy wrażliwość. To trochę tak, jak z braniem narkotyków - im więcej cierpienia, tym bardziej rośnie nam tolerancja. Dobrze tą prawidłowość charakteryzuje w Dwu szkicach o moralności ponowoczesnej Zygmunt Bauman: „wraz z natężeniem hałasu rośnie próg wrażliwości, i każdy następny przekaz musi być głośniejszy od poprzedniego, każdy obraz jaskrawszy, każdy szok dotkliwszy. I tak wciąż po wznoszącej się spirali – aż szum ogłuszy, wizja oślepi, wstrząs sparaliżuje”.

A chyba jednak nie o to w tym wszystkim chodzi.

Pozdrawiam,

Ewa Chudyba

Nie-zła sztuka pisze...

Pani Ewo,

dla mnie jednak kategoria krzywdzenia pozostaje kluczowa. Jeżeli wykluczymy kategorię krzywdzenia, to petycja traci sens. Krzywdzenie jest tym, co właśnie dla zwierząt ma znaczenie w relacji z ludźmi, również z artystami. Jeżeli artysta "bawi się" w upodmiotowianie zwierzęcia lub w inny sposób wpisuje je w jakieś kategorie czy konteksty bądź przypisuje zwierzęciu jakieś znaczenia symboliczne, metaforyczne lub inne, ale przy tym go nie krzywdzi, a przekaz dzieła nie zawiera treści, które by krzywdzeniu sprzyjały, to zwierzęciu taka sztuka nie przeszkadza, nie ma dla zwierzęcia znaczenia. Po cóż więc taką sztukę negować? Jeżeli dla Pani krzywda nie jest kluczowa i decydująca, to w tym momencie paradoksalnie popełnia Pani to, przeciwko czemu się Pani zwraca, a mianowicie decydujące pozostają dla Pani kategorie, które są domeną czysto ludzką, a nie kategoria krzywdy, która jako jedyna ma dla zwierząt znaczenie w odniesieniu do sztuki. Czym ta krzywda jest to osobna, trudna sprawa. Ja byłabym za jak najszerszym (jak najkorzystniejszym dla zwierząt) jej pojmowaniem.


Granice między sztuką a życiem są bardzo płynne. Dlatego tak, jak w życiu, poza sztuką relacje ludzi i zwierząt oceniane są w kategoriach krzywdy, tak też powinno być w sztuce (choć oczywiście pojęcia krzywdy w stosunku do świń i do psów i kotów są skrajnie różne, z czym się nie zgadzam, a i w odniesieniu do psów i kotów niewystarczające). Granica między sztuką a życiem w szczególności zaciera się w przypadku happeningu. Np. happeningi Igualdad Animal nie pretendują do miana artystycznych. Dążenie do całkowitego wyłączenia zwierząt ze sztuki, musiałoby oznaczać także dążenie do wyłączenia ich z ludzkiego życia. Moim zdaniem nie nalezy dążyć do eliminacji, wyłączenia, zerwania relacji, ale do budowania takich relacji ze zwierzętami, które ich nie krzywdzą. Sztuka też może być rodzajem takiej relacji i też może nie krzywdzić (np. Robakowski, Rogaliński, Bayle).

Autodefiniowanie się twórcy nie powinno tu być decydujące, tylko skutki jego działań dla zwierząt. Granica między filmem przyrodniczym, dokumentalnym a artystycznym oraz między fotografią dokumentalną a artystyczną jest bardzo płynna. Np. fotografie World Press Photo są pokazywane w Zachęcie i toruńskim CSW. A jakim rodzajem fotografii jest opisana przez Izę Kowalczyk seria zdjęć staruszki z kotem – dokumentem czy projektem artystycznym: http://strasznasztuka.blox.pl/2012/11/Stara-kobieta-i-kot-u-Miyoko-Ihary.html A może Miyoko Ihara nie pretenduje do miana żadnej z tych dwóch? Ale jakie to ma znaczenie, skoro nikt tu nie doznaje krzywdy.

Najistotniejsze w całej tej sprawie jest dobro zwierząt, a więc wykluczenie w sztuce takich zachowań i działań, które temu dobru przeciwdziałają, łamią je, nakłaniają do jego łamania itp. (a zatem krzywdzą lub propagują krzywdę zwierząt). I tutaj dochodzimy do istoty naszego sporu. Działaniami powodującymi cierpienie zwierząt są NIE TYLKO prace, których integralną część stanowi zwierzę. Np. zwierzę nie jest integralną częścią pracy, która jest filmem, nawet, gdy do jego nagrania zabito lub bito zwierzę. Dla przykładu – zgodnie z Pani powyższym wyjaśnieniem pod Pani projekt ustawy nie podpadałaby praca Kozyry, gdyby była jedynie filmem (zarejestrowanie zabijania konia), bez rzeźby z wypchanego konia. Ponieważ zwierzę jako integralna cześć pracy pojawia się tylko w rzeźbie, a w filmie już nie (jak sama Pani zauważyła, tam byłaby to już tylko taśma filmowa lub cyfrowy zapis obrazu). Żaden rodzaj dokumentacji filmowej lub fotograficznej nie byłby zabroniony, nawet, gdyby do jej stworzenia wykorzystałby w perfidny sposób zwierzęta. Natomiast należałoby zabronić działań Igualdad Animal lub prac Xaviera Bayle z wykorzystaniem znalezionych kości czy futer.
Prowadziłoby to do etycznego absurdu! A wydawało mi się, że cel ma Pani ten sam, co ja – przeciwdziałanie cierpieniu zwierząt.

Pozdrawiam,
Dorota Łagodzka

Ewa Chudyba pisze...

Pani Doroto,
Pani cel to nie obrona zwierząt, tylko - w pierwszej kolejności - artystów. Właśnie dlatego tak trudno nam się porozumieć. Przedstawione przez Panią argumenty są niemerytoryczne - bo powiedzieć, że granice sztuki są płynne, to nic nie powiedzieć - wskazują również, że nie rozumie Pani (bądź z jakiegoś powodu nie przyjmuje) mających psychologiczne uzasadnienie argumentów, jakie we wcześniejszym komentarzu zawarłam. Proponuję je jeszcze raz przemyśleć. Kluczowa jest tu kwestia meta-narracji jaką generują dzieła, których twórcy dowolnie dysponują zwierzęciem/materią żywą i traktują je jako medium artystycznej realizacji. Ta narracja jest obecna bez względu na to, czy zwierzę jest krzywdzone, czy też nie (trudno byłoby zresztą kategorię krzywdzenia zastosować do materii organicznej).
Właśnie dlatego bazą mojej argumentacji nie jest kryterium patocentryzmu, ale uniwersalna wartość jaką jest szacunek dla życia.

Ta meta-narracja, która budzi mój (i nie tylko mój) sprzeciw zawiera komunikat: życie służy do zabawy.

Konsekwencje takiego przekonania - jeśli zakorzeni się w świadomości zbiorowej - będą niszczące.

Dlatego właśnie jednoznaczne określenie płynnych granic sztuki i "artystycznej swobody" jest konieczne. I temu właśnie ma służyć petycja.


Pozdrawiam,

Ewa Chudyba

Nie-zła sztuka pisze...

Pani Ewo,

pisze Pani, że mój cel to nie obrona zwierząt, tylko - w pierwszej kolejności - artystów. Nieprawda. I nie ma Pani podstaw, żeby tak zakładać. Bardzo wyraźnie napisałam, że etyczne traktowanie zwierząt jest wartością nadrzędną wobec wolności artystycznej. Zamiast przeczytać ze zrozumieniem to, co napisałam, z góry Pani założyła, że jestem przeciwko zwierzętom. Tak się nie da dyskutować. A bez dyskusji nie uda się wypracować ustawy, która jest sensowna i ma szansę na wdrożenie.

Pozdrawiam,
Dorota Łagodzka